Stara Zajezdnia

08:00

Przyszedł w listopadzie taki dzień, by uzupełnić listę odwiedzonych browarów i tym samym uszczuplić listę hańby. W towarzystwie Daniela wybrałem się do Krakowa. Wielokrotnie przechodziłem obok tego browaru i jakoś nie miałem okazji tam zajrzeć. Brak okazji wynikał częściowo z tego, że lata temu warzący klasyki browar restauracyjny średnio mnie interesował, a gdy klasyka wróciła na orbitę moich zainteresowań okazało się, że bohater tego wpisu cieszy się niezbyt dobrą opinią ludzi znających się na piwie. No ale Piwne Podróże to nie tylko rurki z kremem, to także odpowiedzialność. Przed Wami Stara Zajezdnia Kraków by DeSilva.

Browar zlokalizowany jest perfekcyjne pod względem turystycznym. To właściwie epicentrum krakowskiego Kazimierza, niezwykle popularnej dzielnicy pełnej restauracji, knajp i życia. Spacer z dworca PKP okazał się czasochłonny i dość trudny. Trafiliśmy na kilka spowalniaczy - pub Non Iron, pub Beer Galery Luxury, BroPub, TEA Time i jeszcze Strefę Piwa.

Stara Zajezdnia to rzeczywiście zajezdnia i to tramwajowa. Zajezdnia Św. Wawrzyńca zaczynała jednak jako zajezdnia tramwaju konnego. Działała od 1882 roku i została wybudowana przez Banque de Belgique, inwestora i pierwszego właściciela. Dziś zabudowania byłej zajezdni, które przecina brukowana ulica Św. Wawrzyńca, zachwycają swoim historycznym charakterem. Po południowej stronie, w najstarszej części działa Muzeum Inżynierii Miejskiej, a w północnej restauracja z browarem.

DeSilva to spółka zajmująca się hotelarstwem. Jest właścicielem hoteli o tej samej nazwie, a także kilku Ibisów i hoteli Mercure. Bogactwo. Przełożyło się ono wyraźnie na inwestycję w restaurację, bo robi ona bardzo dobre wrażenie. Stara Zajezdnia jest wielka, choć nie do końca to poczuliśmy, bowiem największa hala nie była otwarta. Tym samym też nie widzieliśmy warzelni, bo właśnie tam ona stoi. No ale okazuje się, że niedziela 12 listopada jest poza sezonem. Warzelnia to dwunaczyniowe urządzenie o pojemności 10 hl. Współpracuje z czterema tankami fermentacyjnymi, dziesięcioma leżakowymi i dwoma wyszynkami. No ale tego nie widzieliśmy. Ograniczyliśmy naszą wizytę do tzw. Hali Tramwajowej, w której poza barem dla gości dostępne są dwie sale.

Ta cześć jest urządzona przytulnie i nowocześnie, a z szacunkiem dla zabytkowego charakteru wnętrz. Kamienne i ceglane podłogi oraz mur pruski na ścianach dobrze wyglądają w połączeniu z czarną stalą i drewnem, które wprowadzają nieco industrialu. Jest sporo zieleni i ciepłego światła. To naprawdę ładne miejsce. Także obsługa staje na wysokości zadania, wszyscy są mili i uśmiechnięci.

Karta dań jest bardzo ciekawa. O ile dobrze pamiętam Danielowi bardzo smakowało, ale nie do końca sobie pojadł. Ja natomiast zamówiłem gnocchi z boczkiem i to był strzał w dychę. Pyszne a i porcja bardziej niż słuszna. Objadłem się jak szalony. Duży plus. To przejdźmy do minusów, bo o piwie niewiele dobrego mogę powiedzieć i tak jest to spory kolokwializm. Deska wprawdzie wygląda bardzo obiecująco. Pod względem edukacyjnym doceniam obszerne opisy piw, nam trafiły się takie w języku Szekspira, ale to pewnie przypadek (może nawet wystarczyło obrócić kartkę, już nie pomnę). Do degustacji trafiły - pils, gruszkowy weizen, ananasowe AIPA, miodowy ciemny lager i pomarańczowy bitter, który de facto był kolejnym AIPA. I uwaga, rozumiem, że te słodkie piwka mogą ludziom smakować. Szczególnie że poszczególne aromaty i smaki są bardzo intensywne, co wskazuje na to, że są to dosłownie aromaty spożywcze. Natomiast uważam, że po pierwsze piwa są zwyczajnie za słodkie, a po drugie kompletnie nie trafiają do mnie. Ananasowe i pomarańczowe to alkoholowe drinki, gruszkowy weizen tak bardzo gruszkowy, że nic spod tego się nie wydobywa, a miodowe w stylu miodowego, ale kompletnie bez lekkości i polotu; ciężkie, mulące, a sam miód smakował bardzo niedobrze. Jedynie pils jest przyjemnie nijaki niczym lekki lager, bo do pilsa brakuje mu goryczki.

O ile miejsce jest bardzo klimatyczne, eleganckie i ładne, a obsługa pozwala poczuć się dobrze i co więcej można dobrze zjeść, to pójście tam tylko na piwo nie wydaje mi się dobrym pomysłem. Tym samym potwierdziły się wszystkie informacje, jakie słyszałem o tamtejszym piwie. Na koniec wziąłem jeszcze wypatrzone przez Daniela portery bałtyckie stojące w witrynce - oba w wersjach barrel aged. Pewnie w najbliższym czasie spożyję je i dam znać, jak smakują!

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy