W grudniu ubiegłego roku w me nienasycone łapki wpadły aż dwa egzemplarze belgijskiego piwa trapistów z Opactwa Scourmont, znajdującego się w miejscowości Chimay, od której wzięły swoją nazwę. Zły los chciał, że oba takie same. Czerwone. Ale dzięki temu miałem okazję spróbować czerwonego Chimay'a dwukrotnie i jeszcze kogoś poczęstować. Dziś jeszcze kilka słów o piwach trapistów i o smaku tego konkretnego - Chimay Rouge.
Bardzo cieszą mnie podróże mojej kuzynki (tu o nich), ponieważ nieustannie zaskakuje mnie ciekawymi piwami z nich taszczonymi. Zeszłoroczna wycieczka do Danii zaowocowała dwoma piwami i jedną butelką (niestety jedno z piw nie wytrzymało oficjalnie ze szczelnością kapsla, a nieoficjalnie /mój domysł/ z alkopotrzebami Karoliny). Mimo że Młoda nie zahaczyła o wyspę Bornholm, to rzut oka na etykietę wskazał, że piwo pochodzi stamtąd. Bardzo fajny to pomysł na etykietę, która ma kształt właśnie duńskiej wyspy, na której to - w mieście Svaneke - znajduje się działający od 2000 roku minibrowar o tej samej nazwie.
Belgia. Państwo w zachodniej Europie wciśnięte między Francję a Holandię. Jeżeli nawet Belgia przeciętnemu człowiekowi z czymś się kojarzy, to z Brukselą, w której pieniądze całej Europy są pożerane przez biurokratyczną hydrę. Nie ulega wątpliwości jednak, że jest Belgia rajem każdego piwosza. Obiektem jego marzeń, westchnień i mokrych snów. Powierzchnia tego kraju, podzielonego praktycznie prostą linią na
Flandrię (północ) i Walonię (południe), jest mniejsza niż województwa
mazowieckiego. Mimo to belgowie wysforowali się na czoło w piwnej różnorodności, pomysłowości i browarniczego rzemiosła starego kontynentu. Ten mały i piękny kraj (o tym pisze Karolina, mój dostawca piwa i kuzynka w jednym) słynie z owocowych piw typu Lambic, które przypominają wariację na temat piwnego szampana, flamandzkich czerwonych ale, piw w stylu Saison - sezonowych, wywodzących się z Walonii, piw klasztornych i przede wszystkim piw trapistów. Belgowie na punkcie piwa mają prawdziwego świra.
Dziś o piwach trapistów.
Dziś o piwach trapistów.
Dziadek Mróz - tak, to nazwa piwa - jest przedstawicielem odmiany stylu, która do tej pory była całkowicie nieobecna w polskim świecie piwnym. Mowa o mocno alkoholowym stoucie, który rzekomo tak dobrze przyjął się na osiemnastowiecznym carskim dworze, że został ochrzczony russian imperial stoutem. Dlaczego do tej pory właściwie go nie było u nas? Jak smakuje Dziadek Mróz? Nic prostszego - czytaj dalej!