Do Browariatu wybierałem się od dawna. A to kasa się kończyła, gdy miesiąc jeszcze nie miał zamiaru czynić tego samego. A to nie było mi specjalnie po drodze z Katowicami. Czas mijał, a piwo odłożone mi przez Roberta leżakowało sobie tam spokojnie. Po powrocie z wakacji nie dość, że zostały mi jeszcze pieniądze, to czas pozwolił mi na możliwość pokibicowania Polakom zdobywającym mistrzostwo świata w siatkówce. Akurat był półfinał. Półfinał ten był wspaniałą okazją, do przyjrzenia się bliżej zmianom jakie zaszły w portfolio piw dostępnych w Browariacie.
Dziś zabieram was w podróż do amerykańskiej Yakima Valley, doliny gdzie nad rzeką o tej samej nazwie hodowany jest chmiel. Bilet w obie strony opłacił Ale Browar, za sprawą dwóch piw o bardzo tajemniczych nazwach - Single Hop HBC 340 i Single Hop HBC 432, ja musiałem jedynie opłacić koszty rezerwacji (ok. 8 zł. w jedną stronę). W Dolinie Yakima produkuje się nie tylko ponad 75% amerykańskiego chmielu, ale także eksperymentuje z hodowaniem zupełnie nowych odmian. HBC 340 i HBC 432 to właśnie robocze nazwy nowych odmian piwnej przyprawy. Ale Browar postanowił posłużyć się tymi, nie do końca poznanymi jeszcze chmielami i przyprawić nimi dwa nowe piwa single hop (czyli takie, które są nachmielone tylko jednym rodzajem chmielu). Co z tego wyszło?
Uwielbiam takie sytuacje. Niby kolejny smutny dzień w pracy, a tu Katarzyna zza biurka radosnym głosem mówi, że Ania przyleciała z Norwegii i mają dla mnie piwa. Poczułem się jak w piątek o 15:00, rozmarzyłem, a przede wszystkim bardzo ucieszyłem. W myśl prostej zasady, którą przekazuję osobom mniej obeznanym w temacie piw, "im ciemniej i mocniej, tym lepiej", przyjechały do mnie dwa ciemne i mocne piwa. Oba browary gościły już na moim blogu, także za sprawą tego kobiecego duetu, więc zapraszam do odświeżenia pamięci.
W momencie gdy czytacie te słowa, ja spełniam jedno ze swoich marzeń. Lecę do Belgii aby poczuć na własnej skórze dokonania tamtejszego piwowarstwa. Przyjrzeć się ciekawym miastom, zwiedzić jakiś browar, napić się lambika czy piwa trapistów w ich ojczyźnie. Wiele ciekawych belgijskich piw jest oczywiście dostępnych u nas, bo skąd mógłbym wiedzieć jak bardzo są dobre? W ramach zasady "myśl globalnie, pij lokalnie" mam zamiar znaleźć kilka piw, których jeszcze nie próbowałem. Póki co na blogu trzy bardzo dobre piwa, które przywiozłem z... Węgier. Tam kosztowały naprawdę śmieszne pieniądze, ale u nas też nie są drogie, a całkowicie warte swojej ceny, bo tak różne od naszego rozumienia piwa.
Gambrinus mniej obeznanym osobom bez wątpienia kojarzy się z przeciętnym czeskim piwem typu pilzner. To wielkokoncernowe piwo warzone jest w Pilznie i dostępne wszędzie. Szaleni histo(e)rycy kojarzą polski browar o tej samej nazwie, który znajdował się całkiem niedaleko miejsca, z którego piszę, w dzielnicy Będzina - Gzichów. Działał tam blisko sto lat, a zrównany z ziemią został w 1973 roku. Chciałoby się napisać "wina Tuska", ale to "wina Tyska-cza". Tak naszego koncernu. Pierwotnie Gambrinus to legendarny król flamandzki, uważany za wynalazcę piwa i jego patron. Legendarny, a wiecie jak to bywa z legendami. Niektórzy utożsamiają z nim Jana I Zwycięskiego (Jan Primus). Portret tego towarzyskiego i skorego do zabaw księcia Brabancji zdobił siedzibę cechu piwowarów, gdzie przekazywany był z pokolenia na pokolenie. A mogli trzymać tam malunek nagiej freli, dziś piwosze mieliby fajną patronkę. Jeszcze inni widzą w Gambrinusie Jana bez Trwogi, księcia Burgundii. Legendy...
Nie legendą a najprawdziwszą prawdą jest to, że od 2013 roku w Tychach działa Gambrinus - Multi Tap Bar, dokąd udałem się na spotkanie i piwo w ostatni piątek.