To już ponad cztery miesiące bez górskiego wpisu na blogu. Czas z tym skończyć. To właśnie te wpisy, w których pokazuję wam góry i kulturalne spożywanie tam piwa, sprawiają mi najwięcej frajdy, a ostatni wypad w góry był bardzo udany pod każdym względem. I tak długo wytrzymałem, bez opisania go. Czas przestać się oszukiwać i odsuwać bloga na bok. Raz na jakiś czas muszę napisać coś sensownego, bo inaczej się uduszę.
Dziś zabieram was w Beskid Mały. Nie pierwszy raz, ale obie dotychczasowe nasze wspólne wizyty były owocne - szczególnie pod względem piwnym. Za pierwszym razem w Beskidzie Małym (nie mylić absolutnie z Beskidem Niskim) piłem Imperium Prunum, kiedy jeszcze nikt nie spodziewał się, co się będzie z tym piwem wyprawiać. Za drugim razem wziąłem w góry Kosiarza Umysłów. Okazuje się, że trzecia degustacja w Beskidzie Małym niczym nie ustępował dwóm poprzednim wypadom w tę nieodległą nam część Beskidów...