Jeszcze do niedawna piwowarska strona Łodzi szerzej kojarzyła się tylko z Browarami Łódzkimi i oferowanym przez nie Porterem Łódzkim będącym jedną nieczyniącą wiosny jaskółką w wyjątkowo mroźnej porze mózgotrzepów (Junak, Fox, Fasberg, Argus). Bardziej obeznani piwosze mogli jeszcze odwiedzić Bierhalle, ale to przeżycie porównywalne z wyborem McDonaldsa jako restauracji. W ostatnim czasie miasto przypomniało o sobie zostając niechętnym bohaterem pseudo afery, jaka przewinęła się
przez media za sprawą Bogusia Lindy, który nazwał je "miastem
meneli". Faktycznie, gdy tylko opuści się reprezentacyjną
Piotrkowską, która – co warto zauważyć – robi fantastyczne
wrażenie i skupia życie miasta czy inne pojedyncze miejsca jak choćby Manufakturę czy zrewitalizowany Księży
Młyn, Łódź nie różni się niczym od Sosnowca – jest brudna,
odrapana, zadymiona i przypomina raczej robotnicze miasta Górnego
Śląska niż 700 tysięczne miasto z aspiracjami. Pod bardzo wieloma
względami jednak jest Łódź bardzo ciekawa.
Dziś
zabieram was do jednego z nowych i piwnie interesujących miejsc na
mapie filmowej stolicy polski. Do Browaru Księży Młyn.