Browar Piwoteka

09:54

Na początku był chaos. W Łodzi w sumie wciąż jest chaos, ale narodziła się z niego Piwoteka - sklep z dobrym piwem. Chaos w ziemi obiecanej to maleje, to się pogłębia. W międzyczasie wyłania się z niej pub Piwoteka Narodowa. Ojcem i spiritus movens obu jest Marek Puta. Tenże - jako inicjator - brał czynny udział w słynnych kooperacjach Pinty i AleBrowaru z okazji urodzin obu kontaktowców. Skoro udało się raz, dlaczego nie zacząć warzyć swojego piwa? Browar Piwoteka był więc naturalną koleją rzeczy. Do współpracy przyłącza się Marcin "Mason" Chmielarz, piwowar domowy, miłośnik porterów, stoutów i piw odjechanych... Tak zaczęła się epopeja, która obrodziła w kilkanaście bardzo ciekawych piw, z których dziś przedstawię cztery.


Do małego testu piw z Browaru Piwoteka zaprosiłem kompana od szklanki, współuzależnionego od dobrego piwa, dręczyciela swej wątroby - Daniela. Było jak zwykle śmiesznie.


Na pierwszy ogień poszedł Zacny Zalcman, którego wspólnie piliśmy ponad pół roku wcześniej na wycieczce w Krakowie (klik!). Wtedy obaj mieliśmy bardzo podobne odczucia, a ja napisałem o nim: "Przepyszne, polecam każdemu do spróbowania, bo warto!". Tym razem nam czegoś brakowało. Jak przystało na gose wciąż jest słono. Odnieśliśmy jednak wrażenie, że delikatniej niż poprzednio, a trochę bardziej jest za to kwaśno, tak cytrynowo kwaśno. Kolendra pozostała poza naszymi zmysłami, a to wszak pierwsze piwo, które tego wieczora piliśmy. To wciąż ciekawe i dobre piwo, ale jednak pierwsza warka nas pozamiatała.


Potem wzięliśmy w obroty Lodzermenscha, którego już piłem i bardzo, ale to bardzo sobie chwaliłem. Poczęstowaliśmy też Katarzynę i ona potwierdziła moje spostrzeżenia. Poprzednim razem (miesiąc wcześniej, przed urlopem) był lepsze. Lodzermensch to piwo w mało znanym, bo praktycznie wymarłym stylu cottbuser (po naszymu piwo chociebuskie) - z Cottbus. Piwo jest uwarzone z dodatkiem miodu oraz cukru i głównie to definiuje jego charakter - jest słodkie, ale tak pozytywnie, jak miód wielokwiatowy. Jest także piwem kwaśnym, ale ta kwaśność jest w tle, nieznacznie ukryta. Z Katarzyną, której piwo zresztą wielce posmakowało, stwierdziliśmy, że jest niesamowicie pijalne. Daniel przytaknął, że mu smakuje. Spróbować go powinien każdy miłośnik piwa.


Zgodnie uznaliśmy, że piwem wieczoru (i jednocześnie zaskoczeniem wieczoru) była Zupa Dębowa. To piwo, którego się bałem wybitnie, bo z daleka wygląda, jakby nie wiadomo co było tam dodane. A kontretykieta wspomina tylko o prażonych płatkach dębowych. Pierwszy zaskoczeniem jest kolor, głęboko pomarańczowy, zahaczający o czerwień. Na dwie rzeczy można od razu zwrócić uwagę - zapach orzechów oraz nuty drewniane. To bardzo przyjemna dla nosa kompozycja. Zupa jest gładka a nawet oleista, przyjemnie gorzka z nutą cytrusów. Nie wiem, czy przypadnie do gustu każdemu, ale moim zdaniem to bardzo dobre piwo.


A na koniec została nam Biała Wdowa, jako potencjalnie piwo najbardziej masakrujące kubki smakowe (150 IBU). Niestety tylko potencjalnie, bo okazała się wtopą wieczoru. To odjechane i przedziwne pale ale było bowiem zwyczajnie niesmaczne. Gorycz jest tu ciężka, zalegająca, nie wnosząca nic zaskakującego, mocno ziołowa i ziemista. Pasuje to trochę do wyglądu piwa, które przypomina błotnistą kałużę. Rozumiem ideę piwa, ale do mnie kompletnie nie trafiła. Lubię mocną gorycz w piwie, ale gdy ma ona jakiś sens. Tu go nie znalazłem.


W czasie wakacji piłem jeszcze Drakkar z Gotlandii i Ucho od Śledzia, a także pożegnalnie piwo Browaru Mason - Das Nunstück. Wszystkie pokazuję, że Marcin ma nie tylko dobre pomysły, ale także świetnie je realizuje. Oby tak dalej. Każde kolejne biorę w ciemno.

Na uwagę zasługują świetne etykiety. Wszystkie krótko przedstawiają historię piwa i zawierają komplet informacji, a przy tym są po prostu bardzo ładne i eleganckie.


Bardzo dziękuję Markowi Pucie za sympatyczną przesyłkę. Szczególnie, że do dwóch ostatnich piw sam bym się nie przekonał, a tak w jednym przypadku miałem bardzo miłe zaskoczenie.

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy