Nieczęsto zdarza kooperacja polskiego browaru rzemieślniczego z tak uznanym w świecie piwowarstwa rzemieślniczego browarem, jakim jest De Molen. Ten mieszczący się w starym młynie holenderski browar przez dwanaście lat działalności wyrobił sobie markę przede wszystkim warząc potężne i degustacyjne piwa. Tamtejsze imperialne stouty można brać w ciemno, szczególnie że ceny zwykle zachęcają. Podejmujący współpracę z Holendrami Browar Piwoteka, trzecia odnoga działalności Marka Puty, także ma niemałe zasługi, tym razem w polskim krafcie. Wspólnie z AleBrowarem i Pintą uwarzyła pierwsze polskie kooperacyjne piwo - B-Day i co rusz zaskakuje piwoszy nietypowymi, by nie powiedzieć harcore'owymi, dodatkami do piwa (m.in. sól, glony, śledzie, chrzan, boczek). Co mogło powstać z takiego zamieszania?
Mój pobyt w Morecambe
nie byłby pełny, gdyby nie odwiedzenie miejscowego browaru, gdyż
takowy działa w tym mieście od 2011 roku. No więc nie udało mi
się go odwiedzić. Co więcej nie udało mi się go nawet z całą
pewnością zlokalizować. Otóż browar położony jest w
przemysłowej części Morecambe, tuż przy wylocie na Lancaster.
Uzbrojeni w adres zajechaliśmy tam sobie kiedyś na rowerach i
szukaliśmy... I pomimo objechania całej industrialnej strefy kilka
razy nie znaleźliśmy żadnej hali (bo były tam same hale
produkcyjne i magazynowe), która szczyciłaby się tym, że znajduje
się w niej browar. Jedynie firmowy samochód na mini parkingu mówił
nam, że któryś z budynków dokoła może być browarem. No cóż,
jeśli znajdował się on gdzieś tam właśnie, to nic straconego.
Chyba. Niemniej jednak w jedynym stricte piwnym (no i winnym) sklepie
w Morecambe zakupiłem całą baterię dostępnych piw.
Jak już kiedyś wspomniałem, piąte urodziny bloga były dla mnie okazją do zakupienia sobie kilku (pierwszym zamysłem było sześć) dobrych piw. Zwróciłem się więc z prośbą do Damiana z katowickiego Bierlandu o pomoc w wyborze. Nie chciałem bowiem po prostu wywalić kasy na drogie piwo, a zakupić takie, gdzie stosunek ceny do jakości jest szczególnie korzystny, a piwo ciekawe i nietuzinkowe. Damian jest ogarnięty, dużo degustuje, pisze o tym (Piwny Donosiciel), ma kontakt z ludźmi, rozmawia z nimi, więc wie, co może być dobre, a co jest przereklamowane. Taki wzór sprzedawcy piwa.
Kiedy już byłem w sklepie wyszło nieco więcej niż 6 piw, ale generalnie zasada, by za bardzo nie przekraczać ceny 20 złotych za butelkę, została zachowana. Wyraźnie wyłamało się tylko jedno piwo (28 zł. chyba). Jak widzicie piwa są przeróżne. Jest więc belgijski "blond" leżakowany w dębinie, słynny szkocki Ola Dubh (21), Pannepot Vintage 2011 od Strusi, beczkowy porter ze Swannay Brewery i niebeczkowy z holenderskiego Kees, Mort Subite nie ma jednak (będzie jeszcze w tym tygodniu), a w zamian jest amerykańskie barley wine , norweski pszeniczny RIS, Mout & Mocca z kawy Holandii utkany, hiszpański dubbel, japoński kawowy stout i włoski blend dwóch beczkowych quadrupli. Opisałem je w kolejności spożycia (poza ostatnim, dodatkowym). To co nie jest sztosem, to mój wybór.
Kiedy już byłem w sklepie wyszło nieco więcej niż 6 piw, ale generalnie zasada, by za bardzo nie przekraczać ceny 20 złotych za butelkę, została zachowana. Wyraźnie wyłamało się tylko jedno piwo (28 zł. chyba). Jak widzicie piwa są przeróżne. Jest więc belgijski "blond" leżakowany w dębinie, słynny szkocki Ola Dubh (21), Pannepot Vintage 2011 od Strusi, beczkowy porter ze Swannay Brewery i niebeczkowy z holenderskiego Kees, Mort Subite nie ma jednak (będzie jeszcze w tym tygodniu), a w zamian jest amerykańskie barley wine , norweski pszeniczny RIS, Mout & Mocca z kawy Holandii utkany, hiszpański dubbel, japoński kawowy stout i włoski blend dwóch beczkowych quadrupli. Opisałem je w kolejności spożycia (poza ostatnim, dodatkowym). To co nie jest sztosem, to mój wybór.
We wtorkowe przedpołudnie na prywatnym profilu facebookowym Bartka Napieraja (dla totalnie zielonych - to współzałożyciel AleBrowaru) padło bardzo ciekawe pytanie: Ile powinno kosztować piwo kraftowe? Jednocześnie pojawiła się odważna teza, że mamy jedne z najtańszych piw rzemieślniczych w Europie, która została przeciwstawiona pojawiającym się w codziennej działalności Bartka żalom klientów, że piwo jest drogie.
Słowo się rzekło, Wielopak u blogu. Środa to cotygodniowe przesilenie, które ja do końca stycznia spędzam w Cieszynie. Obowiązki zawodowe gonią mnie tam we wtorkowe popołudnie, a kolejnego dnia jestem już w Jaworznie w drugiej pracy. W międzyczasie znajduję nieco siły, by skrobnąć to i owo.
Kolejna piwna paczka jest bardzo zróżnicowana. Klasyka i nowoczesność. Jest tu piwo w stylu gotlandsdricka (nie pierwsze na blogu), jest amerykański pils, jest nowofalowe gose, klasyczny czeski pilsner, pale ale z dodatkiem polskiego chmielu oraz american india pale ale.
W ostatni poniedziałek sierpnia stanęliśmy przed drzwiami browaru, na których wisiała kartka: "Czynne w sobotę i niedzielę". Spokojnie, spodziewałem się tego, zwyczajnie nie mieliśmy możliwości dotrzeć tam w inny dzień. Poza tym po cichu liczyłem na to, że przy poniedziałku będzie się kręcił tam ktoś od piwa, z kim można będzie zamienić kilka zdań. Niedoczekanie. Mi jednak zależało przede wszystkim na piwie, a tego można napić się nieopodal, ale po kolei...
Po piwie w Browarze Kamienica (klik!) znaleźliśmy niebieski szlak i dziarskim krokiem ruszyliśmy na Śnieżnik. W końcu najfajniej jest nocować w schronisku, a w tym na Śnieżniku jeszcze nie byłem. Przyjemne są wieczory, gdy można pośród skrzypiącego otoczenia otworzyć dobre piwo i cieszyć się towarzystwem biegających po budynku kotów. Oczywiście wejście na szczyt i wypicie tam piwa było punktem obowiązkowym.
Choć trafiliśmy z pogodą świetnie, koniec sierpnia rozpieścił nas słoneczkiem, to samemu wejściu na Śnieżnik towarzyszyły chmury, poranne mgły i nieco jesienne klimaty. Zresztą sami zobaczycie. Zapraszam na ciekawy szczyt i świetne piwa.
Przejdźmy się ponownie deszczowymi ulicami Anglii. Wyobraźcie sobie nadmorski kurort, którego czasy świetności minęły, z morzem znikającym kompletnie w czasie odpływów. Nikt już tu nie wybiera Miss Anglii, ale zbudowany w stylu Art Deco, stojący przy samym molo, Midland Hotel robi ekskluzywne wrażenie. Obok stoi zabytkowy budynek byłej stacji kolejowej. To sam środek ciągnącej się wzdłuż całego Morecambe promenady, dzięki której nie wygląda ono jak każde inne miasto. Deszczowa i wietrzna pogoda zdaje się nie przeszkadzać biegaczom, rolkarzom, rowerzystom i innym sportowcom, najczęściej seniorom. Nad morzem czuć ducha miejscowości wypoczynkowej. Wakacyjna pogoda niejednokrotnie zmuszała nas do ucieczki przed deszczem (lub czekania z rowerami pod wiaduktem) i dzięki temu wiemy, gdzie zostało ukute określenie pogoda barowa. Dziś bardzo nietypowy bar.
Eric Bartholomew znajduje się niedaleko promenady, na głównym deptaku Morecambe. Główny deptak pomimo ciekawej architektury nie jest zbyt okazały, ale to głównie za sprawą panoszącego się remontu.
Od czasu swojego debiutu (grudzień 2015) piwa Browaru Hopkins pojawiły się na blogu w liczbie czternaście. Ten spory wynik wynika z tego, że pierwsze warki browaru były niezwykle udane i skutecznie zachęciły mnie do kupowania kolejnych. Także sam browar dorzucił do tego swoje trzy grosze, kilka piw i szklankę, a sympatię moją zyskał sobie tym, że chętnie odpowiada na wszelakie pytania.
Na pierwsze trzy piwa byłem szczególnie napalony, a do tego wystarczy przedrostek belgian. Trzy następne to już zwyczajna ciekawość, ale od razu się przyznam, że Einsteina dostałem gratis, bo był po terminie. Postanowiłem go tu jednak umieścić.
Jestem w ciągu. Absolutnie nie alkoholowym. Jeśli na dwie osoby wypijemy wieczorem dwa piwa, to i tak jest dużo. Po knajpach chwilowo nie mam jak się szlajać i tylko w czasie jakiegoś festynu czy wydarzenia mogę spróbować większej liczby piw. Jestem w ciągu pisania. Gdy za oknami mroczna, wietrzna i deszczowa kwintesencja piździernika, pisanie przychodzi naturalnie samo. Przy pisaniu nie usypiam ze zmęczenia jak przy czytaniu. Tematów też jest dużo. Myślałem, że porzuciłem już piwne eksploracje godne Indy'ego, ale znów znalazłem starożytne zdjęcia - tym razem z Mazur. Będę do nich wracał. Dziś 32. Wielopak, jeszcze świeższy niż ostatnie. Te piwa pewnie jeszcze są na półkach.
Są dwa piwa Browaru Piwoteka, jedno Browaru na Jurze, jedno Baby Jagi, jedno Faktorii i jedno Brokreacji. Mamy klasycznego FESa, klasycznego hefeweizena, "klasycznego" saisona oraz nieklasyczne: kwasa, polskie pale ale i imperialne red ale.
Znajdujący się w wiosce Kamienica browar był piątym odwiedzonym przez nas końcem sierpnia w Sudetach i czwartym, o którym warto napisać w pierwszej kolejności. Do jedynego, w którym nie podobało mi się nic, jeszcze wrócę. Próbowałem wyrzucić z pamięci wypite tam po zejściu ze Szczelińca piwo, a w tym celu skierowaliśmy czarną strzałę na Kamienicę. Chcieliśmy jeszcze zobaczyć Jaskinię Niedźwiedzią, ale najbliższy wolny termin zwiedzania była za tydzień. Kek. Przy okazji przejechałem przez Bolesławów, wioskę w której byłem kiedyś jako dziecko na koloniach i powspominałem młodociane harce.
Pluję sobie w brodę, że nie zrobiłem ciekawszego zdjęcia browaru z zewnątrz. To powyższe nie do końca oddaje ducha tego miejsca. No ale zapraszam do środka i na piwo.
Pierwszy raz w Górach Stołowych byłem w 2010 roku i się w nich zakochałem. Po pierwsze niesamowite wrażenie robią formacje skalne najwyższego szczytu i Błędnych Skał - fantazyjne kształty przywołujące rozmaite skojarzenia, głębokie wąwozy, a także panujące tam cisza i chłód. Po drugie niezwykle urokliwe schronisko na wspomnianym Szczelińcu. To drugie miejsce sprowadziło mnie w Góry Stołowe ponownie. W niedzielę, po wyciecze rowerowej na Zamek Książ, opuszczaliśmy przyjazne Świebodzice z planem wypicia piwa w Browarze Jedlinka (klik!), wejścia na Wielką Sową (z powodu rzeczonej wycieczki nie udało się czasowo tego ogarnąć) i dotarcia na noc na Szczeliniec.
Szczeliniec Mały z lewej i Szczeliniec Wielki z prawej - widok od strony Carlsberga |
Zapraszam na szczyt kraftu, gdzie opowiem o paśmie Gór Stołowych, najwyższym ich szczycie, znajdującym się tam schronisku, a wśród wypitych piw będzie coś z browarów Whisker, Stu Mostów i Miejskiego Sopot.
Browar Fortuna niejednokrotnie sam prosił się o klapsy. Wypuszczanie rozpuszczalnikowych piw pseudobelgijskich, gdzie nawet po terminie aromat kleju do tapet był niemożliwy do wytrzymania, to słaby skok na portfele miłośników piw rzemieślniczych. Piwa smakowe (mirabelka, śliwka, wiśnia) celują w nieco innych odbiorców podobnie jak Fortuna Czarne, obiekt westchnień miłośników taniego kraftu w multitapie. Po nim trzeba iść do dentysty, tyle ma cukru. Musimy pamiętać jednak, że gdzieś w 2011 roku, kiedy nie było jeszcze pojęcia kraft, a nasze rzemiosło raczkowało, Fortuna wypuściła serię piw Miłosław - co prawda style były klasyczne - koźlak, pilzner, marcowe, pszeniczne - ale było to coś świeżego i przede wszystkim szeroko dostępnego. Przed nimi nieco trudniej uchwytne latały po sklepach miłosławskie Smoki - Czarny, Czerwony, Srebrny i Złoty - a tu mówimy już o połowie pierwszej dekady XXI wieku. Całe lata przed Kopyrem. No i oczywiście jedno piwo, które przez całe lata sprawia, że w ogóle interesujemy się tym, co produkuje Browar Fortuna - mowa oczywiście o nagradzanym w świecie Komesie Porter.
To właśnie porter z Miłosławia sprawia, że miłośnicy piwa pobiegli do sklepu i kupili trzy powyższe piwa. Czy one zasługują na tak dużą atencję? A na koniec bonus zupełnie na gorąco.
Trzydziesty pierwszy Wielopak przypadł na dwa dni przed urodzinami bloga. Takie zestawianie piw jeszcze mi się nie znudziło i wydaje się świetnym sposobem na bieżące opisywanie wypitych trunków. O ile pisze się na bieżąco rzecz jasna. Dzisiejszy wpis nie dotyczy jakichś bardzo świeżych piw, ale też nie jest to archeologia piwa, którą niedawno uprawiałem.
Jest tu jedno piwo ze świętochłowickiego ReCraftu, wrocławskiej Profesji, Baby Yagi, dwa piwa łódzkiego Antybrowaru oraz jedno piwo Pinty (choć de facto z Japonii). Jest tu coś wybitnie słabego?
Szybko mija ostatni letni i pierwszy jesienny miesiąc, gdy jest co robić. Końcem września znacznie przyśpieszają sprawy zawodowe, które będą walczyć w mojej głowie o poświęcany im czas, a i w piwie pisać jest o czym. Do końca roku chciałbym odwiedzić jeszcze browary: Piekarnia Piwa, Antybrowar, Browar Jana, Browar na Jurze, Browar Wąsosz, Browar Watra, Browar Zadyma, a może jeszcze coś przy okazji wyjazdu do Rabki. Na blogu pojawią się jeszcze dwa browary z Sudetów, kilka z Anglii, szczyty kraftu i wielopaki. Dzieje się dużo. Zapraszam do krótkiego podsumowania mojego wrześniowego alkoholizmu i wyboru piwa miesiąca.
Pomiędzy Górami Wałbrzyskimi i Sowimi znajduje się uzdrowiskowa miejscowość, której historia sięga XIII wieku. Lecznicze właściwości tamtejszych źródeł przyciągały turystów od wieku XVII, a o browarze wspomina się już od wieku XVIII. Jedlina Zdrój to niewielkie miasteczko leżące rzut beretem od Wałbrzycha i dwa rzuty od Świdnicy. W niej od 2014 roku działa Browar Jedlinka. Dziś zapraszam was właśnie tam.
W ciszy gdzieś dogorywa (skądinąd udany) Silesia Beer Fest, którego druga edycja miała miejsce w maju (klik!), a tu niespodziewanie wyrósł nam kolejny festiwal w Katowicach. Jarmarki Śląskie postanowiły zorganizować święto piwa pod chmurką w samiutkim centrum miasta - na Rynku. Dosyć odważny krok jak na ostatni weekend września i pierwszy października. Samo miejsce także nie wzbudziło mojego entuzjazmu. Generalnie przez dłuższy czas mało było wiadomo o festiwalu łącznie z najważniejszym - wystawcami. Kiedy już jednak lista pojawiła się w internetach, moje obawy zmalały - zapowiadało się sporo ciekawych piw. A o tym jak się udało poczytacie dalej.