W połowie wakacji w Zachodniopomorskiem opuściliśmy przytulny Morzyczyn nad Jeziorem Miedwie i ruszyliśmy nad morze. Naszym przyczółkiem na drugi tydzień rozpusty zostało Świnoujście. Wiele miałem obaw związanych z tym miastem, bo znałem je tylko ze stereotypów. Dużo Niemców i drogo. Pierwsze mi w ogóle nie przeszkadza, a drugiego nie potwierdzam. W Świnoujściu byłem raz, miałem wtedy 10 lat i praktycznie tego nie pamiętam, poza wspomnieniem absurdalnie długiego oczekiwania na prom. Oczywiście czas dzieciom płynie inaczej, więc mogło to być nawet 25 minut! Wspomnienie odżyło jednak, gdy podjechaliśmy do przeprawy promowej Karsibór, bo ta w centrum - poza późną nocą - służyć może jedynie mieszkańcom miasta. Na osiem przejazdów tylko raz, właśnie przy pierwszym podejściu, spędziliśmy tam stanowczo zbyt dużo czasu. Budowany pod Świną tunel będzie z pewnością dobrym rozwiązaniem, pod warunkiem utrzymania przeprawy, choćby dla fanów slow travel. Jeszcze przed wyjazdem zweryfikowałem (czy też może sfalsyfikowałem, bo się myliłem) swoją wiedzę o lokalnych browarach - są już dwa, a nie jeden. Dziś zapraszam serdecznie do jednego z nich - do Browaru Miedziowego44.
Sobota, godzina 10:00. Nie powiedziałbym, że to rano. Raczej do południa. Rano delikatnie ćmiły mnie skronie, bo tournée bo browarach w Bambergu skończyliśmy grubo po północy. W konserwatywnych i starzejących się Niemczech wziąłem udział w największej ulicznej imprezie moich ostatnich lat. Na ulicy Dominikańskiej i jej przedłużeniu - Ob. Sandstraße, gdzie odwiedzaliśmy słynny pub browaru Schlenkerla, było tak dużo ludzi, że od jednego jej końca, do drugiego - dla nas był nim browar Ahornla - przeciskać się trzeba było przez tłum rozentuzjazmowanych ludzi. Szczęśliwie pragmatyczni Niemcy wynaleźli okienka szybkiego wydawana piwa - nie ma siadania za ławami, czekania na kelnera, rachunków, czy nawet wchodzenia do lokalu. Stoisz w sporej, szybko przesuwającej się kolejce do znajdującego się w bramie okienka, zostawiasz ojro lub dwa kaucji za szkło i odchodzisz ze szklanką pysznego wędzonego piwa kierując się na ulicę, gdzie trwa zabawa. Jedna osoba kasuje pieniądze, druga nieustannie napełnia szkło wędzonym piwem. To wszystko było wczoraj, ale wciąż na wspomnienie dnia uśmiecham się do Janusza, a on uśmiecha się do mnie. Obaj jesteśmy pełni zrozumienia dla naszej niespieszności, ale też obaj nie marnujemy czasu.
Co można zrobić z nagłym dniem wolnym będącym następstwem oddania się (konkretnie krwi) za tabliczki czekolady? Ano można spakować swój regenerujący się odwłok do pociągu i ruszyć na zwiedzanie browaru. Mieszkanie w Jaworznie ma ten plus, że łatwo ruszyć w każdym kierunku korzystając z kolejowego transportu zbiorowego. Tym razem wyjechałem ze Szczakowej jadąc na wschód, nie opuszczając terenów historycznej Małopolski. W Krakowie musiałem się przesiąść, ale to przecież tylko okazja do szybkiego spaceru po Starym Mieście (i uronienia łezki z Tap Housem). Kolejami Małopolskimi docieram niedługo później do stacji Węgrzce Wielkie. Tu tuż obok kolejowej magistrali oraz autostrady A4 mieści się Browar Węgrzce Wielkie.
Trudno sobie wyobrazić lepsze miejsce na browar w Szczecinie niż samo centrum miasta. Co prawda śródmieście (ta nazwa chyba nie funkcjonuje w powszechnym obiegu) jest dość rozległe i mocno eklektyczne, to widzę dwie zasadnicze jego części. Pierwsza to Centrum, które wypełnione jest typowymi dla pruskiego XIX-wiecznego miejskiego budownictwa eleganckimi kamienicami. Otaczają one charakterystyczny gwiaździsty plac Grunwaldzki wzorowany prawdopodobnie na paryskim placu de Gaulle'a. Z lotu ptaka wygląda rzeczywiście imponująco! Druga to Stare Miasto z jego Wałami Chrobrego i Rynkiem Siennym. Dziś zabieram Was na ten drugi. Tam, w jego sercu, znajdziecie browar rodzinny - Wyszak.