Czasami jest tak, że człowiek musi. Inaczej się udusi. O tym jak bardzo brakuje mi chodzenia po górach, zdałem sobie sprawę będąc w nich. Brzmi jak paradoks. Tydzień wcześniej wybrałem się z rodziną na Trzy Kopce Wiślańskie. To niezbyt duży szczyt pomiędzy Wisłą a Brenną, na którym przez całe lata funkcjonowała kultowa Telesforówka - przytulisko z jakimś podstawowym jadłem i ciepłym napitkiem, klepiskiem, ale przede wszystkim z klimatem. Od raczej niedawna (rok temu nie było) czynne jest nowe schronisko. Po dwóch godzinach w samochodzie zaczęliśmy wspinaczkę dość stromym jak na beskidzkie warunki, ale łatwym szlakiem z centrum Wisły. Ja obarczony całym dobrem w plecaku, Gosia ze znacznie cenniejszym ładunkiem w nosidełku. Po godzinie z hakiem byliśmy u celu, ale ja się dopiero rozkręciłem. Miałem ochotę na więcej, na porządne górskie zmęczenie, zbułowanie, przejście sporego dystansu, nacieszenie się powietrzem i widokami... Stało się to ciałem już tydzień później. Musiałem.
Sześciopak polskiego craftu 248-251
22 godziny temu