Browar Węgrzce Wielkie

08:00

Co można zrobić z nagłym dniem wolnym będącym następstwem oddania się (konkretnie krwi) za tabliczki czekolady? Ano można spakować swój regenerujący się odwłok do pociągu i ruszyć na zwiedzanie browaru. Mieszkanie w Jaworznie ma ten plus, że łatwo ruszyć w każdym kierunku korzystając z kolejowego transportu zbiorowego. Tym razem wyjechałem ze Szczakowej jadąc na wschód, nie opuszczając terenów historycznej Małopolski. W Krakowie musiałem się przesiąść, ale to przecież tylko okazja do szybkiego spaceru po Starym Mieście (i uronienia łezki z Tap Housem). Kolejami Małopolskimi docieram niedługo później do stacji Węgrzce Wielkie. Tu tuż obok kolejowej magistrali oraz autostrady A4 mieści się Browar Węgrzce Wielkie.

Przystanek kolejowy jest tak prowincjonalny, jak tylko może być we wsi o tak ciekawej nazwie. To zaledwie 15 km na południowy wschód od centrum Krakowa, a jakby inny świat. Co prawda z uwagi na bliskość miasta masowo kolonizowany jest przez plemiona tam pracujące. Co ciekawe to niewielkie podkrakowskie zagłębie browarów. Nieopodal w Wieliczce znajduje się Browar pod Wielką Solą (byłem lecz nigdy nie opisałem), a o jedną stacją kolejową na wschód w Podłężu jest wszak Browar Kazimierz (klik!). Browar mieści się w niewielkim budynku gospodarczym, w którym wcześniej była... manufaktura pierogów. Browar Węgrzce Wielkie powstał w 2016 roku, więc w czerwcu będzie obchodził już szóste urodziny.

Wnętrze browaru jest tak kompaktowe, jak tylko może być. Gdyby pracowały tam więcej niż dwie osoby jednocześnie, to byłoby zwyczajnie ciasno. Poza pokoikiem socjalnym browar stanowią właściwie dwa pomieszczenia. Jedno to browar właściwy ze stojącą centralnie warzelnią oraz rozmaitymi tankami ustawionymi nie tylko pod ścianą, ale jeszcze gdzie się da. Drugie to miejsce rozlewu oraz mini magazyn.

Warzelnia jest nietypowa, bo pochodzi z Chorwacji. Ma wybicie na poziomie 600 litrów. Nie jest to pierwsza warzelnia w Węgrzcach, poprzednia - mniejsza - została wymieniona na obecną około roku temu. Poprzednia zasiliła park maszynowy Beskidzkiego Browaru Rzemieślniczego w Żywcu. Tym samym doszedłem do wniosku, że muszę tam ponownie zajrzeć. Tanków jest - o ile dobrze policzyłem - sześć. Większe mają pojemność 800 litrów, mniejsze, te starsze, po 600 z hakiem.

Zarówno w czasie wizyty, jak i w domu później wypiłem różne piwa i jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Głównie dlatego, że doskonale pamiętam pierwszy, bardzo traumatyczny kontakt z browarem. W 2016 w jaworznickim sklepie trafiłem pierwsze piwa i były dramatyczne. Teraz to już inna bajka. Bardzo przyzwoite APA, dobry witbier z mandarynką i lionką, bardzo fajna pszenica (a gdy ja piszę, że pszenica jest fajna, to może ona zahaczać o wybitność) czy staroszkolne i dobre double IPA. Piwa są refermentowane w butelce i zdaniem piwowara dobrze się to sprawdza. Piwa sprzedają się głównie wokół komina, czasem docierając nieco dalej.

Na koniec zostawiam ciekawostkę dla kolekcjonerów, którzy wszak na swoich barkach dźwigają nasz kraft - browar dysponuje metalowymi podkładkami pod piwo. Muszę przyznać, że to niezły kawał metalu. Jakby co, to wymienię na Bubę Extreme.

Nie ukrywam, że odwiedziny w takim małym browarze to zawsze wielka przyjemność! Dzięki wielkie za Wasz czas i gościnę!

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy