Brace yourself, Dziadek Mróz is coming!

13:38

Dziadek Mróz - tak, to nazwa piwa - jest przedstawicielem odmiany stylu, która do tej pory była całkowicie nieobecna w polskim świecie piwnym. Mowa o mocno alkoholowym stoucie, który rzekomo tak dobrze przyjął się na osiemnastowiecznym carskim dworze, że został ochrzczony russian imperial stoutem. Dlaczego do tej pory właściwie go nie było u nas? Jak smakuje Dziadek Mróz? Nic prostszego - czytaj dalej!


Historia miała wyglądać tak pięknie i romantycznie:
"Końcem XVII wieku car rosyjski Piotr Wielki incognito podróżował po zachodniej Europie, odwiedził wtedy wiele stolic, spotykał się z głowami państw i co jeszcze? Ano zapewne chędożył i pił. Tego drugiego możemy być pewni absolutnie, bo właśnie będąc w Anglii zakochał się on w piwie, które było wówczas prawdziwym hitem. Zasmakował car w porterze. Oczywiście kazał sobie go uwarzyć i dostarczyć na carski dwór. Zadania podjął się londyński browar Barclays. Pech chciał, że piwo nie wytrzymało dalekiej drogi i zwyczajnie się zepsuło. Browar, ratując swe dobre imię, postanowił zwiększyć trwałość piwa podbijając zawartość alkoholu oraz nachmielenie." 
 Bulshit.

Historia ma wiele twarzy, a na każdą można popatrzeć a to z profilu, a to z frontu, a to z ukosa, a to z góry. Okazuje się, że przymiotnik "russian" to zabieg czysto marketingowy, a moc piwa to wynik dziewiętnastowiecznego wyścigu zbrojeń browarów w konkurencji, kto uwarzy mocniejsze i bardziej treściwe piwo. Ale po kolei. I pokrótce, bo skoro mnie niezbyt zaciekawiła cała historia stylu, to na pewno ciebie znudzi tym bardziej Drogi Czytelniku*.

RIS wyewoluował z porteru poprzez ciągłe zwiększanie jego mocy, co czyniło piwo bardziej treściwym, tęgim, mocnym i bardziej alkoholowym. Była to odpowiedź na zapotrzebowanie rynku. Tłuszcza okresu gwałtownej industrializacji zaczęła doceniać piwa gęstsze - takie, którymi można było się dobrze najeść. Po raz pierwszy piwo nazywane dziś russian imperial stoutem uwarzył browar Thrale's Anchor i nazywało się Thrale's Entire Porter. Było mocniejsze niż uchodzące za bardzo mocne stouty i double stouty. Imperial w nazwie pojawił się prawdopodobnie po to, by podkreślić wysoką - imperialną - jakość tego piwa. Przymiotnik imperialny nota bene także nie odnosił się wcale do carskiej Rosji, a do innego imperium? Jako że akcja dzieje się jeszcze na ziemiach XIX w. korony brytyjskiej, to chyba nie muszę pisać nic więcej. Wszak oni do dziś uważają się za największe imperium świata. 
- No doobra - a skąd ten russian?
- Ano z Irlandii, panie.
Początek XX wieku to kryzys gospodarczy, bardzo wysokie podatki akcyzowe, które uderzały głównie w mocne trunki oraz prohibicja w USA. Mocne piwo, tak jak obecny RIS (a wtedy imperial stout) był reklamowany jako piwo godne cara, coś ekskluzywnego. Pewnie wtedy też kiełkowała już historia o młodym Piotrze Wielkim. Ten piwny marketing miał na tyle mocną siłę przebicia, że wymyślony wtedy russian przylgnął do imperial stouta na dobre i dziś wspólnie tworzą nazwę tego niebanalnego piwnego stylu.

Russian imperial stout podobnie jak wiele innych historycznych stylów popadł w XX wieku w niełaskę i został ofiarą złocistych, przejrzystych i gładkich lagerów. Pewnie gdyby nie renesans małych browarów i ich eksperymenty, to nie byłoby nam dane napić się dziś takiego piwa. RIS, bo tak w skrócie nazywa się to piwo, bywa dostępny w Polsce. Dosyć często (choć to oczywiście pojęcie względne) znaleźć można np. warzonego w słynnym browarze De Molen przedstawiciela stylu RIS o srogiej nazwie Rasputin. Jest on warzony raz, dwa razy do roku w ograniczonych ilościach. Ekskluzywność piwa podkreślają numerowane butelki. Cena ok 40,00 zł. za jedną (oddam honor, że chyba 0,75 l.) skutecznie odstrasza nawet nieprzeciętnego smakosza. Tak wysoka cena RISa wynika z tego, że jest ono kłopotliwe w produkcji. Ponad 20% ekstraktu powoduje, że surowce na piwo są drogie, trudności technologiczne sprawia proces zacierania, a jeszcze większe filtracja (brzeczka jest bardzo gęsta). Do 2012 r. nikt nie podjął się uwarzenia russian imperial stouta w Polsce na skalę większą niż garnek w kuchni...

Rękawicę podjął Browar Artezan, trzeci muszkieter na naszej scenie piwnej. Co dobrego może uczynić russian imperial stout po świetnie przyjętym witbierze, bardzo mi smakującym dubblu i ciekawym india pale ale?

Dziadek Mróz trafił w me łapki dzięki niezwykle odległej, świątecznej wyprawie siostry i szwagra. Byli w Łodzi, więc naturalną konsekwencją było nasłanie ich, z niewielką listą sprawunków, na Piwotekę Narodową. Piwo przyjechało do mnie niestety bez etykiety. Dlaczego? Były one dodawane osobno, aby każdy degustator/piwosz mógł sam sobie nakleić ją na butelkę. Ot, atrakcja. Niestety etykiety skończyły się szybciej niż piwo. Ale nie ma tego złego... Piwo jest!


Na słabym zdjęciu może i szału nie robi, ale na żywo wygląda pięknie. Klasycznie, nieprzejrzyście czarny jak zapadła gwiazda. Sfotografowałem Dziadka na czarnym tle, ale przy nim tło zrobiło się fioletowe i to dobrze pokazuje czerń tego risa. Niestety nie pieni się tak wspaniale. Ot na początku piwna była, była nawet ciemnobeżowa, lecz szybko zredukowała się do tego czegoś, co widać na zdjęciu. Kiedy piwo napotkało paszczę, wlało się na język i przedostało się do gardła, odczułem to, co cechuje stouty, delikatną aksamitność w konsystencji. Mimo że piwo jest rzeczywiście tęgie, to charakterystyczna oleistość dała wrażenie delikatności przy duuużej treściwości. Z przypadkowo (biję się w pierś) dobranej szklanki unosi się mocny zapach kawy, palonego słodu i niestety alkoholu. Jak dla mnie był on zbyt mocny. Spodziewałem się przez to, że piwo to będzie smakowało alkoholem, kopnie mnie w splot słoneczny i szybko pozamiata. Na szczęście w smaku tego alkoholu nie czułem. Pojawił się na sam koniec. Jest za to kawa, suszone owoce, lekka słodycz. Smak Dziadka bardzo przypomina porter bałtycki, ale tu jakby więcej się dzieje w miarę ogrzewania w dłoniach - wyraźniejsza czekolada. Piwo ma 23% ekstraktu i zawiera aż 10% alkoholu. To sporo. Mimo, że czuć alkohol w tym piwie, to znacznie mocniej niż na języku, wyczułem do w... chodzie. Miejsce na podium w zawodach breakdance gwarantowane.

Jako że jestem wielkim fanem naszych porterów, to i Dziadek Mróz niezwykle mi zasmakował. Jeśli ktoś lubi portery, to powinien go spróbować, a jeśli nimi gardzi, to i tu nie znajdzie nic dla siebie. Dla mnie jedynym minusem tego piwa jest to, że górna fermentacja nie uczyniła go jakoś specjalnie odmiennym od dolnofermentacyjnych porterów bałtyckich. Jestem bardzo ciekaw, co jeszcze wymyślą panowie z Artezana. Dziadek Mróz jest piwem idealnie wymierzonym na zimowe śniegi i zamiecie, aż chce się usiąść i posączyć.

Druga butelka poczeka do kolejnej zimy i zobaczymy, jak będzie smakowało wtedy.

A tak wygląda etykieta, której nie mam. Nazwa i klimat pysznie oddają mrozy Rosji.

zdjęcie bez wiedzy Browaru Artezan, ale z ich profilu na FB

* Dosyć obszernie temat potraktował za to Piotr Bujewski (bardzo dziękuję za cenne uwagi) TU oraz zachodni bloger TU (ale to raczej dla znawców języka Tolkiena).

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy