Green Head

08:00

Jak wspominałem w ostatnim wpisie zawodowe koleje losu rzuciły mnie w tym roku do Działdowa. Fakt, bardzo im pomogłem w tym, by w nowym zawodzie spełniać się w mieście, gdzie istnieje browar i to bardzo przeze mnie lubiany. Miałem też nadzieję na spotkanie z Panem Dominikiem, którego najzwyczajniej w świecie bardzo lubię. Tym samym zapraszam was na spotkanie z jednym najbrzydszych (z zewnątrz) browarów, w jakim byłem. Oto Browar Green Head.

Browar Green Head pojawiał się już na blogu - kilka tekstów możecie zobaczyć klikając tu. Znając piwo i Dominika cieszyłem się na możliwość zobaczenia browaru. Działdowo leży na Mazurach, w Województwie Warmińsko-Mazurskim. To jedyne mazurskie miasto, jakie po pierwszej wojnie zostało przyznane Polsce. Ma dwadzieścia kilka tysięcy mieszkańców i do grudnia 2023 żadnego McDonalda. Szanuję. Browar powstał w 2018 więc pięć lat przed amerykańską siecią "restauracji". Samo miasteczko niczym bardziej szczególnym się nie wyróżnia. Choć jak na standardy mazurskie jest tam dość mało jezior. Konkretnie zero.


Na środku rynku stoi XVIII-wieczny ratusz, w pobliżu są zabytkowe kościoły, elegancki budynek Starostwa czy budynek Poczty Polskiej, który wygląda jakby sam miał ponieść koszty wyborów kopertowych organizowanych przez Sasina. Przy okazji - Działdowo to historyczne ziemie Sasinów, więc coś może w tym być. Z pewnością mógłby bez żadnych przeróbek grać w filmie o II Wojnie Światowej i to jako obiekt ostrzelany przez ruskich. Podjeżdżam pod browar i widzę wielkie tanki na zewnątrz budynku. To tylko przedsiębiorstwo mleczarskie Mlekovita. Browar jest zlokalizowany po drugiej stronie wiaduktu. A skoro jesteśmy przy miejscówce, to Green Head ma bardzo dogodną - tuż przy dworcu kolejowym Działdowo, którędy to pomykają m.in. Intercity relacji Olsztyn-Warszawa. I tak, można przyjechać bezpośrednio z Sosnowca.

Samą halę browaru widzieliście na pierwszym zdjęciu. Poza adekwatnym zielonym kolorem jest całkowicie paskudna. Blaszany budynek wygląda jak mieszkania socjalne w barakach w Dąbrowie Górniczej. Ot kawałek hali produkcyjnej zbudowanej w latach 90. No ale przecież nie ma to większego znaczenia. Ważne jest to, co w środku, a tam dzieją się rzeczy magiczne.

Tam właśnie spotykam dwóch sympatycznych jegomościów uwijających się przy filtracji. To Dominik Połeć i Przemek Baranowski, założyciele i piwowarzy. Nie jest trudno ich przeoczyć, bo browar zajmuje niewielką powierzchnię i jest napakowany sprzętem do granic możliwości. To właściwie dwa pomieszczenia - produkcyjne i magazyn. Warzelnia to sprzęt z Admaru (można to spokojnie kojarzyć z ReCrafterm), klasyczna, częściowo kwadratowa bryła z kotłem o pojemności 26 hl, Reszta to tanki. Pomieszczenie wypełnione jest do granic możliwości. Naliczyłem ich dziewięć, w tym dwa całkiem nowe, jeszcze nie podłączone. Browar warzy przede wszystkim piwa nowofalowe - dobrze nachmielone IPA, pastry soury (z naciskiem na kwaśność - z moich doświadczeń) oraz stouty. Piwa są puszkowane, dzięki czemu mogą w jak najlepszym stanie docierać wszędzie, nawet do Sosnowca.

Na miejscu niestety nie napiłem się nic. Konieczność powrotu samochodem skutecznie zniechęciła mnie do degustacji. Dzięki Panowie za spotkanie, możliwość zobaczenia browaru i do zobaczenia znów (choć między moją wizytą i publikacją widzieliśmy się ze dwa razy). Kibicuję też, by aktualny browar szybko przestał wystarczać. Jeśli muszę komuś jeszcze polecać piwo z Green Heada, w co wątpię, to gorąco polecam!

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy