Piwnica Świdnicka

09:00

Wiosenny wypad do Wrocławia nie mógł zakończyć się na zwiedzaniu jednego browaru. W marcowy czwartek zacząłem od browaru Odra Barrels, a następnie skierowałem na rynek stolicy Dolnego Śląska. Należy on do najładniejszych polskich rynków, a ja uważam go za najciekawszy, podobnie jak Wrocław za najpiękniejsze miasto w naszym kraju. W 2022 roku rozpoczął działalność trzeci browar na rynku - Piwnica Świdnicka. Trudno wyobrazić sobie lepsze miejsce na browar niż najstarsza w Polsce restauracja wywodząca się jeszcze ze średniowiecza. Zapraszam na zwiedzanie!

Do tej pory na rynku Wrocławia działał Browar Spiż (od 1992 roku!) oraz Złoty Pies (od 2015). Jest także Bierhalle, ale w odróżnieniu od na przykład katowickiej restauracji (klik!) nie ma on własnego browaru, a piwo dojeżdża tu właśnie ze stolicy Województwa Śląskiego. Ogromną zaletą odwiedzania browarów restauracyjnych jest to, że nie ma konieczności umawiania się z nikim, by sobie wszystko (zwykle) zobaczyć i wypić piwo. Niemniej jednak próbowałem, ale tego dnia piwowar był niedostępny, a ja od tamtego czasu nie miałem okazji wrócić, by się spotkać.

Piwnica Świdnicka od XIII wieku mieści się w podziemiach Starego Ratusza. Późnogotycki budynek jest architektonicznie jednym z najbardziej wartościowych we Wrocławiu. Dlaczego Świdnicka? Świdnica była bardzo ważnym miastem w średniowieczu, a jeszcze ważniejsze było to, że powstawało tam bardzo dobre piwo. Zgodnie z prawem wprowadzonym przez Henryka IV Probusa (28 września 1273) we Wrocławiu tylko w jednym miejscu można było sprzedawać piwo warzone poza miastem - właśnie w ratuszowych piwnicach, gdzie napić się można było właśnie świdnickiego. Niemal przez cały czas w ciągu tych setek lat w podziemiach budynku funkcjonowała restauracja. Poprzednia zamknęła się w 2017, by po potężnych remontach powrócić jako browar w 2022. Zobaczcie, jak jest w środku, bo jest co oglądać!

Wnętrze to dopieszczone połączenie tradycji z subtelną nowoczesnością. Restauracja została zrewitalizowana w ten sposób, że nie da się przeoczyć jej wielowiekowej historii. Osoby projektujące wystrój zadbały, by tradycja dosłownie przemawiała ze ścian. Lokal jest podzielony na strefę dziedzictwa zastanego oraz dziedzictwa przywiezionego, związanego ze zmianami społecznymi, jakie w przyłączonym do Polski mieście nastąpiły po II Wojnie Światowej. Całość wnętrz opisałbym jako subtelna elegancja. Dominują czerwona cegła, biel oraz łuki sklepień. Całość maksymalnie klimatyczna. Wystrój, zróżnicowane stoły i siedziska tworzące odrębne strefy są do tego dopasowane. Jest naprawdę bardzo ładnie.

Wizualnie wyróżnia się kilka elementów, w tym rzecz jasna browar. Sprzęt browarny jest w pełni wyeksponowany i - tam gdzie trzeba - oddzielony taflami szkła. Warzelnia stoi w tzw. strefie mieszanej. Wypolerowaną stalą lśni sprzęt firmy Kaspar Schulz i od razu widać, że na niczym nie oszczędzano. Tuż obok znajdują się spore tanki wyszynkowe. Całość tej bordowej strefy uzupełnia beerwall z ośmioma kranami, gdzie klienci mogą nalewać piwo sami, bez konieczności wzywania kelnera - za pomocą karty wcześniej doładowanej środkami. Część leżakowa jest strefą zamkniętą, ale właściwie wszystko z każdej strony można sobie obejrzeć.

Lokal jest ogromny - w sumie może pomieścić ośmiuset gości - i zrobił na mnie wrażenie. Gdy tylko zasiadłem pojawił się kelner, a ja zamawiam deseczkę piwa. Kelner pyta mnie, czy chcę klasyczną czy wersję z piwami w objętości jednego litra. Ja na to "hahaha", dobry żarcik, "kto mnie zaniesie na pociąg" itd. Chwilę potem wertuję menu i co w nim stoi? Deska degustacyjna złożona z czterech litrowych piw. W menu. Jedyne 140 zł. Nie zdecydowałem się na to brawurowe doświadczenie, ale faktycznie kiedyś chętnie rzucę się na głęboką wodę. Poza dość klasycznym wyborem piwa można zjeść bardzo ciekawe rzeczy. Te najbardziej mnie interesujące oznaczone są koroną i reprezentują lokalną, tradycyjną kuchnię. Wybrałem żur na zakwasie. Podany w chrupiącym chlebie jest gęsty, wypełniony dodatkami i pyszny jak cholera.

Deski wypiłem w sumie dwie i poprawiłem jeszcze dużym. Najpierw oczywiście piwo najważniejsze - pils. Jest przede wszystkim mocno goryczkowy, ma ziemisto-ziołowy profil i gdyby jakość goryczki byłą większa, to byłoby świetne piwo. Tak jest ok. Pszenica okazała się całkiem klarowna, niczym kristallweizen, i bardzo grzeczna. Lekki banan, lekki goździk, wytrawny charakter. Smaczne i pijalne. Anioł to piwo korzenne, zdecydowanie bardziej czuć przyprawy w zapachu niż w smaku i generalnie smakuje jak piernikowe. Pewnie znajdzie swoich fanów, ale nie w mojej osobie. Najciekawszy okazał się Kozioł, czyli bock. Chlebowy, wytrawny i goryczkowy. Pyszka! APA przenosi w czasie do 2013, jest toporna, gorzka, pełna i z nutą masełka w tle. Angielskie IPA okazało się bardzo jasne, umiarkowanie, nawet tak dość odpowiednio gorzkie, miękkie. Bez fajerwerków ale smaczne.

To był bardzo miło spędzony czas! Nie ukrywam, że bardzo mi się podobało i chętnie zajrzę ponownie na kontrolę jakości pilsa, a może jeszcze jakieś sezonowe piwo się trafi! Nie ukrywam, że chciałbym zobaczyć lokal, gdy jest w nim więcej ludzi niż we wczesne czwartkowe popołudnie. Wam też polecam Piwnicę Świdnicką, to bardzo ładne miejsce!

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy