Moon Lark

07:00

Tuż przed wakacjami Moon Lark zrobił mi wspaniały prezent podsyłając sześć piw. Wszystkie z nich to lekkie lagery, a ja postanowiłem zabrać je ze sobą na Mazury. Uważam, że spożywanie dobrych piw w pięknych okolicznościach przyrody to najlepsze, co może spotkać miłośnika dobrych piw (i pięknych okoliczności przyrody). Wszystkie te piwa na pierwszy rzut oka zapowiadały się na stworzone z myślą o lecie i wysokich temperaturach. A jak było w praktyce?

Od kilku lat mówi się, najczęściej szyderczo, o roku lagerów. O tym, że lagery wracają do łask i coraz chętniej po nie sięgamy. Mowa oczywiście o świecie kraftu, bo w świecie piwa w ogóle - przy odważnym założeniu, że eurolagery traktujemy jak coś, co można pić - lagery dominują niepodważalnie. W krafcie niepodzielnie rządzi IPA w odmianie każdej. Niemniej jednak nie sposób przechodzić obojętnie od tego, że tych lagerów jest jakby więcej. A nawet jeśli nie liczbowo, to z pewnością sięga po nie więcej uznanych browarów. Nawet jeśli związane jest to z oszczędnościami (egzotyczne chmiele są drogie, polskie się rozwijają, ale to wciąż nie ten kaliber buchania aromatami), to jest to fakt. Ja mam już od dawna rok lagera. Już abstrahując od porterów bałtyckich, z których większość jest lagerami, sam zdecydowanie najchętniej od dawna sięgam po pilsy. Szczególnie ciepło myślę też o wszelkich kellerach, hellesach i pokrewnych im stylów oraz wszelakich bękartach tychże. Taka desitka wypita na hejnał jest idealna. W ogóle piwa lekkie są mi bliskie. Czy to jest docentyzacja wieku podeszłego?

Moon Lark debiutuje na blogu

Jak przejrzałem swoje zdjęcia, to przypomniałem sobie, jak mało przypadku jest w kolejności spożywania, czyli kolejności, w jakiej czytacie o piwach. One obrazują to, jak bardzo mi się ich chciało. Tym samym wiedzcie, że największą chcicę miałem na...

Hellesa, zwanego także munich hellesem, bo styl wywodzi się z Bawarii i jest tam bardzo popularny. Ten styl reprezentuje Raise. To pierwsze piwo, które wypiłem nad jeziorem Buwełno i zrobiło mi piękną robotę po dniu w samochodzie. Zachodzące słońce pięknie oświetlało lasy, żaby śpiewały swoje pieśni, a dwa okoliczne bociany szukały pożywienia dla swoich młodych towarzysząc krowom na pastwisku obok. Helles był kropką nad i tego spokoju. Mięciutkie, pełne, okrągłe, orzeźwiające, z czystym profilem i nutą ziołową. Coś pięknego. Takie piwo można spokojnie pić z massów, czyli litrowych kufli. W wersji pół litra na dwa podniesienia szkła. To helles bliski ideału, ale to trzeba by sprawdzić pijąc litrami, jeśli po pierwszym litrze będzie ochota na kolejny, to jest ideał. Moja ocena: 4,5/5.

Shelter to german pils i jedyne piwo, które za pierwszym razem mi nie do końca podpasowało. Tym razem jest stylowo. To oznacza, że piwo jest wytrawne, klarowne, ociera się o piękną "chrupkość", wydatnie goryczkowe, ma ziemisto-ziołowy profil chmielowy, bardzo przyjemny. Czyni go to potężnie pijalnym piwem, a do tego smacznym i stylowym. Nie mam większych oczekiwań. Wpisuję na listę do powtarzania za każdym razem, gdy jest obok pilsów ze Starej Komendy i Redenu. Oby tak dalej! Moja ocena: 4,0/5.

Desitka to czeskie podejście do piwa, które charakteryzuje się tym, że można lać w siebie kufel za kuflem i nie tracić rezonu ani elokwencji. Digit robi to bardzo dobrze. Lekkie, słodowo-zbożowe, z muśnięciem goryczy, ale takim delikatnym. Jest super! Ale tak jak w przypadku hellesa, ocenić w pełni można by pijąc trzy kufle z rzędu. Moja ocena: 3,8/5.

Trzy stałe klasyki za nami, trzy kooperacje przed nami. Na pierwszy rzut kooperacja z browarem, w którym pracował Paweł Masłowski przed założeniem Moon Lark - chodzi rzecz jasna o Browar PINTA. Stay Here #2 to hopfen leichtbier. Z niemieckiego to "lekkie piwo chmielowe" i posłużenie się językiem Goethego nie jest przypadkiem. To zaprawdę leciutkie piwo - 7,5° Blg, 3,2%, niemieckie chmiele i drożdże z klasztornego browaru Andechs Kloster nieopodal Monachium. W profilu piwa dominują kwiaty i zioła, piwo jest zwiewne, wytrawne, stworzone wręcz do spożywania w czasie upałów. Wspaniała to rzecz, jeśli wam gorąco i spotkacie to piwo, bierzcie bez wahania! Moja ocena: 4,3/5.

Sunbath to bardzo popularne ostatnimi czasy podejście do IPA, czyli IPA na modłę dolnej fermentacji, które bardzo mi odpowiada. To także kooperacja z Browarem Tankbusters. Pierwszy raz piłem w upale Lotnego Festiwalu w Katowicach i już wtedy bardzo mi smakowało, za drugim razem podobnie. To piwo też dobrze pokazuje filozofię stylu - czysty profil fermentacji, bez słodkich niuansów mocniej eksponuje wykorzystane chmiele. Jest też w odczuciu bardziej wytrawnie, klarownie a przez to - dla mnie rzecz jasna - smaczniej. Nawet mocno idące w kokos Sabro jest bardziej przyswajalne w takim wydaniu, bez nadmiernej słodyczy jest ciekawsze. Moja ocena: 4,1/5.

Na koniec został nowozelandzki pils Freak Me w kooperacji z Browarem Monsters. Niestety pilsem jest tylko z nazwy, bo wszystkie smaki na niebie i ziemi wskazują, że to APA. Nie ma tu wytrawności, czystego profilu. Nie wiem, czy to kwestia drożdży, leżakowania czy Nectarona, który to chmiel świetnie pasuje do IPA, ale tu wprowadza dużo słodyczy, która w połączeniu z pełnią piwa sprawia, że nie ma pilsa w pilsie. Nie jest to piwo niesmaczne, ba, jest miło, goryczkowe i w ogóle. Tylko niestylowe i nie do końca w mym guście, ale ten każdy ma swój. Dla mnie w konsekwencji takie se: 3,2/5.

Lato trwa, kolejne hellesy, pilsy, desitki, grodziskie są przeze mnie pochłaniane, ale nie zapominam także o porterach bałtyckich. Nigdy! Dzięki, że tu byliście, do zobaczenia znów!

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy