Browar Stu Mostów to najnowszy browar restauracyjny z Wrocławia stworzony przez Arlettę i Grzegorza Ziemian. "Powstał z tęsknoty za slow, satysfakcją z tego co się robi, za prostszym i wolniejszym życiem" - mówią o nim założyciele. Od dłuższego czasu robi wokół siebie niezła zamieszanie posługując się nienagannym PR oraz jednolitą, nowoczesną stylistyką. To wciąż temat traktowany u nas nieco po macoszemu. Nie w Stu Mostach. Tam wszystko wydaje się być dopracowane w najmniejszym szczególe. O tym, że będzie można się ichniejszych piw spodziewać regularnie w katowickim Browariacie widziałem od jakiegoś czasu, choć wciąż owiane było to mgłą tajemnicy porównywalną do tej, która spowija Stare Kiejkuty. Mgła zaczęła się rozpraszać za sprawą samych najbardziej zainteresowanych. Najpierw informacje że sprzęt do warzenia i know-how dostarcza BrauKon ściśle związany z markami Camba Bavaria czy Schönramer, które to przecież serwuje pub na Francuskiej. Listopadowe otwarcie restauracji i browaru uświetniły też właśnie piwa z Camby, bowiem warzenie dopiero się rozpoczynało i na pierwsze piwa trzeba było poczekać. Do teraz!! Oto - tuż po premierze we Wrocławiu - są dostępne w stolicy Górnego Śląska.
Dziś zabieram was w podróż do amerykańskiej Yakima Valley, doliny gdzie nad rzeką o tej samej nazwie hodowany jest chmiel. Bilet w obie strony opłacił Ale Browar, za sprawą dwóch piw o bardzo tajemniczych nazwach - Single Hop HBC 340 i Single Hop HBC 432, ja musiałem jedynie opłacić koszty rezerwacji (ok. 8 zł. w jedną stronę). W Dolinie Yakima produkuje się nie tylko ponad 75% amerykańskiego chmielu, ale także eksperymentuje z hodowaniem zupełnie nowych odmian. HBC 340 i HBC 432 to właśnie robocze nazwy nowych odmian piwnej przyprawy. Ale Browar postanowił posłużyć się tymi, nie do końca poznanymi jeszcze chmielami i przyprawić nimi dwa nowe piwa single hop (czyli takie, które są nachmielone tylko jednym rodzajem chmielu). Co z tego wyszło?
...a na Filipce Grand Prix zagrał Terrence'owi na... (najlepsze zakończenie tego zdania zostanie uhonorowane nagrodą aipaNike).
Tematów do pisania mam nadmiar, pomimo tego że w lipcu odpoczywałem od alkoholu. Zupełnie inaczej mam z górami. Brak wyjazdów i spacerów zaowocował tym, że gdy tylko Daniel, wykańczający mnie akurat w Magię i Miecz, odebrał telefon z zaproszeniem w góry, nie pozostało mi nic innego jak wprosić się kulturalnie na wspólny wypad. Było mi tak bardzo obojętne gdzie pojadę, że nawet wizja zatłoczonych pociągów i dróg do i z Wisły nie odwiodła mnie od tego pomysłu. Jak się okazało trasę szlifowaliśmy pędząc Suzuki - pewne było wdrapanie się na Stożek. Dalej okazało się, że zrobiliśmy bardzo przyjemne i przede wszystkim malownicze kółko czeską stroną Beskidów. Oczywiście nie obyło się bez piwa, ale tytuł wyjaśnia wszystko. Zapraszam!
W ciągu trwających jeszcze wakacji miało miejsce otwarcie kilku bardzo ciekawych multitapów w Krakowie. W szranki stanęły najlepsze browary rzemieślnicze i do swoich firmowych lokali zaprosiła najpierw Pinta, a z okładem tydzień temu Pracownia Piwa. Co prawda na żadnym otwarciu nie byłem, ale do obu pofatygowałem się w krótkim czasie. Od czasu otwarcia Viva la Pinta byłem tam już zresztą trzy razy, co jak na jeden miesiąc jest jakimś niewiarygodnym dla mnie rezultatem. Szlajam się bowiem sporadycznie - czuję, że w moich żyłach płynie szkocka krew i jako Thomas McGebelus wolę pić taniej w zaciszu własnych czterech ścian. No ale kultura osobista i dobre maniery każą czasem wybrać się gdzieś z kurtuazyjną wizytą. W Tap House byłem dopiero raz, no ale bądźmy szczerzy - knajpa w momencie pisania tych słów działa od dziesięciu dni, a ja nie jestem z Krakowa. Niech ten wpis będzie okazją do zaprezentowanie kilku piw, które jeszcze się tu nie pojawiły.
Rok 2013 to bez wątpienia warszawska ofensywa nowopowstających tam multitapów (Chmielarnia, Kufle i Kapsle, Cuda na Kiju, Piw Paw), czyli lokali serwujących lane piwo z więcej niż kilku kranów. Daleki jestem od wnikania w to, ile kranów musi liczyć szynk, aby być już multi - niektórzy mówią że 10. Nie chodzi jednak o ilość, a o jakość piwa, które jest tam podawane. Czy ktoś będzie mówił o multitapie, kiedy ten będzie serwował tylko piwo koncernowe? Nie. Inne miasta także zapragnęły mieć swoje multitapy. Specyficznym przypadkiem takiego miasta są Tychy. 130-tysięczne miasto słynące z produkcji samochodów marki FIAT oraz Browarów Książęcych ma multitapy dwa - bo drugi z nich wystartował właśnie w piątek. I ja tam się wybrałem...
Ten multitap nazywa się po prostu Wielokran. Prosto i ładnie. |
Zwykle jest tak, że przemierzam piwną pustynię niczym Mad Max, albo niczym ostatni rewolwerowiec Roland poszukuję swojej piwnej Mrocznej Wieży. Zwykle sosnowieckie sklepy prezentują ofertę przeznaczoną dla pana Mietka, co to lubi w autobusie machnąć dwa mocne przed pracą, albo dla Typowego Bartka, studenta geologii, dla którego piwo z Łomży jest najwyższą emanacją ducha craft z browaru regionalnego. Zwykle jestem niepocieszony. Zwykle nie znajduję nic ciekawego i sapię z
wściekłości, że znowu trzeba będzie jechać do bardziej cywilizowanych
Katowic po coś smacznego, a przede wszystkim nowego. Tak, nowego. Bo próbowanie nowych piwnych smaków cieszy mnie najbardziej. Dlatego właśnie gdy zobaczyłem poniższe piwa na półce sklepu, który jest ode mnie rzut beretem, postawiłem oczy w słup i krzyknąłem: "Shut up and take my money!"
No może nie od razu... Z początku kupiłem tylko trzy najczarniejsze z nich, ale to było tylko oszukiwanie samego siebie, bowiem kilka dni później (czyt. nazajutrz) wróciłem dokupić resztę... No ale mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że nie wydałem takiej kasy na piwo na raz.
Refleksja na temat Bieszczadów nie pojawiłaby się w mej głowie, gdyby nie kolejne dwa pyszne piwa z Bieszczadzkiej Wytwórni Piwa Ursa Maior. W trakcie pisania pojawiły się obrazy i zapachy, które zalegały głęboko ukryte w czeluściach hipokampa. Wróciło też to, co w Bieszczadach bardzo istotne - ludzie. W górach spotyka się ludzi niezwykłych, istnieje z nimi trudna do uchwycenia więź porozumienia. Nieprzypadkowo oddaje się cześć wszystkim na szlaku, częstując ich uśmiechniętym powitaniem. Każdy z nich jest tym samym miłośnikiem dolin i szczytów, bratem, siostrą. W Bieszczadach jest szczególnie... tam spotyka się rodzeństwo syjamskie.
Piwny podróżnik nie zamarza w skrajnych temperaturach dzięki piwu w krwiobiegu |
Sprawcą lawiny wspomnień jest Ursa Maior, która tempa nie zwalnia, a nawet przyspiesza. Jeszcze nie dopadłem ich piwa nr 5, a już pojawiła się informacja o szóstce. Dziś jednak 3 i 4, czyli Deszcz w Cisnej oraz Megaloman. Powrót w dzikie Bieszczady gwarantowany...
Dobre uczynki wracają do nas po stokroć. Tym razem drobna przysługa zaowocowała podarunkiem w postaci fantastycznie zapowiadającego się piwa z Norwegii. Optymizm mój został spotęgowany dwoma faktami. Po pierwsze to piwo w klasycznym stylu India Pale Ale (mało rozumiem z norweskiego ale amerikanske brzmi prawie jak u nas - czyżby to jednak była AIPA?). Po drugie uwarzone zostało w browarze, z którego piwo na blogu już kiedyś opisałem i wspominam je bardziej niż miło (kliknij, by się tam przenieść)!
Wracam więc do Browaru Aegir i smaku dobrego, norweskiego piwa, w bardzo smakującym mi stylu!
Po ogromnym sukcesie Kormorana, jakim było wprowadzenie na rynek bardzo ciepło przyjętego Weizenbocka (koźlaka pszenicznego), olsztyński browar w ramach swoich Podróży Kormorana postanowił zawędrować w rejony, do tej pory odwiedzane przez browary rzemieślnicze. Podróżnik-smakosz tym razem ląduje u brzegów Stanów Zjednoczonych, by tam skosztować najbardziej charakterystycznego amerykańskiego piwa. Na etykiecie kultowość tego stylu piwnego zestawiona jest z rozpoznawalnością nowojorskich taksówek, Statui Wolności, Wodospadu Niagara czy jazzu z St. Louis. Stylem, z którym postanowił się zmierzyć Browar Kormoran, jest American IPA, czyli północnoamerykańska wariacja na temat stylu Indian Pale Ale.
Czy Podróże Kormorana mogą z czystym sumieniem stanąć w szranki z Atakiem Chmielu (piwo roku 2011*) i Rowing Jackiem (piwo roku 2012*)? Czy jest to piwo smaczne?