Śląski Festiwal Piwa

08:00

W ciszy gdzieś dogorywa (skądinąd udany) Silesia Beer Fest, którego druga edycja miała miejsce w maju (klik!), a tu niespodziewanie wyrósł nam kolejny festiwal w Katowicach. Jarmarki Śląskie postanowiły zorganizować święto piwa pod chmurką w samiutkim centrum miasta - na Rynku. Dosyć odważny krok jak na ostatni weekend września i pierwszy października. Samo miejsce także nie wzbudziło mojego entuzjazmu. Generalnie przez dłuższy czas mało było wiadomo o festiwalu łącznie z najważniejszym - wystawcami. Kiedy już jednak lista pojawiła się w internetach, moje obawy zmalały - zapowiadało się sporo ciekawych piw. A o tym jak się udało poczytacie dalej.


Organizatorzy chyba złożyli ofiarę Azazelowi, bowiem pogoda była wyśmienita. Od czwartku do soboty nad Śląskiem świeciło słońce i nawet wieczorem było bardzo ciepło. Miejsce okazało się strzałem w dziesiątkę. Na Rynku ustawiono skierowane do siebie namioty wystawców, między którymi ustawiono bardzo liczne stoły (mimo to o miejsce nie było łatwo), a całość otoczono barierkami z dwoma tylko wejściami. Ludzi było bardzo dużo, a mimo to ani przez chwilę nie miałem wrażenia obecności motłochu, ludzi przypadkowych, zadymiarzy wyklętych, ani żadnych innych psujących zabawę i konsumpcję. Szok. 


Fajnie było się napić w otoczeniu socrealistycznych kultowych katowickich budynków, tuż przed Teatrem Śląskim i w cieniu szklanego drapacza (niskich) chmur. Oto kraft wyszedł z dusznych pomieszczeń na obrzeżu aglomeracji i dotarł do ludzi. Wystawców było tylu, że po jednym dniu obecności (nie mogłem więcej) mam niedosyt. Czegoś jeszcze bym tam spróbował. Ci także chyba nie spodziewali się takich tłumów, bowiem z relacji sobotnich wiem, że tu i ówdzie piwo się skończyło. 


Osobiście stawiły się browary: Kraftwerk, Piwoteka, Browar Golem, Hajer, a obok nich Browar Pustynny, Browar Prost, Browar Raduga, Browar PiwoWarownia, Browar Dukla, Piwnica Gawronów, Browar Fortuna, a swoim beczkowozem przyjechał Browar Spółdzielczy z Pucka za co wielki szacun ode mnie. Swoje stanowiska miały okoliczne hurtownie piwa i katowickie multitapy (Browariat, Absurdalna i Biała Małpa), gdzie wybór piwa był już bardzo szeroki. Kilka rzeczy urywało odwłok, kilka było bardzo smacznych, w tym także zaskakująco.


Zacząłem dokładnie od tego, co planowałem, choć szybki przegląd stoisk zaowocował kilkoma próbkami różnych piw, przez co trzeba było usiąść i zebrać siły. Szkło od Browaru Golem to cichy bohater festiwalu. Piękna koniakówka o pojemności 0,3 litra sprzedała się chłopakom całkowicie w piątek. Ja zawsze zaczynam od pamiątkowych szkieł także po to, by nie pić z plasteku. Orange Juice tylko na pierwszy rzut oka odchodzi od żydowskiego nazewnictwa. To wheat IPA ze skórką pomarańczową i piwo, które pachnie bosko, ale smakuje co najwyżej dobrze. Aromat łączy w sobie intensywną pomarańczę, owoce egzotyczne i inne cytrusy, i mnie zachwycił. Piwo jest gładkie, stonowane, ma delikatną goryczkę, ale skórka sprawia, że troszkę drapie i gryzie. Brakowało mi też zapowiedzianej w aromacie soczystości. Niemniej jednak piwo jest smaczne i godne polecenia. 7/10. Piwem genialnym jest za to Flanders Red Ale z Minibrowaru Reden. Piwo o gęstości 15° blg zostało przefermentowane przez drożdże Brettanomyces i Lactobacillus, a piwo leżakowało około roku w beczce po bordeaux. Pachnie wiśniowo i wyraźnie końsko. Jest stajnia. Piwo ma bardzo winny charakter, dominują w nim owoce - czereśnie, czerwone porzeczki i wiśnie, ale w mocno pestkowym, wytrawnym, lekko cierpkim wydaniu. Jest kwaśne, nuta wiejska jest mocna, a samo piwo rześkie i pijalne, choć złożone. Rewelacja i kolejny sztos z Mini Redena. 9/10. Gdyby wszyscy piwowarzy w małych browarach mieli takie możliwości i pomysły jak Paweł Fityka, to nasze życie byłoby jeszcze piękniejsze. Chcę butelkę!


Trzecim piwem była Końska Dawka z Browaru Piwoteka. Piwo z chrzanem wzbudziło bardzo mieszane uczucia wśród pijących, ale we mnie znalazło gorącego zwolennika. Wśród dziwnych dodatków chrzan będzie u mnie na wysokiej pozycji i czekam na wasabi. To saison, ale Marek Puta napisał gdzieś, że początkowo miał to być wheat - problemem okazały się własności antyseptyczne chrzanu, które sprawiły, że drożdże do pszenicy nie mogły wystartować i postawiono na znacznie odporniejsze drożdże do saisona. Charakter saisona jest tu jednak schowany bardzo głęboko pod aromatem i smakiem chrzanu. Jest mocno i intensywnie, ale ja lubię chrzan i spodobało mi się to piwo. Wiem, że nie jestem odosobniony, ale nie wiem ilu nas jest. 7/10. Po lewej na zdjęciu piwo, którego pierwsza warka rozłożyła mnie na łopatki (klik!) i koniecznie chciałem spróbować drugiej. Browar Spółdzielczy na szczęście zabrał swoje Złodziejskie, czyli pieprzowe ARA. Pieprzu jest chyba nawet więcej niż za pierwszym razem, albo jeszcze się nie zdążył dobrze uleżeć. Podoba mi się jego aromat, smakuje jego drapanie i wciąż bardzo mi odpowiada. Piwo jest pełne, rześkie i soczyste. Wciąż bomba.


Wielkim zaskoczeniem były dwa piwa z Kraftwerka. Najpierw Paweł poczęstował mnie resztką Double Trouble (wersja zwykła była bardzo niedobra) leżakowanego w beczce po Jacku Danielsie. To zupełnie inne piwo. Jego słodycz wydaje się zupełnie uzasadniona, bowiem znajduje wielką kontrę w waniliowej i mocno drewnianej beczce. Jacek zostawił na piwie bardzo duże piętno. Jest gładko, jest mocno, są nuty palone i mleczne. Nie ma za to scukrzonej słodyczy chrzęszczącej między zębami i nut kleju do tapet. 7,5/10. Jeszcze ciekawszym okazał się być Jolly Roger, czyli porter bałtycki leżakowany w beczce po rumie. Tu mocniej waniliowa beczka paradoksalnie w mniejszym stopniu przykryła samo piwo. Jolly jest czekoladowy, kakaowy, palony, owocowy i wyraźnie rumowy. Już nawet aromat nie pozostawia wątpliwości, w czym leżało piwo. 8/10. Fajnie, że mam jeszcze butelkę oryginału.


Powyższe zdjęcie to historyjka pt.: "Panie Hajer, moje piwo jest niedolane". Rajza na Antypody to najnowsze piwo Hajerów, a styl to new zealand rye pale ale. O ile mnie Alzheimer nie myli, to słód żytni stanowił 30% zasypu i go czuć. Piwo jest bardzo gładkie, mocno aromatyczne i soczyste. Są tu nuty leśne, egzotyczne i lekko ziołowe. W smaku jest podobnie, przez co piwo zniknęło ekspresowo z naszego szkła. Gdyby było bardziej gorzkie i zostało IPA, to pokochałbym je. 7/10.


Tego co miała Rajza na Antypody brakło Hopken! Hopken! z Golema. To amercian pale ale, które nieźle pachnie, ale trochę traci w smaku. Początkowa eksplozja aromatów cytrusowych szybko przebrzmiewa, a goryczka po chwili otrzymuje posmak ssanej witaminy C. Piwo jest niezłe, ale bałbym się pojemności 0,5 litra, a w przypadku APA to ona powinna być naturalna. 6/10. Po prawej na zdjęciu Browar Raduga i Big Sleep. Barleywine, którego nie miałem okazji do tej pory pić i żałuję. Uwarzone w Browarze Zodiak piwo jest bardzo dobre. Stoi po słodowej i słodkiej stronie mocy, ale dzięki swojej mocy i gęstości nie męczy. Ciało pełne jest karmelu, toffi, rodzynek i fig, za którymi pałęta się lekki miodek. Sporej goryczy nie udaje się skontrować słodkości, ale słodkie owoce to nie są rzeczy, których nie chciałbym czuć. Także alkohol się pojawia, ale mimo to oleiste, pełne piwo jest super. 7,5/10.


Z lewej strony na powyższym zdjęciu stoi Mocna Góra z Piekarni Piwa. To bardzo dobra AIPA i mam nadzieję, że będzie w stanie się przebić. Aromat składa się ze słodkich owoców egzotycznych i cytrusów (grejpfrut) i jest mocny. W smaku jest soczyście, pełnia jest całkiem spora i na pewno współgra z wysyceniem poniżej średniej. Piwo gra! 7,5/10. Zupełnie inaczej niż Niezdara - belgijskie ale. Piwo niestety trąci lekkim toitoiem. Belgia jest intensywna, ale i kanał daje się we znaki. 3/10. Nie zrzucałbym winy na piwowara, bo znam go i piłem masę jego piw. On by tego nie puścił. Czynniki muszą być trzecie. Po prawej piwo na tak zwany wynos, ale o nim będzie innym razem. Choć nie nazwę go (chyba jako jedyny) piwem roku, to jest świetne i zasługuje na swój wpis. Wszak piłem je na szczycie.


Na koniec zostawiłem dwa sztosy wypite w ramach bottlesharingu na stoisku Absurdalnej. Dzięki chłopaki, że mnie znaleźliście na to drugie! Piwem dzieliliśmy się z Patrykiem, Damianem, Darkiem, Grzegorzem, Remikiem, a ja oczywiście Gosią. Dzięki temu piwa kosztowały nas odpowiednio 9,00 i 10,00 zł. Czad. Po lewej Sin Tax z kalifornijskiego Mother Earth. To megaaromatyczny i smakowity budyń czekoladowy w płynie. Jest mocna czekolada, kakao, trochę wanilii. Mógłby mieć nieco więcej ciała, ale też ma tylko 8,1% alkoholu. Jest słodko-wytrawny i smaczny. 7,5/10. Po prawej znacznie ciekawszy i bogatszy Wreck Alley Imperial Stout z także kalifornijskiego browaru Karl Strauss. Mocniejszy (9,5%) imperialny stout uwarzony został z dodatkiem ziaren kakao i etiopskiej kawy. Kakaowiec jest tu bardzo intensywny i pięknie współgra z nutami mocno palonej kawy. Towarzyszą im ciemne owoce i ciemne słody. Piwo jest mocno słodowe, choć na początku słodkawe, ma bardzo wytrawny i goryczkowy finisz. Polecam! 8,5/10.


Festiwal wstrzelił się idealnie w ciepłe powitanie złotej polskiej jesieni. Ludzie dopisali, piwa również. Lokalizacja sprawiła, że dojazd z większości zakątków Górnego Śląska, Zagłębia i Galicji był doskonały, bo wszystko jeździ do centrum Kato. Mam nadzieję, że Minibrowar Reden nie będzie swoich piw woził po kraju i przyciągał na śląskie festiwale swoimi odjechanymi stylami.


Tylko niech głośniki na scenie będą nieco bardziej ściszone, bo fajnie jest w trakcie koncertu porozmawiać z kimś po drugiej stronie stolika.

Zobacz także

3 komentarze

  1. Pozostaje tylko częściej życzyć sobie takich bottlesharingów :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Faaaajny ten festiwal się okazał... aż się nie spodziewałam :) Wszystko, począwszy od pogody, miejsca, koncertów, wystawców na odwiedzających skończywszy :)
    Ogłaszam Flanders Red Ale z Minibrowaru Reden moim (?) piwem festiwalu :))))

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy