Zabieram was do Bristolu na degustację trzech angielskich piw. Nowofalowy browar Arbor, znany ze swoich eksperymentalnych zapędów, trafił pod moją strzechę dzięki będzińskiemu Groszkowi. Trzy butelki z liściem klonowym na etykiecie z piwami w ciekawych, "rewolucyjnych" stylach były uzupełnieniem wspaniałego weekendu, pełnego 30. urodzin siostry, jazdy na rowerze, ogólnego odpoczywania od pracy oraz niespodziewanych, miłych gości. Czego więcej chcieć? Aby piwa trzymały poziom. Zapowiadały się troszkę na podobieństwo pierwszych próby naszych rzemieślników - bierzemy masę chmielu i walimy do kadzi, piwosz sobie z tym poradzi. Wynik to 2 do 1 na korzyść Arbora - które piwa przeszły do kolejnych rund, a któremu zaszkodziło i odpadło po eliminacjach?
Trochę czasu zajęło mi ogarnięcie się po tamtym łikendzie, z którego najtrudniejszy był jak zwykle finał Ligi Mistrzów. Od wielu lat świętuję go wspólnie ze Słoniem, bo to też okres jego urodzin. Zwykle kończy się to wypiciem masy dobrego piwa i kacem-gigantem rano. Potem totalny nawał pracy i tak oto dopiero po tygodniu mogę spokojnie podsumować mój jednodniowy pobyt w Kra... mmm... Zabierzowie. Skupię się przy tym głównie na piwie, a o okolicznościach spożywania jeno wspomnę.
Z wiekiem i zapuszczaniem się przyzwyczaiłem się, że moja broda żyje własnym życiem, a próby okiełznania jej można porównać z daremnymi wysiłkami zmierzającymi do zrozumienia tajemnicy życia albo bezskutecznością w próbach pojęcia polityki Kaczyńskiego. Porzuciłem jakiekolwiek próby obcinania, rozczesywania i dbania o swoją brodę przez co staje się ona dziwna. Czy jednak jest tak dziwna jak Weird Beard? Zapraszam do degustacji czterech piw z angielskiego browaru Dziwna Broda.
Zwykle jest tak, że przemierzam piwną pustynię niczym Mad Max, albo niczym ostatni rewolwerowiec Roland poszukuję swojej piwnej Mrocznej Wieży. Zwykle sosnowieckie sklepy prezentują ofertę przeznaczoną dla pana Mietka, co to lubi w autobusie machnąć dwa mocne przed pracą, albo dla Typowego Bartka, studenta geologii, dla którego piwo z Łomży jest najwyższą emanacją ducha craft z browaru regionalnego. Zwykle jestem niepocieszony. Zwykle nie znajduję nic ciekawego i sapię z
wściekłości, że znowu trzeba będzie jechać do bardziej cywilizowanych
Katowic po coś smacznego, a przede wszystkim nowego. Tak, nowego. Bo próbowanie nowych piwnych smaków cieszy mnie najbardziej. Dlatego właśnie gdy zobaczyłem poniższe piwa na półce sklepu, który jest ode mnie rzut beretem, postawiłem oczy w słup i krzyknąłem: "Shut up and take my money!"
No może nie od razu... Z początku kupiłem tylko trzy najczarniejsze z nich, ale to było tylko oszukiwanie samego siebie, bowiem kilka dni później (czyt. nazajutrz) wróciłem dokupić resztę... No ale mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że nie wydałem takiej kasy na piwo na raz.
Tak właśnie witam każde nowe piwo na naszym, wciąż jeszcze dosyć ubogim piwnym rynku. Tym większa była moja radość, gdy w katowickim Namaste, do którego wybrałem się ze znajomymi, wśród pięciu kranów gościły dwa nowe piwa. A może to właśnie dlatego wybraliśmy Namaste? Pewnie tak. Ma to sens.
Nie trzeba być Sherlockiem, by wiedzieć na które piwa tak bardzo sobie ostrzyłem zęby. Nie trzeba być nawet Watsonem. W środku debiutujący Browar Bednary ze swoim Łowickim Pale Ale, a po prawej drugie piwo z artezańskiej serii IPA Tour - Białe IPA.
W grudniu 2013 r. z bardzo entuzjastycznie przyjmowanymi piwami Bieszczadzkiej Wytwórni Piwa Ursa Maior zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Większość problemów smakowych, o których pisano w Internecie, sprowadzało się do mocno warzywnego aromatu. Charakterystyczny zapach świeżo otwartej puszki kukurydzy to nic innego tylko siarczek dimetylu (zły, zły DMS), który najczęściej pozostaje w piwie z powodu niedogotowania brzeczki lub nieodparowania go (tego DMSu) w czasie warzenia. I ja miałem nieprzyjemność trafić na niego wówczas w Bombinie Blues i w Dobrej Karmie. Fakt, jeszcze żadnemu piwo nie udało się pokonać zupy jarzynowej, którą kiedyś ze znajomym odkryliśmy w Ajpie Dark z Wojkówki. Każdemu może się zdarzyć, pewnie nie tylko ja wychodzę takiego założenia, szczególnie gdy jest to młody browar. Problemem u Ursy był jednak nie sam DMS, ale sposób w jaki zareagowano na sygnały, że z piwami jest coś nie tak. Obrona Częstochowy zmieniła się internetowy szturm na rzekomych hejterów, co spowodowało konsternację, niedowierzanie i rąk załamanie u miłośników piwa. Mam nadzieję, że usuwanie komentarzy, banowanie użytkowników i drwienie ze smakoszy to już przeszłość. Po krótkiej przerwie postanowiłem spróbować piw nowych i Bombiny z nadzieją, iż jest lepiej.
Renegat czyli Black IPA (lub Cascadian Dark Ale, jeśli tak wolisz), kolejny single hop - Blond Palisade oraz robust porter Bombina Blues. Jak zwykle mają fantastyczne etykiety. To są małe dzieła sztuki. Doskonałe pojedynczo, dopracowane, dopieszczone, każda z odrębnym klimatem i charakterem, a jednak razem tworzą wspaniałą serię i czynią piwa z Bieszczadów bardzo rozpoznawalnymi.
Gdy tylko skończył się ostatni dzień pracy, zapakowałem się w puszkobus i wyruszyłem do Cieszyna, gdzie po raz piąty odbywa się święto piwa - Bracka Jesień. Tym bardziej się napaliłem, bo zapowiadano kilka piwnych premier, a sam musiałem nadrobić zaległości z ostatnich tygodni. Cieszyn przywitał mnie piękną, wczesnojesienną pogodą i po zmroku dotarłem na teren Browaru Zamkowego, gdzie tradycyjnie odbywa się impreza. Kogo można tu spotkać?
No na przykład Panią Monikę (po lewej) i Panią Monikę (po prawej). Jedna z nich jest piwowarką w cieszyńskim Browarze Mieszczańskim, a druga menedżerką w Browarze Miejskim Bielitzer z Bielska Białej.
Jeśli to nie stanowi dobrej reklamy Brackiej Jesieni, to warto zauważyć, że nie daleko jest pełne delicji stoisko Browaru Krajcar, gdzie dobre piwo również serwuje urodziwa pani.
A co jeszcze można zobaczyć? I przede wszystkim co można wypić? Zapraszam dalej!
Pierwszy weekend sierpnia miałem ogromną przyjemność spędzić w Warszawie. Nie mogłem sobie oczywiście odmówić wyruszenia na warszawski szlak piwny, który kusi licznymi kranami oraz piwami, których nie można napić się na Śląsku (nie wspominając już o Zagłębiu). Na szczęście nie dane mi było odwiedzić wszystkich knajp szlaku, dzięki czemu mam większą motywację, by wrócić szybciutko do stolicy.
"Na pewno coś piłem i na pewno coś paliłem". A co? A gdzie? O tym w dalszej części. Zapraszam.
W poprzednim roku zaczęła się w Polsce moda na odmienianie wyrażenia chmiele amerykańskie przez wszystkie przypadki. Obecny rok kontynuuję ten trend. Popularności zdobywającym wciąż wielką popularność piw w stylu American India Pale Ale pozazdrościli jej mniej intensywni bracia American Pale Ale. Był więc na jesień 2012 Shark (Kopyra & Widawa) - Ekstremalnie Chmielony Słoneczny Ale, niesamowite Pacific Pale Ale (Artezan), niezwykle smaczna Gorycz Tropików (Jan Olbracht) i nieco wcześniej dzisiejszy bohater.
Jeśli Ale Browar nic Ci nie mówi, zapraszam. Jeśli piłaś King of Hop i chcesz porównać doznania, zapraszam. Jeśli ciekawi Cię Elvis na różowej etykiecie, zapraszam. Jeśli nie piłeś, a nie wiesz czy warto, zapraszam tym bardziej!
Tym razem wracam do podwrocławskiego browaru zoologicznego, w którym kuratelę nad nowymi zwierzętami sprawują Tomasz Kopyra i Wojciech Frączyk, piwowar z Widawy. W całkiem już sporej zwierzęcej menażerii, o której pisałem tu, właśnie pojawił się nowy okaz. Jest to Rhino, czyli nosorożec, lecz jego pochodzenia możemy doszukiwać się w USA. Rhino jest bowiem uwarzone w stylu smoked americam pale ale.
Jest to absolutna nowość na rynku, w sklepie pojawiło się w piątek (5. lipca '13) i tego samego dnia znalazło się w mojej paszczy. Jest więc szansa, że kiedy to czytasz, piwo wciąż będzie dostępne;)
Na czym polega ten styl i jak smakuje Rhino? Zapraszam dalej.
Tytuł posta zgromadził w sobie wiele słów, które przeciętnego piwosza mogą wprawić w osłupienie. Jeśli nie śledzisz na co dzień rozwoju polskiej sceny piwnej, to prawdopodobnie przegapiłeś trzecią, najmłodszą twarz naszej małej rewolucji - Browar Artezan. Ten post to kilka informacji nt. browaru, jeża i samego stylu piwnego oraz oczywiście wrażenia z degustacji.