Pivovar Trautenberk

16:04

Czasami jest tak, że w góry po prostu muszę. Pojechałbym sam nawet w najgorszą pogodę. Zwyczajowi towarzysze wypięli się, ale znalazł się zaskakujący śmiałek i okazało się, że było to wspaniały wyjazd pod każdym względem. Za cel obraliśmy Karkonosze, ich królową - Śnieżkę oraz zlokalizowane w jej cieniu pivovary. Na początek przedstawiam wam Pivovar Trautenberk, który dwudniową przygodę otwierał i zamykał.


Pierwszy łikend wiosny od wielu lat oznacza, że na nizinach jest już pogoda, a w górach spodziewać się można wszystkiego. No i tego wszystkiego doświadczyliśmy. Szymona odbieram z Kato, droga mija szybko i przyjemnie na opowieściach, wszak ostatnio widzieliśmy się dawno i gdy piszę te słowa, przypomniałem sobie, że wciąż mam książkę Szymona, której historia toczy się w warunkach zbliżonych do tego, czego doświadczyliśmy na górze. No ale nie uprzedzajmy faktów, o tym będzie w następnym wpisie z tej serii. Póki co wjeżdżamy samochodem na Przełęcz Okraj, gdzie tuż za granicą Polski zaczyna się miejscowość Horní Malá Úpa. To na wskroś turystyczna wioseczka. Przecinają ją szlaki turystyczne, są noclegi, knajpki, rzecz jasna browar i przystanek autobusowy, z którego można nawet (dookoła) dojechać do Polski (bodaj do Szklarskiej, ale już nie pomnę). Nie parkujcie po polskiej stronie. U ciecia koło Schroniska na Przełęczy Okraj zapłacicie więcej niż u Czechów. Tam elegancko, na wielkim parkowiszczu, gdzie wjedziecie przez automatyczne bramki, a na wyjeździe zapłacicie kartą. I - powtarzam - taniej. I bliżej browaru. 

No ale że było po 9:00 i do otwarcia browaru została niespełna godzina, kręcimy się, rozglądamy, a czas nie mija zbyt szybko, gdy jęzor wisi do pasa. W środku są ludzie, ale to śniadaniują mieszkający tam turyści i narciarze. Restauracja i browar mieszczą się w odnowionym kilka lat temu kompleksie hotelowym, sam browar wystartował w 2015, restauracja później. Poza nim jest tu jeszcze kilka obiektów noclegowych i restauracji. Na początku było tu schronisko nazywane Nová Pomezní bouda i nosiło imię Franciszka Józefa, a po jego śmierci nazwane zostało Tippelt's Lodge (od nazwiska jego konstruktora), jeszcze później nazywany Družba Hotel. Dzisiejsza część browarowa została dobudowana przy ostatniej renowacji i w większej części jest niedostępna dla turystów. Budynek to charakterystyczna dla czeskich gór forma boudy, czyli chaty (choć nam chata nie kojarzy się z czymś tak okazałym). U nas mówimy na takie miejsca schronisko, z uwagi na pełnioną funkcję. W Czechach nie ma typowych schronisk, są za to liczne górskie hotele. Obita drewnem masywna bryła ma pięć pięter wystających ponad ziemię i co najmniej jedno poniżej i oferuje ponad 130 noclegowych miejsc. Podoba mi się, że dobudowana część nie odstaje formą od otoczenia, choć jednocześnie odcina się wizualnie. Całość wygląda po prostu przednio.

Szczególnie przednio wygląda front budynku. Na jego środku jest wejście, a po jego prawej stronie za przeszkleniem widać rząd tanków fermentacyjno-leżakowych (30 hl). Jak wspomniałem, więcej znajduje się na tyłach, jest tam warzelnia i dwukrotnie większe leżaki. Całość imponuje wybiciem! Wnętrze to połączenie klasycznej ponad stuletniej gospody i prostej nowoczesności. Brązowe drewno, jasne ściany, zabytkowe lampy sufitowe, fikuśny piec na środku pomieszczenia. Wszystkie nowoczesne wstawki mają wygląd ponadczasowy, więc nie rażą. Na ścianach wiszą stare fotografie, a to zawsze robi dobry klimat. Miejsce jest mega przyjemne. Przyjemna dla oka jest też damska część kelnerskiej obsługi, bo jak przystało na restaurację, gości obsługują kelnerzy i kelnerki.

W menu (po polsku też jest!) do wyboru są najbardziej klasyczne czeskie potrawy. Tu też przeżyłem językowe nieporozumienie, które zaowocowało mega smacznym obiadem, którego normalnie nigdy bym nie zamówił. Otóż poprosiłem o hermelina (ser camembert), ale z racji oklepania używania tego słowa nie dodałem, iż chodzi mi o nakladanego, czyli marynowanego. Wielkie moje zdziwienie było, a jeszcze większy rechot Szymona, gdy na stole wylądowała wegetariańska sałatka z grillowanym hermelinem. Niemniej okazało się to danie być mega pysznym, świetnie przygotowanym i liczę na więcej takich pomyłek. Pierwsze piwo znika tuż po zrobieniu pamiątkowego zdjęcia (poniżej), Jedenastka jest przepyszna, kwintesencja pijalnego czeskiego piwa w świeżym wydaniu. Polotmave też jest przyjemne. Szymon decyduje się na APA, które okazało się najsłabszym w całym zestawie piw oraz 10° Letni Ale, które było całkiem ok. No ale jednak co lagery, to lagery i gdy wróciliśmy nazajutrz, swoje błędy naprawił klasyczną jedenastką. 

No nie ma co pierniczyć od rzeczy. Trautenberk jest fantastycznym, klimatycznymi miejscem. Piwo także robi dobrą robotę. Z uwagi na wielkość browaru piwo można spotkać lokalnie i mniej lokalnie w różnych miejscach - mają puszki, więc można brać bez większych obaw. Polecam browar jak i aktywny wypoczynek! Na schledanou!

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy