Browar Lubicz

16:00

Pewnego wiosennego dnia, gdy ta pora roku była jeszcze nieco wczesna, bardziej deszczowa i nieprzyjemnie zimna, wybrałem się do Krakowa, by uzupełnić braki blogowe. W Browarze Lubicz byłem w 2015 roku. Byłem wtedy jeszcze mocno zachłyśnięty nową falą i nie szukałem w browarach klasyki, jakkolwiek by nie była zrobiona. Pamiętam, że było ok, ale nigdy nie miałem wystarczająco motywacji do napisania relacji. W 2023 potrzeby mam już inne, więc nadrabianie krakowskich zaległości zacząłem od Browaru Lubicz. Serdecznie zapraszam do Krakowa!

Historia Browaru Lubicz jest bardzo ciekawa, choć nie do końca jednoznaczna. Dzisiejszy browar powstał bowiem na terenie historycznego browaru w ramach większej inwestycji pod nazwą Browar Lubicz Residence, przy ulicy Lubicz 17. W tym miejscu w 1840 roku, a więc w czasach rewolucji przemysłowej i piwnej, powstał Browar Johna. Był największym browarem nie tylko w Krakowie, ale w całej Galicji. Browar przez lata wyrobił sobie dobrą markę i należał do często nagradzanych. W 1904 roku został sprzedany Janowi Albinowi Goetzowi. To też postać nietuzinkowa - syn Jana Ewangelisty Goetza, założyciela Browaru Okocim i spadkobierca jego spuścizny (więcej o Okocimiu jest we wpisie o Browarze Okocim - klik!). Był przedsiębiorcą, filantropem, baronem i parlamentarzystą. Browar Johna był mocno modernizowany i wszystko byłoby pewnie dobrze, gdyby nie wielki kryzys w 1930 roku. Dalsze kłopoty nastąpiły po śmierci Goetza w 1931 roku. Po wojennej przerwie browar wznawia produkcję, a w 1946 roku zostaje znacjonalizowany. Już jako Browar Kraków podlega Centralnemu Zarządowi Przemysłu Fermentacyjnego w Zabrzu. 

"W 1951 r. powstały tu Krakowskie Zakłady Piwowarsko-Słodownicze. W latach 1955–1968 przeprowadzono gruntowną modernizację browaru. Po likwidacji Krakowskich Zakładów Piwowarsko-Słodowniczych w 1968 r. browar wszedł w skład Zakładów Piwowarskich w Okocimiu." - Wikipedia.

Browar Kraków kończy działalność w 2001 zamknięty przez właścicieli Okocimia, czyli Carlsberg. W międzyczasie został wpisany na listę zabytków, a od 2006 roku jest na Szlaku Zabytków Techniki.

Współczesny nam Browar Lubicz powstał więc na terenach dawnego browaru, a restauracja z browarem mieszczą się w budynku dawnej słodowni. Budynek jest przebudowany, ale całe miejsce z zewnątrz zachowuje swój zabytkowy charakter. To rzut beretem od dworca kolejowego Kraków Główny, dosłownie dziesięć minut spaceru licząc z peronu. Od rynku starego miasta to więc dwa rzuty beretem. Teren Browaru Lubicz jest dopieszczony i elegancki, "czuć piniondz". Aczkolwiek czuć, że to designerskie trendy ubiegłej dekady. Front budynku restauracji ma charakter industrialny i to połączenie czerni i okien jest mocno zdehumanizowane. Brakuje tam czegoś ciekawego. Bo nawet to zabytkowe urządzenie i widoczna z zewnątrz warzelnia nie robią dostatecznej roboty. Na wejściu może zaskoczyć hotelowa recepcja, ale możemy spokojnie przemknąć obok niej a także obok warzelni. I tu są dwie opcje. Możemy zostać na poziomie zero lub zejść do podziemi, które są bardzo efektowne. Tym razem tam zasiadłem racząc się piwem. To zabytkowe pomieszczenie z ceglanymi i kamiennymi ścianami i barem ustawionym na środku. W industrialnym anturażu wygląda to bardzo fajnie. Usiąść można rzecz jasna przy barze, na hokerach lub przy klasycznych długich ławach. Przy jednej z nich bawiło się międzynarodowe anglojęzyczne towarzystwo świętujące urodziny kolegi, wznoszące toasty i śpiewające. Ale tak kulturalnie. Wszystkie te stalowe rury, równiutko pociągnięte kable i - szczególnie - oświetlenie sprawiają, że całość prezentuje się nad wyraz urokliwie.

To jeszcze nie koniec dołu. Po drugiej stronie korytarza mieści się jeszcze jedno pomieszczenie - leżakownia. Na małe zwiedzanie zabrał mnie uprzejmy kelner, zapalił światło i odpowiadał na te pytanie, na które znał odpowiedź. To bardzo miłe. Za wielkimi oknami umieszczono tanki fermentacyjne i leżakowe.  Nad tankami jest antresola z kolejnymi miejscami, gdzie można posadzić gości. Poza wielkimi salami Browar Lubicz dysponuje także salami konferencyjnymi.

Spróbowałem czterech piw - pils był bardzo przyzwoity, z fajnym ciałkiem i goryczką, pszenica także klasyczna. Na drugą nóżkę wziąłem APA i session IPA. O ile to pierwsze to powrót do szorstkiej przeszłości, to session IPA jest moim faworytem. Bardzo udane, wyraźnie nowofalowe, orzeźwiające piwo. Nie jest to może browar w stylu: "shut up and take my money", ale piwa są na bardzo przyzwoitym poziomie i warto tam zajrzeć od czasu do czasu. Czego życzę wam i oczywiście sobie!


 

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy