Urodzinowe Gorce

08:00

Druga najlepsza rzecz, jaka wydarzyła się w lutym, to urodziny Gosi. Gosia wpadła na wspaniały pomysł, by w ten szczególny dzień obudzić się w górach. Pomysł padł na bardzo podatny grunt i tak oto zdecydowaliśmy się na Gorce i nocleg na Starych Wierchach. Zaplanowaliśmy jeszcze urodzinowe ciacho na Maciejowej nazajutrz i w ten sposób małą pętelką powrót do wehikułu. Oczywiście taki dzień należało uczcić potencjalnie dobrymi piwami i właśnie trzy takie postanowiłem ze sobą zabrać.


Wybieranie piw w góry to nie przelewki. Najlepiej byłoby wziąć bardzo dużo, ale trzeba to dźwigać. Gdy ma się przyczepione do siebie sanki z blisko dwudziestokilowym szkrabem, to należy mierzyć siły na zamiary. Lubię intensywne i charakterne piwa, więc - szczególnie zimą - odpadają wszelkie twory sesyjne. Piwo w mroźny czas ma rozgrzewać alkoholem. No ale lubię też różnorodność - same imperialne stouty pewnie by mi smakowały, ale w pamięci mogłyby mi się niebezpiecznie zlać w jedno. Wybór padł na jednego RISa, jednego quadrupla i jedno mocne piwo dzikie. Ale po kolei.


To nie debiut Gorców na blogu. Pierwszy raz czytelnicy Piwnych Podróży byli tu w styczniu 2015 roku wraz z dwoma piwami Saint no More (klik!). Nawet schronisko było to samo. Drugi raz osiem miesięcy temu, kiedy na Maciejową zabrałem dwa Probusy (klik!). Z uwagi na liczbę schronisk to pasmo górskie, znajdujące się pomiędzy Beskidem Wyspowym, Beskidem Sądeckim i Pieninami, jest niezwykle popularne wśród turystów. Najpopularniejszym punktem jest oczywiście górujący Turbacz ze swoim ogromnym schroniskiem. Przemierzanie czerwonego Głównego Szlaku Beskidzkiego w Gorcach to właściwie efektowna droga grzbietami górskimi i podziwianie otwierających się widoków na Tatry.


Schronisko PTTK Stare Wierchy znajduje się na wysokości 968 m.n.p.m. i powstało w 1974 roku w miejscu przedwojennego obiektu, który został rozszabrowany a następnie spłonął. Wnętrze momentami sprawia wrażenie, jakby czas zatrzymał się tam krótko po wybudowaniu, ale szereg detali uzmysławia, że jest wystarczająco nowocześnie i komfortowo. Niewątpliwym plusem obiektu jest ogromnie wypasiony kot, który leniwie wyleguje się w pobliżu turystów. Jako że w nocy z niedzieli na poniedziałek byliśmy jedynymi osobami w schronisku, to nas upatrzył sobie na potencjalnych żywicieli. Bydle było przyjazne, choć oczywiście na swój koci sposób. 


Moim pierwszym wyborem było Going Dark z RockMilla w wersji Jack Daniels BA. Na zimnie pierwsze pojawiły się nuty waniliowe i beczkowe, a tuż za nimi paloność. W cieple schroniska niestety nie wydarzyło się wiele więcej. Wyszedł alkohol, a piwo w sumie dość płaskie. Niezłe, przyjemne, ale niezbyt kompleksowe. Poza wyraźną beczką i dość sporą goryczą piwo za wiele nie oferuje. 6/10


Spanish sQuad to kooperacja holenderskiego De Molena i czterech hiszpańskich browarów - Laugar, La Pirata, Guineu i Mad Brewing. To quadrupel z dodatkiem fig, wanilii i drewnianych wiórek z beczki po koniaku. Pierwsze co uderza to duża gęstość piwa i jego aksamitność, które przy 30° Blg nie powinny dziwić. Miłośnicy quadów, do których się zaliczam, powinni być tym piwem zachwyceni - masa suszonych i czerwonych owoców - daktyli, fig, rodzynek, porzeczek, jabłek, borówek, karmelu, cukru trzcinowego. Jest tu tego dużo i sprawia, że piwo jest słodkie. Pikantne 14% alkoholu jest tu kontrą. To absolutnie moja bajka. 8/10.


O ile niedziela była dość pochmurna i mroczna, to poniedziałek przywitał nas sporym mrozem (-10°C) i pięknym słońcem. Aż chciało się ruszać w drogę. Szczęśliwie dla mnie Młoda jest jeszcze młoda i ze wszystkich większych górek wciąż mogłem na sankach zjeżdżać ja. Niestety wyczuwam kres tego czasu, bo jest odważna i nauczyłem ją skręcać. Hehe. Czas na drugie sanki. Polecam zresztą każdemu, to niesamowita frajda dająca dziecinną wręcz radość. Prędkość, zjazd, śnieg w oczach... Do bacówki na Maciejowej docieramy szybko, a ostatni zjazd na sankach jest epicki, uśmiech nie znika mi z twarzy przez dziesięć minut.


Schronisko na Maciejowej to klasyczna bacówka wg projektu Stanisława Karpiela. Jest ich tylko dziesięć i to bez wątpienia najlepsze schroniska. Na Maciejowej mamy wspaniały widok na Tatry, Beskid Żywiecki z dominującą Babią Górą oraz Beskid Wyspowy. Tu włożyliśmy do ciastka świeczkę, Gosia pomyślała życzenie, a ja otworzyłem piwo.


A piwem tym był Headless Horseman z browaru Kraftwerk - wersji z borówkami. To imperialne dzikie ale leżakowane w beczce po burbonie. Jeździec Bez Głowy mnie zachwycił tak samo jak jego bliźniak z malinami (klik!). W aromacie dominowała bardzo wyraźna dzikość mieszająca się z intensywnymi owocami leśnymi i jednocześnie mocna wanilia. Wspomniane wild to takie spocone siodło i siano. W smaku było wytrawne, bardzo cierpkie, kwaskowe, lekko ściągające i zupełnie niealkoholowe (pomimo 9,2%). Wszystko tu bardzo ładnie ze sobą grało. Malina pasowała mi co prawda bardziej, ale i tak szacun. Dobry kierunek do obrania we własnym browarze. 8,5/10.

Powrót okazał się dość szybki - ta przyjemna kombinacja schodzenia po ubitym śniegu przemieszana ze zjazdami w bardziej stromych miejscach. Nawet auto stało nieprzesunięte w miejscu, gdzie je zostawiłem - kamień z serca. Teraz już chyba wszystkie urodziny będziemy spędzać w górach. I taki jest też wstępny plan na grudzień. Polecam taki styl życia, polecam zabieranie dobrego piwa w góry i degustacje w pięknych okolicznościach przyrody.

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy