Na szczycie kraftu - Trzy na Potrójnej

12:00

To już ponad cztery miesiące bez górskiego wpisu na blogu. Czas z tym skończyć. To właśnie te wpisy, w których pokazuję wam góry i kulturalne spożywanie tam piwa, sprawiają mi najwięcej frajdy, a ostatni wypad w góry był bardzo udany pod każdym względem. I tak długo wytrzymałem, bez opisania go. Czas przestać się oszukiwać i odsuwać bloga na bok. Raz na jakiś czas muszę napisać coś sensownego, bo inaczej się uduszę.


Dziś zabieram was w Beskid Mały. Nie pierwszy raz, ale obie dotychczasowe nasze wspólne wizyty były owocne - szczególnie pod względem piwnym. Za pierwszym razem w Beskidzie Małym (nie mylić absolutnie z Beskidem Niskim) piłem Imperium Prunum, kiedy jeszcze nikt nie spodziewał się, co się będzie z tym piwem wyprawiać. Za drugim razem wziąłem w góry Kosiarza Umysłów. Okazuje się, że trzecia degustacja w Beskidzie Małym niczym nie ustępował dwóm poprzednim wypadom w tę nieodległą nam część Beskidów...

...bowiem chcieliśmy pojechać gdzieś niedaleko. Z uwagi na raczej krótki dzień i potencjalnie wątpliwą pogodę zdecydowaliśmy się na skierowanie Piwnej Strzały na Andrychów, by stamtąd odbić na Rzyki, zaparkować nieopodal Czarnego Gronia i ruszyć na spacer. Jakoś tak się złożyło, że było to Święto Trzech Króli, nas było troje, wzięliśmy w sumie trzy piwa, a naszym celem była Potrójna. Co najmniej dwie rzeczy zaskoczyły nas w czasie wyprawy bardzo pozytywnie.


Pogoda nie zapowiadała się rewelacyjnie i w trasie przytłoczyły nas chmury i dość słaba widoczność, mieliśmy nawet obawę, że spadnie deszcz. Niedoczekanie. O ile na dole było mokro, ścieżka była błotnista i mało przyjemna, to od pewnego momentu człapaliśmy już po śniegu. Gdy tylko wdrapaliśmy się - jedynym wymagającym podejściem tego dnia - w okolice Mladej Hory w paśmie Łamanej Skały, śniegu było już pod dostatkiem. Tuż po stromym podejściu postanowiliśmy urządzić pierwszy popas i rzecz jasna pierwszą degustację.


Wybraliśmy najmniej charakterne i intensywne w założeniu piwo, by nie wpływało na dalsze degustacje - drugą warkę Deep Dark Sea z Brokreacji. Przyznam się, że pierwsza nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia... Jakoś tak bez echa mi przeszła przez gardło w okolicach Dnia Porteru Bałtyckiego. Tym razem piwo zapamiętam lepiej z uwagi na okoliczności. Ale czy jakoś lepiej będę wspominał? No niestety nie. To nie jest złe piwo, jest pewnie nawet ponadprzeciętne, ale wciąż zbyt mało intensywne i bogate, jak na reprezentowany styl. Jest kawa i czekolada, lekka paloność w posmaku. Bardzo fajne ciało i odpowiednie niskie wysycenie. Jest ok, smaczne, ale nic ponad to. Brakuje mi tu głębi, którą w takich piwach zapewniają nuty owocowe czy bakaliowe. 6,5/10.


Po popasie szybciutko podeszliśmy pod Mladą Horę i ruszyliśmy w kierunku Łamanej Skały (929 m n.p.m.) - drugiego co do wysokości szczytu Beskidu Małego. Jego szczyt nazwę swoją wziął od znajdujących się tam skał, ale jest niestety zalesiony i widoków nie ma z niego praktycznie żadnych. Co innego na Potrójnej, na którą zmierzaliśmy. Pomiędzy Łamaną i Potrójną od ponad stu lat stoi drewniany domek, który od lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku jest schroniskiem - obecnie prywatnym. To w Chatce pod Potrójną urządziliśmy sobie drugi popas i skosztowaliśmy największego sztosa tego dnia. Mimo wszystko to duże zaskoczenie.


Nie spodziewałem się, że może być aż tak dobrze. Oto Kraftwerk i jedno z dwóch leżakowanych w beczce piw dzikich, a dokładnie Headless Horeseman Bourbon BA Imperial Raspberry Wild Ale. Że posłużę się jednym ze słów roku 2017 - co w tym piwie się odjaniepawla? Kiedy już uporałem się z opornym lakiem, który musiałem potem skrupulatnie pozamiatać, by nie zostawić za sobą uje... uwalonego stołu, w zapachu powaliły mnie wyraźne waniliowe nuty mieszające się z kiszonką, derką i malinami. Aromat nie pozostawia wątpliwości, że jest to piwo mocno dzikie, nie jakieś tam pitu pitu. Piwo jest dość pełne, mocno wysycone i ściągające swoją dziką wytrawnością. Siodło jest tak intensywne, jakby koń pocił się wprost do tanka, a jednocześnie nic nie zostaje przykryte - są cierpkawe maliny i nuty bourbonowe z przodującą wanilią. 9,2% alkoholu doskonale ukryte. Największym plusem jest w tym piwie doskonały balans między wszystkimi częściami składowymi. Bez wahania 9/10. Już się nie mogę doczekać, aż zabiorę w góry wersję z borówkami. Nie mogę się też doczekać wizyty w Browarze Kraftwerk.


Ruszając na Potrójną po chwili mija się bardzo ciekawy skalny ostaniec zwany Zbójeckim Oknem. Mi przypominał raczej Adama Mickiewicza, ale ok. Momentami słońce świeciło już bardzo mocno, a odsłonięte fragmenty szlaku były soczyście zielone. Dopiero przy podejściu na sam szczyt pojawił się śliski śnieg, ale sama Potrójna (847 m. n.p.m.), składająca się z kilku pagórków jest raczej mocno eksponowana, a przez to śnieg na niej się stopił. Nic to jednak, bo wdrapując się na nią odsłaniała się przed nami niesamowita panorama. Tak nieprawdopodobna w świetle porannego zachmurzenia, że początkowo pomyliliśmy znajdujące się na południe od nas szczyty. Pierwsza zaczęła wynurzać się Babia Góra oraz znajdująca się tuż obok Polica, obie potężne. Pełnię rozeznania w terenie zapewniło dopiero Pilsko, które wyłoniło się jako ostatnie. Największe wrażenie zrobiły jednak doskonale widoczne na horyzoncie Tatry, wciśnięte między Policę i Babią Górę. Wcześniej byłem w tym miejscu dwukrotnie, ale nigdy nie spotkałem takiej przejrzystości powietrza i widoczności. To idealne warunki do degustacji, której bezpieczeństwa strzegł oddział obrony terytorialnej (albo amatorów biegania w mundurach z karabinami ASG).


Został nam Imperialny Nafciarz Dukielski Laphroaig BA, czyli Brokreacja po raz drugi. Aromat jest przepotężny i wypełniony oczywiście torfem, bo czym innym? Mega mocny bandaż i asfalt. Fan tego typu odczuć będzie wniebowzięty, ale pozostali mogą zastanawiać się, po co ktoś pije takie coś. Ja szczęśliwie należę do tej pierwszej grupy. Oczywiście spalone kable to nie wszystko, bo piętno beczki i związane z tym posmaki whiskey są obecne. Poza tym piwo jest tak fajnie czekoladowe i oczywiście dymne. Jest przy tym gęste, oleiste, pełne, co doskonale uzupełnia degustacyjny charakter piwa. 8,5/10. Idealna rzecz na zachód słońca na górskim szczycie.


To była bardzo udana wyprawa. Troszkę się zmęczyliśmy, czemu wydatnie pomogło zejście czarnym szlakiem do Rzyków. Cieszyliśmy się, że nim nie wchodziliśmy, taki był stromy. Zobaczyliśmy trochę zimy i zaskakująco dużo pięknych widoków. No i jak widzicie piwo też nam się udało.

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy