Białoruś - sąsiad nieznany

14:07

Pomysł spędzenia urlopu na Białorusi pojawił się całkiem nagle i gdy już zadomowił się w mojej głowie, nie chciał jej opuścić. Pomimo bliskości geograficznej, jest to na tyle egzotyczne miejsce, że wyjazdu nie mogłem sobie odmówić. Zaproszenie od mieszkającej tam i pracującej od pół roku Madzi, ciągnęło mnie ku nieznanemu. Sama Białoruś to straszliwie mało skojarzeń, a już niestety żadnego piwnego. Jedną przeszkodą stojącą na drodze piwnej podróży na wschód jest obowiązek wizowy, który na szczęście nie okazał się dotkliwy, bo otrzymałem wizę pozwalającą na dwukrotny wjazd na terytorium naszego sąsiada. Aby zobaczyć Mińsk oraz by móc pojechać do Wilna, a potem do Mińska wrócić.


Chęć wyjazdu zwielokrotniła sama Madzia, jadąc na wakacje do Polski i przywożąc dwa piwa oraz pyszną Chrzanówkę. Kiedy sierpień był w połowie, nastał czas (piwnej) podróży na dziki, w moim przekonaniu, wschód.

A jak było i co piłem, wszak potrzeba poznawcza była ogromna, w dalszej części...

Krótko o samej Białorusi. Na pierwszy, drugi i trzeci rzut oka niczym nie różni się od Polski. Takiego swoistego połączenia współczesnej mojej ojczyzny, z Polską początku lat dziewięćdziesiątych oraz późnym PRL-em. To kraj, gdzie salon Bentleya znajduje się tuż obok kamienicy z czerwoną gwiazdą na szpicy, salon Porsche sąsiaduje z pomnikiem Lenina, a w czasie przyjemnego spaceru trafiamy na skrzyżowanie ulic Czerwonej i Komunistycznej. Mińsk jest monumentalny, całe miasto wygląda jak warszawski MDM (z wystającymi tu i ówdzie - z naciskiem na niespodziewane ówdzie - szklanymi drapaczami chmur), bo też jest w większości odbudowany przez obywateli radzieckich po II WŚ, a właściwie Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, bo tam wojna nazywa się inaczej. Opis to bardzo spłycony, ale nie miejsce to na dokładne analizy socjologiczne. Fakt jest taki, że "reżim" Łukaszenki ma się bardzo dobrze i cieszy się solidnym poparciem, ale jest też i opozycja, molestowana niejawnie. Ciekawostką jest, że język białoruski jest passe i pomimo silnych uczuć patriotycznych obywatele posługują się językiem rosyjskim (oba są urzędowe).

Piwo można zakupić w: sklepie (supermarkecie, markecie, sklepiku i w większości choćby najmniejszych kiosków spożywczych, których pełno jest np. na stacjach obu linii mińskiego metra, itp.), w barze (restauracji, jadłodajni, pubie, pizzerii itp.) oraz w magazynach piwa. Magazyn piwa, to takie miejsce, o którym nie miałem pojęcia jadąc tam, a które odkryłem już w pierwszy dzień idąc z metra. Na czym polega taki magazyn? Mianowicie na tym, że jest tak ok 20 kranów z podłączonymi kegami, wypełniona pogańskimi bukwami czarna tablica z nazwami i cenami (z racji tego, że jestem młody i nikt nie katował mnie językiem radzieckim, tylko ceny umiałem odczytać - obecnie po 12 dniach w reżimie jest znacznie lepiej) i właściwie tyle. Piwa są zarówno lokalne, jak i importowane (widziałem Czechy, Niemcy, Belgię, ale raczej w odwrocie) i można wlać sobie je do butelek typu PET o pojemności jednego lub półtora litra. Czyż nie czad? Poza tym, zależnie od magazynu, bywają piwa w butelkach (raczej oklepane tematy jak Leffe, Bitburger czy Kozel; ale też np. Schlenkerla) oraz przegryzki i inne artykuły okołoimprezowe (tacki, plastikowe naczynia). Na początek taki magazyn, to prawdziwa żyła złota, szybko jednak początkowa różnorodność, zaczęła mnie męczyć, gdyż okazała się monotonna. Magazyn Piwa to jednak inicjatywa godna uwagi, gdy jakieś piwo znamy dobrze i chcemy zrobić zapas. Taki białoruski multitap, ale bez możliwości picia na miejscu. Najmniejszy magazyn, w dzielnicy Urucze (Уру́чча) miał jakieś 8 metrów kwadratowych (nie liczę zaplecza) - wyglądał jak naprawdę malutki sklepik. Rozkwitła także na Białorusi kultura PET - większość (a może i każde) piw jest dostępna także i w takim opakowaniu.

Skoro już magazyn znalazłem, tamże zakupiłem swoje pierwsze piwo na Białorusi. Koniecznie miało być to coś ciemnego (profilaktyka jasnolagerowa) i wybór mój padł na Lidskoje Barhatnoje (w tłum. Lidskie Aksamitne, a oryg. Лидское Бархатное). Lidskie, bo browar w mieście Lida, które zostało założone baaardzo dawno temu przez księcia litewskiego Giedymina.

Lidskie Aksamitne
To piwo to dunkel lager, który - jak widać z nalepki - zawiera 12% ekstraktu i bardzo mało, bo 4,8%, alkoholu. Piana utrzymała się znacznie krócej niż pomniki Lenina w Mińsku, już po chwili ślad po niej nie został. W aromacie wyraźny karmel, który pojawił się także w smaku, tu doszła słodowość, lekko ziołowa goryczka. Jak dla mnie to tmave, nad którym nie ma co się rozwodzić. Zupełnie nic specjalnego, całkiem przeciętny.

W celu zachowania jakiegoś porządku, zburzę chronologię spożywania kolejnych wynalazków i przyjże się pozostałym piwom lidskim, jakie dane mi było wypić. Tego samego dnia w knajpie poprosiłem o Lidskiego Pilsnera. Nie dysponuję jednak zdjęciem, bardziej zaprzątnął mnie wtedy bardzo smaczny obiad, do którego go wypiłem. Piwo to jasne jak słońce, lecz nie tak intensywne. Właściwie można o nim powiedzieć, że idealne do kotleta i to słabego.

Kolejne dwa piwa to absolutne nie pij, omijaj, zasil kanalizację. Trudno o nich cokolwiek napisać, poza tym że były bez smaku, aromatu i koloru.


Lidskoje Żigulewskoje (Жигулевское Специальное) oraz Koronet w butelce o pojemności 1 pinty. Oba znalazły się w mińskiej kanalizacji. Jak wyglądają - widać. O smaku nie ma co pisać. Paskudny.

Na koniec bardzo fajne piwko Лидское Белое (Lidskoje Bieloje), który okazał się całkiem przyjemnym i delikatnym witbierem.

Bieloje - Piwo Nieoświetlone

Już od początku czuć wyraźnie, ale nie za mocno, skórkę pomarańczową oraz kolendrę. Piwo jest przyjemnie pełne i odświeżające, jak przystało na pszeniczkę. Jak widać pieni się gęsto i ładnie wygląda. Jasne, niefiltrowane. Po prostu pyszne. Piszę to ja, osoba która nie szaleje za pszenicą.

Skoro opisałem już odnalezione przeze mnie piwa z Lidy, to kolej na wynalazek magazynowy. Przytachałem do akademika litrowe piwo Talar ciemny (Tалер темное). Upomniałem się w sklepie o naklejkę, ale okazało się, że więcej niż ten mały kwadracik nie dostanę.


Piwo jest niefiltrowane i niepasteryzowane. Jest nieklarowne, ma wspaniały kolor bardzo mocnej herbaty przechodzący w brunatny. Piana tworzyła się imponująca, lecz nie była zbyt trwała. Zapach tego dunkela mnie delikatnie zaskoczył, bo do oczekiwanego karmelu wmieszał się nieoczekiwanie intensywny chmiel. W smaku może nieco zbyt słodkie i przez to mdłe, ale goryczka na finiszu powoduje, że pije się je bardzo fajnie.

Alivarija Bieloje Zołoto (Aliwaria Białe Złoto, a w oryg. Аливария Белое Золото) to drugi pszeniczniak na Białorusi. Najłatwiej mi go umieścić w połowie drogi między witem a klasyczną pszenicą. Nie potrafię jednoznacznie określić, co to jest. Musiałbym kilka pewnie wypić, a wyjątkowo rzadko to robię (o kilku wyjątkach jeszcze napiszę).


Mętny słomkowy kolor piwa, którego piana jest potężna jak władza Dzierżyńskiego w latach dwudziestych i bardzo brudzi kufel, nad którym unosi się delikatny aromat kolendry. W smaku jest bardzo bananowo i goździkowo. Lekkie, fajne i przyjemne, ale dupy nie urywa...

Aliwarija Żywoje nie zostało uwiecznione z tego samego powodu, co lidski pilsener. Plastik fantastik. Do bólu przeciętny lager, którego tak bardzo nie zapamiętałem, że aż strach. Wypity, zaliczony, zapisany, zapomniany...

Jak widać piwa z Browaru Alivaryja prezentują się bardzo estetycznie

Aliwaryja Dziesiątka (z lewej) to jak nazwa mówi 10% ekstraktu i jeno 4% alkoholu. Brzmi dobrze, prawda? Piana szybko zredukowała się do krążka, ale pozostawiała ślady na szklance, jak najlepszy czeski pilsener. Delikatny słodowy aromat i równie delikatna gorycz w smaku czynią to piwa bardzo smacznym do codziennego spożywania, bez specjalnych ekstaz.

Aliwaryja Ekstra (w środku) to białoruska ekspansja na niemieckiego hellesa. 12% w ekstrakcie i 4,8% alkoholu. Łagodne i delikatne, a przy tym zaskakująco goryczkowe. Przypomina najzwyklejszego lagera, tylko solidniej i przyjemniej nachmielonego.

Aliwaryja Krzepkie (po prawej) to klasyczny mózgotrzep, który mimo że nie taki mocny, to wali alkoholem niczym Wiktoria Azarenka piłeczką. Pewnie lepszy niż wiele naszych jasnych mocnych, ale tak rzadko je pijam, że trudno mi się specjalnie odnieść.

Najlepszym piwem Browaru Aliwaryja okazał się ichni Porter, który Madzia przywiozła mi wracając na wakacje (a jak sam przywiozłem do porozdawania). Porter jest wyjątkowo lekki, bo ma jedynie 17% ekstraktu i 6,5% alkoholu przy tym. To przecież bardzo mało jak na porter. Także nie smakuje jak znane mi portery bałtyckie, a chyba za taki miał uchodzić. Nie zmieniło to jednak faktu, iż okazał się najlepszym białoruskim piwem, jakie dane mi było wypić i tym samym piłem go często.


 Słodowość kieruje się w stronę suszonej śliwki i orzechów. Jest karmelowe, przez to słodkawe. Niska jak na porter zawartość alkoholu okazała się jego atutem, bo stało się dla mnie piwem sesyjnym, które mogłem pić zawsze, kiedy akurat nie było pod ręką żadnego nowego wynalazku. Trudno mi sobie wyobrazić, że poję dwa portery żywieckie i idę zwiedzać miasto, a z Aliwaryja Porterem takie rzeczy są możliwe.

Przygodę z Browarem Aliwaryja kończy wizyta w ichnim muzeum, gdyż sam browar mieści się w Mińsku, w którym gościłem. Miałem wielką ochotę pozwiedzać, ponieważ browar z zewnątrz wygląda bardzo ciekawie.


Gdy po wielu próbach trafiłem na dzień, gdy było otwarte (choć to może złe słowo, bo otwarte było tylko dla umówionej i zapowiedzianej grupy, bo tylko takie są przyjmowane, a udało mi się w ogóle z kimś pogadać, dlatego że wystarczająco długo się dobijałem i zagadnąłem pracowników browaru, którzy akurat wchodzili przez muzeum), to okazało się, że mogę wejść tylko z grupą o godz. 17:00 (a była 13:00), ale klasyczna peerelowska (ja tu rzondzem!) baba nic więcej nie wiedziała. O 17 dalej nic nie wiedziała i strzelała fochy, a ja powiedziałem, że skoro zwiedzanie jest jedynie w języku radzieckim, to nie jestem zainteresowany i chciałbym tylko kupić pamiątkową szklankę. Dała mi na to 5 min, bo nie miała czasu, ale już po 2 min. poganiała jak jakieś bydło. Oczywiście zdecydowałem się na piękny kielich do porteru, ale wtedy pani strzeliła kolejnego focha i stwierdziła, że ona mi wydawać nie będzie. Tak oto straciłem resztki sympatii do miejsca, gdzie zatrudnia się takie osoby. To chyba działanie na szkodę firmy, bo szklanka kosztowała 75 tys. rubli, co daje 25 zł. w bardzo swobodnym, zaniżonym przeliczeniu. Kij jej w oko.

Skoro postawiłem na pierwszym miejscu podium Porter od Aliwaryji, to bez wątpienia na drugim będzie przepyszny, pszeniczny Kult z browaru Krynica (Криница).

pszenica oczywiście po prawej

Bardzo konkretna, pełna w smaku, bananowo-goździkowa, niezbyt nagazowana. Idealna pszenica dla mnie, bo nie lubię zbyt wysyconych i wodnistych, a ta... mmmm... pycha. Kilka ich tam poszło.

Równie dostępnymi piwami są Bobrowy (Бобров) z browaru Syabar. Są dostępne w wersji Светлое (Svetloje, Jasne), Крепкое (Krzepkoje, Mocne) oraz Классическое (Klasyczne) i tylko to ostatnie jest godne wzmianki. Dlaczego?

pozostałe Bobrowy różnią się detalami

Kolor jak na zdjęciu, ciemna uryna. Piana była, ale się zmyła. Ma bardzo ciekawy aromat "nażłopanego, spoconego mechanika" (Madzia) lub wody kukurydzianej (ja), w smaku można wyczuć smaku brak. No niestety klasyczna porażka. Pozostałe dwa Bobrowy to przeciętne jasne lagery.

Można się też napić wielu dziwnych tworów robionych albo na licencjach, albo czort wie jak i czort wie gdzie. Przykładami są białoruski Gosser, białoruski Zlaty Bazant, białoruska Stara Pivnice, radziecki Zatecky Gus...


ale nie warto nic więcej o nich pisać. Bo nie.

Bez wątpienia najlepszym piwem jakie piłem w Mińsku było ESB z londyńskiego Fullersa.


Dlatego teraz zastanawiam się, dlaczego tak mało u nas prób zrobienia takiego dobrego bittera, bo złożonością smaków i aromatów nie ustępuje najbardziej pojechanym, rewolucyjnym piwom. Po prostu miazga. A że kosztował swoje...

Bardzo smaczny był też radziecki Xамовники - Vienna Lager, w odjazdowej butelce.


Smakował jak nieco gęstszy, chlebowy, lekko karmelowy lager. Był bardzo delikatny w smaku i aksamitny.

Aha - swoje piwo mają kibice hokejowego Dynama Mińśk, ale poza tym, że jest całkiem przeciętny (nie zły, a niezły), trudno o głębsze doznania.


Co ciekawe większość piw z Białorusi ma gołe kapsle, na która naklejana jest mała, kwadratowa akcyza.

 
Wódka na Białorusi jest bardzo dobra, warto trochę ogrzać, bo zarówno brzozówka, jak i chrzanówka pachną i smakują wyśmienicie - szkoda pić zmrożonej.

Dużo tego i z powodu tego, że za wiele ciekawego piwa tam nie wypiłem, strasznie się napociłem nad tym wpisem i zmęczył mnie też z powodu tego, że dążyłem do spróbowania jak największej ilości piwa. Na Białorusi nie ma dużej tradycji picia piwa. Dwie młode kobiety pijące wódkę do obiadu wzbudziły tylko moje zainteresowanie, bo Madzia mówi, że to normalne. Powoduje to małą różnorodność dostępnego piwa, mimo jego szerokiej dostępności. Trochę jak u nas na początku XXI wieku.

Piwna nuda, ale warto jechać do Mińska, bo to piękne i chyba niedoceniane miasto.

Zobacz także

11 komentarze

  1. Kult Pszenicznoje Światłoje z Krynicy można dostać bezproblemowo praktycznie w każdym polskim Auchanie jeżeli kogoś by to interesowało. (:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Krzysztof, rzadko bywam tam, ale po to się mogę kopnąć:-)

      Usuń
  2. Byłyśmy z mamą w jakimś browarze w mińsku. czy w restauracji przy browarze. dobre jedzenie mieli, piwo chyba tez :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja na Białorusi byłem dawno temu. U nas już był kapitalizm-tam jeszcze sosjalizm lat 60. ALe pamiętam że piwo było fatalne. Mieli podobne oznaczenie piwa jak w czechach. tzn 10,12,13,14 ale i jakies inne. Wzięliśmy 6 na spróbowanie (wtedy raczej interesowały mnie procenty niż smak-ale wolałem piwa mocno goryczkowe niż słodkie) 10-14 było..koncernowo-ale jakieś inne. Często chyba niefiltrowane-bo nie były krystaliczne. Tyle że 2 piwa-to było coś jakby ..brzeczka. Dosłownie taki posmak. Ochyda pełna. Dzisiaj może bym to inaczej docenił-wtedy poszliśmy na wino. WIno było pyszne. (w knajpie wino sprzedawali na...szklanki-takie zwykłe ogryzione szklanki.. ja miałem szczęście i dostałem całą-kolega miał obgryziony brzeg)
    javiki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te oznaczenie jeszcze się pojawiają, ale nie są powszechne jak w Czechach. Na pewno mają coś pysznego co u nas nie jest zbyt popularne, a tam jak najbardziej - kwas. Pija się go także w knajpach z nalewaka i bywa naprawdę dobry.

      Czasy się tam zmieniły, nie ma ogryzionych szklanek, ale mentalnie to wciąż socreal, ale to tak jak ludzie nie znają bezrobocia;)

      Usuń
  4. Świetny wpis! Chciałbym na własne oczy zobaczyć taki magazyn piwa i zostać zruganym przez browarnianą babę o frapującej osobowości. No dobra, to drugie chyba jednak nie bardzo ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się bardzo cieszę. Popełniłem błąd kardynalny - zawsze odkładałem obfotografowanie Magazynu, bo zawsze blisko/po drodze i w każdej chwili mogę to uczynić. Za karę nie mam zdjęć:/

      Ja wolałem mieć szklankę, ale nie mam. Ciekaw jestem czy mail do browaru doczeka się odpowiedzi.

      Usuń
    2. Prawdę mówiąc nie wiem skąd pochodzi ta teza, że piwny Mińsk jest nudny. Przecież działają tam trzy browary restauracyjne oraz trzy rzemieślnicze.
      Przykro mi to pisać, ale nie wysiliłeś się w poszukiwaniu tam ciekawych piw.

      Usuń
    3. Widzisz Abernacka, a mnie przykro czytać poniewczasie o tym. Masz rację, że się nie wysiliłem, ale nawet wielki browar Aliwaryja był dla mnie nie do przejścia z powodu bariery językowej. Ciężko poruszać się w białoruskim świecie i Internecie, gdy się nawet liter nie ogarnia. Doświadczenie uczy, że warto zapytać bardziej doświadczonych (np. Ciebie). Na szczęście Mińsk jest wciąż w moim zasięgu i obiecuję butelkę (lub dwie) za wskazówki...:)

      Usuń
    4. Pamiętaj proszę, ZAWSZE możesz liczyć na moją pomoc w tej materii.

      Usuń
    5. Wielkie dzięki. Widzisz trochę to zaniedbałem przed wyjazdem, a na miejscu do trudności komunikacyjnych doszyły jeszcze problemy z działaniem Internetu. Koniec końców byłem skazany na swój nos... Napisałem nudno, ale przecież odkrywanie nigdy nie jest nudne!:-)

      Usuń

Obserwatorzy