Ileż można przyglądać się kondycji naszych porterów bałtyckich. Szczególnie gdy na zewnątrz panują afrykańskie upały, a takie nawiedzały Polskę w czasie minionych wakacji. Postanowiłem wykorzystać ten czas i dokonać małego przeglądu piw grodziskich. Są one idealne do gaszenia pragnienia i nawadniania organizmu! Pierwsze grodziskie pojawiły się w lodówce tuż przed Świętem Piwa Grodziskiego, a kolejne dochodziły wraz z kolejnymi dniami czerwca, lipca i sierpnia. Ostatnie wypiłem dość nieoczekiwanie w czasie Cieszyńskiej Jesieni Piwnej.
Wielopak wraca w nowym roku pod postacią piwnej archeologii. Znów zabieram Was na Mazury, gdzie krafty kupowałem za niebotyczne pieniądze. Wyboru nie miałem - tylko jeden sklep w Giżycku prezentował jako taki poziom zaopatrzenia. Niestety nie jestem przyzwyczajony do płacenia za piwa ponad 10 złotych, więc degustacje ograniczyłem. Tudzież piłem dostępne wszędzie Kormorany, a i sam browar wszak odwiedziłem i do dziś pozostaję pod jego wielkim wrażeniem (pisałem o tym tu). Dziś jednak coś innego.
Zauważycie, że jest bardzo wakacyjnie. Trzy piwa to saisony - jeden z Golema, jeden z Szałupiw i jeden z Trzech Kumpli, wariacja na temat witbiera z Browaru Jana, owocowa pszenica także z poznańskiego kontraktowca oraz - rzadki widok na blogu - piwo od Doctor Brew - lager z dodatkiem moszczu winogron.
Po raz pierwszy na Piwnych Podróżach wybieram piwo miesiąca! Szaleństwo! Każdy miesiąc piwnego podróżowania będzie kończył się przeglądem wypitych piw, a następnie będę wybierał trzy najlepsze z nich, a w sporadycznych przypadkach wyróżniał inne, które na to zasługują. Z tego, bądź innego powodu.
Skąd ten pomysł? Jeszcze do niedawna wybór piwa miesiąca byłby trudny.
Po pierwsze musiałbym dokładnie podsumowywać, co wypiłem - nie potrafię
(nie mam czasu) na bieżąco prowadzić jakiegokolwiek dziennika piwnego
(browarbiz to padaka, ratebeer mi się ciągle wylogowuje w komórce, a
tego ostatniego przestałem używać po kilku piwach, jak się okazał, że
nie ma ich w bazie). Źródłem informacji o spożytych piwach jest karta
pamięci aparatu i krótkie notatki na telefonie, tudzież bezpośrednio na
kompie, bowiem 95% piw i tak piję w domu. Po drugie część piw już
opisałem, a część jeszcze czeka na swoją kolej - tak, stanowczo za dużo
piję, a za mało piszę bloga (i to znów przy założeniu, że nie upadlam
się produkując wpisy o jednym piwie) i tu znów kłania się czas, bo pomysłów jest dużo.
Teraz jest nieco łatwiej - jakiś czas temu wprowadziłem oceny piw. Pod uwagę będę więc brał wszystkie oceny piw, które pojawiły się w danym miesiącu. Z jednej strony ograniczam się tylko do tego, co opisałem, z drugiej i tak nie jestem w stanie wypić wszystkiego. Nikt nie jest. Ja na swoją obronę mam tylko to, że piję całe piwo, nie jakieś śladowe kiperskie próbki, dzięki czemu wiem, jak piwo smakuje od początku do końca.
Plan na pierwszy dzień święta Wielkiej Nocy był prosty, wrzucić piwo do plecaka, wpakować Małego Dziubka na sanki i dociągnąć go spod Klimczoka na Błatnią. Warunki atmosferyczne były iście wiosenne. Mżawka dnia poprzedniego była już wspomnieniem, nisko zawieszone chmury zniknęły i odsłoniły połyskujący w jaskrawym słońcu szczyt Klimczoka, a śniegu wciąż było dużo. Z radością myślałem o piwie, którego napiję się w Schronisku na Błatniej. Wybór padł na dwa, w założeniu bardo dobre, piwa - russian imperial stout z Birbanta, blend piwa leżakowanego w trzech różnych beczkach oraz potężniejszą wersję quadrupla z Szałupiw - Buba Fest. Zapowiadało się srogo!
Po raz kolejny nazbierałem piw, z których trudno mi było zrobić sensowne serie, więc - śladem wielkich - tworzę sześciopak. Miał być siedmio-, ale ta wynaturzona forma sama doprowadziła do zagubienia się jednego z wpisów i wszystko jest po staremu. Gdyby trzymać się szkolnej skali ocen, to mamy cały ich przekrój w tym wpisie. Jest więc jedna szóstka, jedna piątka, jedna czwóra, jedna trója, jest mierny i jeden dla mnie niedostateczny.
Aby było się trudniej połapać nie idę po kolei, ale mogę po kolei wymienić browary, które załapały się do sześciopaka - Kraftwerk, Szałpiw, Browar na Jurze, Birbant, Raduga i Sto Mostów. Serdecznie zapraszam!
Aby było się trudniej połapać nie idę po kolei, ale mogę po kolei wymienić browary, które załapały się do sześciopaka - Kraftwerk, Szałpiw, Browar na Jurze, Birbant, Raduga i Sto Mostów. Serdecznie zapraszam!
Trzy po trzy to nie będzie nowy cykl, chyba że życie zadecyduje inaczej. Trzy po trzy to rozwinięcie wielopaka po- i przedweekendowego spowodowane dużą ilością piw do opisania na raz. Już pisałem, że robienie wpisu o jednym piwie mogło być si trzy lata temu, ale dziś wieje nudą i sandałem z masłem. Przez dziewięć dni, co dzień musiałby pojawiać się jeden wpis - oczywiście są takie blogi, ale nie chcę iść w tę stronę. Zdecydowanie bardziej cieszy mnie pisanie o miejscach, wyprawach i knajpach. Z drugiej strony nie mogę sprawiać wrażenia, że omijają mnie te wszystkie świeże i czerstwe nowości. Tak więc dziś piw dziewięć.
Albo sam gromowładny Marcin Ostajewski, niczym nawiedzający zapomniane rubieże Tracji Zeus, z wizytą w jedynym (niestety wciąż jeszcze) katowickim wielokranie. W sobotę odbywała się prapremiera, czy też beta testy dwóch nowych piw Olimpu. Jednym z nich jest Zefir, a drugim Satyr, będący owocem kooperacji z poznańskim SzałemPiw. Postanowiłem wykorzystać tę okazję i pogadać z twarzą Olimpu i głównym technologiem w Wąsoszu.
Nie bez kozery powiem, iż nasz kraft i blogosfera są przystojne :v |
Browar Szałpiw wystartował w 2013 r. i w krótkim czasie znalazł gorących zwolenników jak i zajadłych hejterów. Ja ulokowałem się gdzieś pomiędzy - z jednej strony zachwycił mnie Szczun liźnięty na zeszłorocznych Birofiliach i spodobał się Śrup, a z drugiej przytłoczyła śląska rzeczywistość, w której niezwykle ciężko było o poznańskie piwa - jeżeli nawet butelki dojeżdżały, to w śladowych ilościach. Choć może to lepiej, bowiem Dynksy (Jasny i Ciemny) miały średnią prasę, a Kejter wypity w Setce był po prostu zły.
Niemniej jednak gdy w lokalnych sklepach (już liczba mnoga mnie poraża - tak jest więcej niż jeden sklep w Sosnowcu i okolicy, w którym można kupić dobre piwo - jeden w zasięgu krótkiego biegu, drugi w odległości kilkuminutowego nadupczania na kole) cudem pojawiły się eleganckie etykiety Szałupiw, nie mogłem sobie odmówić smacznych powrotów.
"Śrup, to jesta kóń co to nie
wiedzieć na wiela jest stary, cołki
dzień ciągnie helę z pyrkami
wiedzieć na wiela jest stary, cołki
dzień ciągnie helę z pyrkami
za gorstke siana i tytkę haferfloków."
Jeśli Ty też nie wiesz, o co chodzi, to oznacza, iż nie jesteś z Poznania. Śrup to stary koń, co to ciągnie wóz z ziemniakami, w zamian za siano i - to najważniejsze - torbę płatków owsianych.
Śrup to najnowsze - siódme - piwo ze stajni Browaru Szałpiw, o którym do tej pory jedynie wspominałem, a więc jest okazja napisać coś więcej. Styl został określony jako cascadian dark ale, a więc inaczej mówiąc black ipa. Nie ukrywam, że CDA brzmi jednak bardziej romantycznie.
Dlaczego nie każdy widzi? Bo Szałpiw zrobi(ł) tego na tyle mało, że nie wypiją go wszyscy miłośnicy piwa, a już na pewno nie spotkamy Śrupa przez przypadek, ale o tym innym razem.