Na szczycie kraftu - Klimczok

09:00

W ciągu ostatniego miesiąca byłem w górach cztery razy. Jak na mnie to sporo, choć niedosyt pozostaje. Nie dlatego, że jestem pieprzonym malkontentem. Najprościej rzecz ujmując zajebiście lubię spędzać czas na łażeniu w górę i w dół. Gdy jeszcze łączę to z piciem dobrego piwa, a jest tak prawie zawsze, to jest idealnie. Dziś zabieram was na jeden z ostatnich spacerów. Zimowe wejście na Klimczok w środku tygodnia. Z dobrym piwem oczywiście. To też jeden z przedsmaków Baltic Porter Day. Włóżcie raczki, naciągnijcie rękawiczki i w drogę.

To miał być wyjazd dwuosobowy, ale kolega Słoniu rozchorował się, a ja zdecydowałem nie marnować dnia wolnego i ruszyć tak czy siak. Pomysłów nie miałem, początkowo chciałem uderzyć na Beskid Śląsko-Morawski, ale stwierdziłem że braknie mi dnia na dojazd komunikacją zbiorową. Zobaczyłem na necie fajną zabawę pt. Gra o tron władcy Klimczoka i - bez zgłębiania się w jej sens - ruszyłem właśnie na ten popularny szczyt Beskidu Śląskiego.

Z pociągu wyskakuję na stacji Wilkowice-Bystra. Nie mam pojęcia dlaczego tak się nazywa. Były dworzec stoi w Wilkowicach, Bystra sąsiaduje z Wilkowicami od zachodniej strony. Kiedyś, w czasach gdy Katowice zwały się Stalinogrodem, była to gmina Bystra-Wilkowice, ale nie wiem, czy to jakaś pozostałość. Niemniej jednak byłem tam tak wiele razy, że ruszam szlakiem z zamkniętymi oczami. Początkowo nie wygląda to optymistycznie, nieco zachmurzone niebo i z trudem przebijające się słońce.

Gdy tylko wychodzę kawałek wyżej, wiem czemu tak jest. Nad Kotliną Żywiecką zalega warstwa smogu. Niebo jest bezchmurne. Nic nie mąci widoku. Wspinam się szlakiem niebieskim, nigdy jeszcze nie szedłem nic w górę i wiem, że widokowych szałów nie mogę się spodziewać, ale czasem trzeba porzucić utarte ścieżki. Im wyżej na szlaku tym większe chaty stoją. Te najnowsze pasowały by do Beverly Hills, serio. Szlaki są zaśnieżone lecz przetarte. Gdzieniegdzie warstwa lodu jest odsłonięta, ale takich trudnych fragmentów nie jest wiele. Przełęcz między Klimczokiem i Magurą osiągam dość szybko, po drodze huśtając się na około siedmiometrowej huśtawce, którą jakiś dobry człowiek zmajstrował przy zworniku szlaków zaznaczonym na mapie jako "Bystra Krakowska" (49.753106, 19.038247), gubiąc przy tym w śniegu telefon i szukając go dobre osiem minut.

Już w siodle między górami, gdzie stoi Schronisko pod Klimczokiem, zauważam, jak fantastycznymi widokami będę się zachwycał. Widać wszystko - od Łysej Hory przez Małą Fatrę, Wielką Fatrę, Tatry aż po Beskid Wyspowy. Miałem wrażenie, że tego dnia widoczność ogranicza jedynie krzywizna Ziemi. Jest też niesamowicie cicho. Tak bardzo, że na przełęczy dobrze słychać pracujący na Szyndzielni wyciąg. Tak cicho, że siedząc na stoku Klimczoka i pijąc piwo, byłem ogłuszony tą ciszą. No właśnie, piwo...

Na początek i kulminację spaceru wybrałem imperialny porter bałtycki z dodatkiem suski sechlońskiej z Browaru Rzemieślniczego Jan Olbracht. To Leszy, który wyszedł w ramach pięknej serii Legendy Polskie. Po piwo jest absolutnie wspaniałe i doskonale wpisało się w anturaż. Z 26° Blg wyciągnięto 14% alkoholu, więc piwo treścią i pełnią doskonale trafia w mój gust. Jest raczej wytrawny, odpowiednio pełny i alkohol jest bardzo dobrze schowany. W zapachu pojawia się suszona śliwka, ale nie dominuje kompozycji, w której pięknie gra pumpernikiel, dym wędzonki, świeża śliwka, zbożowa kawa i czekolada. W ustach jest ślisko i przyjemnie, wędzona śliwka i słodowość świetnie komponują się z aromatem. Wspaniałe jest to piwo! Moja ocena: 4,5/5.

Piwo spożywam w miłym towarzystwie i ruszam dalej. Wybieram szlak, na którym byłem tylko raz. Krótki fragment do Chatu Wuja Toma, z której zaplanowałem zejść do Szczyrku. Za krótki. Uwijam się tak szybko, że troszkę żałowałem, iż nie zaplanowałem dłuższego spaceru. Tak czy inaczej w Chacie zamawiam piwo. Są tam dostępne piwa warzone specjalnie dla Chaty - to plus, ale przez browar Bohemia Regent, to minus. Jasne jest niesmacznym utlenionym lagerem. Na szczęście mam jeszcze jeden porter. Siłę Woli z Browaru Za Miastem znam, więc nie mam obaw o jakość i wypijam ze smakiem. Piwo to przywołuję też czarną bestię, która przychodzi się głaskać.

Zejście do Szczyrku trwa chwilę, ale pozytywnie motywuje mnie nieopróżniony pęcherz. Po drodze zrobiłem telefoniczny wywiad, gdzie znajdę dobre piwo i ruszam do Ski & Bike Cafe (Szczyrk, Beskidzka 108). Choć lokal specjalizuje się w kawie, słodkościach i lodach, piwo też jest dobre. Konkretnie - poza cieszyńskim lagerem na kranie - są butelki m.in. z Browaru Wawrzyniec, który bardzo lubię i szanuję za świetne klasyki. I trafiam na nowy dla mnie Koźlak Dubeltowy. Świetny, turbostylowy, idealny na zimę. Jeszcze większe wrażenie robi na mnie fakt rozkminy, do jakiego szkła mi to nalać - decyduję się na duży kieliszek na wino, w którym piwo idealnie się otwiera. Piwo polecam! Kawę też, bo potem próbuję jej i okazuje się rzeczywiście warta tego, by iść tam tylko na kawę. To w ogóle bardzo ładne i przyjemne miejsce, będę wracał! Tymczasem łapię miejski autobus do Bielska, by co nieco jeszcze "pozwiedzać".

Najpierw zwiedzam Browar Miejski, gdzie trafiam na dwa bardzo dobre piwa - Koźlak Majowy w styczniu wchodzi świetnie, bo to piwo dość mocne i rozgrzewające, a Bielitzer jest mistrzem w ten styl. Drugim "sezonowym" piwem jest AIPA, która jest prawdziwym oldskulem - gorzka, cytrusowa, wytrawna. Wspaniale niedzisiejsze piwo. W ogóle lubię to miejsce. Szkoda, że nie miałem przestrzeni w wątrobie na pilsa, ale chciałem jeszcze odwiedzić jedną knajpkę przed pociągiem powrotnym.

A odwiedziłem dwie. Idąc do Pigala, którego mocno polecam, bo jest pięknym i świetnym miejscem, pełnym życia, dobrego piwa i jedzenia, trafiam na Grawitację. O tym, że jest tam dobre piwo (i gry planszowe) powiedziała mi niedawno koleżanka, a przypomniało mi się to, gdy przechodziłem obok i żal było nie wejść. Faktycznie, wypiłem nowe PINTA Miesiąca - reedycję Taka Haka. W Pigalu poprawiłem jeszcze bardzo udanym west coastem - Circle Coast z Lubrowa. Bez zbędnej słodyczki. Tym samym zakończyłem ten piękny dzień bułką z pieczarkami na bielskim dworcu, co i wam niezmiennie polecam.

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy