Biała Małpa Mexico

23:54

W tamtym roku zachwycałem się na blogu najlepszym kraftowym ogródkiem na Śląsku, a być może i w Polsce. To swoiste połączenie przestrzeni między kamienicami i potężną ścianą galerii przyozdobioną wielkim muralem, plaży z leżakami, przytulnych huśtawek oraz ogrodu zimowego tętni życiem od wczesnej wiosny do późnej jesieni i wcale nie zamiera zimą, za sprawą tego ostatniego rzecz jasna. Niestety kryzys spowodowany przez chorobę koronawirusową, którego skutki gospodarcze - zdaniem ekspertów - będą znacznie bardziej dotkliwe niż zdrowotne, spowodował, że zamiast kolejnych zmian w tym fantastycznym miejscu, Biała Małpa może wpaść w tarapaty. Oczywiście nie wszystko stracone! Dzięki ogólnopolskiej akcji #WspieramyPolskiKraft możemy wziąć sprawy w swoje ręce i dorzucić swoją cegiełkę do przetrwania pierwszego śląskiego multitapu


Jeśli nie wiecie jak wygląda Biała Małpa, nie byliście nigdy w Katowicach albo byliście dawno temu, warto odświeżyć sobie mój ubiegłoroczny wpis o Białej Małpie i bliźniaczym lokalu Biała Małpa Mexico. To właśnie miedzy tymi lokalami stworzony został zimowy ogród, który to z kolei może przenieść nas na dzikie katowickie plaże. Zapraszam!


Jak można pomóc? Na wyciągnięcie ręki macie dwa sposoby i jeśli chcecie mieć gdzie wrócić na dobre piwo, chyba nie ma co wybierać, a w jakimś odstępie czasu chwycić za ogon obie małpy. Pierwszy sposób - daj Małpie tlen. Knajpy są nieczynne, to znaczy nie można przyjść do lokalu, ale kuchnia w Mexico działa i ma się - jak zwykle - dobrze. Śmiało łapcie za telefony i zamawiajcie fantastyczne żarcie z dostawą do domu. Czego tam nie ma... Burrito nadziane jak meksykański mafioso, chrupiące tacos, wypchane quesadille, nadziewane mięsem pierożki empanadas i panierowane i nadziewane jalapeno. Zresztą... poniżej narobię wam na to smaka. Druga opcja, daj Małpie nadzieję, jest bardziej - choć wcale niekoniecznie - przyszłościowa. Możecie zakupić voucher na żarełko (realizujecie go do końca roku). Trik polega na tym, że kupując go oszczędzacie określoną kwotę (nawet do 20%). Jeśli i tak i tak czasami tam jadacie, dlaczego nie kupić teraz bonu i nie wrócić, gdy epidemia paniki się skończy.


W środę Gosia zaczęła nową pracę, FANFARY!, a ja postanowiłem zrobić jej niespodziankę i zamówić jedzenie z Białej Małpy właśnie. Nie dość, że dostarczyła je z uśmiechem sama Szefowa, to jeszcze objedliśmy się tak, że następnym posiłkiem było śniadanie. Co wjechało na stół? Może zacznę wymieniać w kolejności zdjęć. Panierowane nadziewane papryczki jalapeno, to coś wspaniałego. Właściwie chętnie bym się kiedyś objadł tylko nimi. Pikantne tak w sam raz na zagrychę, chrupały między zębami przednimi, chrup. Tuż za nimi empanadas. To kawał pieroga, nabitego mięsem jak poranny osiemnastka na hutę. Kto wie, ten wie. Te dwie rzeczy właściwie zamknęłyby temat obiadu, ale to przecież dopiero zakąska. Młoda wylosowała quesadille - miała do wyboru część z kurczakiem i część z serem. Obie były przednie, nawet dla zapalonego mięsożercy jak ja.


Burrito jest w moim odczuciu jednym z dań doskonałych (podobnie jak placki z gulaszem, knedle z gulaszem, chilli con carne czy barani kebab na cienkim). Przynajmniej nie ma wątpliwości, czemu niedługo będę szerszy niż wyższy. Nie w barach. Jedno burrito wypełnione było klasyczną wołowiną, a drugie premierową szarpaną wieprzowiną marynowaną w porterze. Na 2 kilogramy mięsa poszły 4 butelki porteru 0,33 litra. Całkiem niezły przelicznik. Ostry sos był dla mnie ok, pikantny, ściskający gardło, ale nie odbierający smaku. Wisienką na torcie okazał się sos o smaku mango, w którym rozsmakowała się Najmłodsza. Ale był też deser, który - mimo niskiej zawartości alkoholu - musiałem rozłożyć na dni kilka.


Trzy bezalkoholowe piwa wprost z Rzuchowa, czyli Kraftwerk opuszcza Śląsk i przyjeżdża na zagłębiowski balkon w Małopolsce. Jeśli chcecie pewniaka, to bierzcie Lime Rider. Nawet jeśli były tu jakieś pozostałości smaku brzeczki, to zostały świetnie zamaskowane połączeniem limonki, cytryny i trawy cytrynowej. Po myciu okna weszło jak słowo boże. Było tak dobre, że wspomnienie Freestyle'a powoduje dysonans poznawczy. Tutaj jest tak dużo brzeczki, że mam ochotę uruchomić korytko Granta. Ja bardzo lubię smak brzeczki, jej smakowanie jest najfajniejszym etapem warzenia piwa. Tu jednak nie pasuje jak prawdomówność Sasinowi. W połowie drogi między tymi dwoma jest Cherry Rider. Nieco przyciężkawy kompot wiśniowy, spod którego wypełza brzeczka i goryczka. Może smakować miłośnikom soczków, aczkolwiek piwu brakuje ociosania. Jedno na trzy chętnie będę powtarzał i spokojnie polecam.

A jeśli chodzi o Białą Małpę Mexico to bez żadnych "obawień" możecie zamówić szamę z dostawą. A jeśli nie, to kupcie voucher. Fajnie będzie się tam spotkać, gdy wszystko wróci do normy. Tu zresztą macie link, pod którym takiego zakupu można dokonać. Nos vemos! 

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy