Silesia Beer Fest IV

18:06

Katowicki festiwal piwa Silesia Beer Fest IV już za nami i możemy dokonywać podsumowań. Ja także bardzo chętnie podzielę się wrażeniami z tych dwóch intensywnych dni. Co się działo? Kogo można było spotkać? Kto może żałować nieobecności? Jakie piwa zrobiły najlepsze wrażenie? A co wymaga drobnych poprawek.



Ileż napotkałem marudzenia, że obsada tegorocznej Silesii jest niezbyt ciekawa, browarów mało, tego nie ma, tamtego nie ma, po co tam jechać? Otóż okazało się, że było po co jechać i ani przez chwilę się nie nudzić. Browarów było i tak za dużo, aby na dłużej skupić się na jednym. Musicie pamiętać, że taki festiwal to przede wszystkim genialne spotkanie towarzyskie, a kiedy jesteś u siebie, to znajomych - piwnych i niepiwnych - jest od groma.


Dość istotny związek z brakiem nudy zapewne mogło mieć skrócenie imprezy do dwóch dni - piątku i soboty. Trzydniowe festiwale to zawsze są imprezy dla ludzi o żelaznych wątrobach. Ja do tej pory nigdy nie pojawiłem się na SBF dnia trzeciego, bo najzwyczajniej nie miałem siły. Czy mimo to udało mi się spróbować wszystkiego, co planowałem? Nie. Dlatego zdecydowanie bardziej wolę kameralne wizyty w browarach, gdzie zwykle jest czas na rozmowę, a czasem (no może często) na degustację tego i owego.


Do nieobecności największych browarów zdążyliśmy się już przyzwyczaić, one coraz mocniej atakują festiwale zagraniczne i nie specjalnie mają interes, aby pojawiać się na każdym lokalnym festiwalu. No bo SBF jest lokalnym festiwalem, choć liczba potencjalnych gości jest przeogromna - przyjechali ludzie od Ustronie do Miechowa i od Chrzanowa do Rydułtów. Sprawdźcie sobie, gdzie są te miejsca. Ja jednak mimo wszystko byłem zasmucony brakiem Pinty, Browaru Spółdzielczego, Trzech Kumpli czy Widawy.


Ale ale - może dzięki temu właśnie mogły pojawić się Browar za Miastem, Dziki Wschód, Browar Maryensztadt czy Warsztat Piwowarski i inni. Nie mówiąc już o stałych gościach katowickiej imprezy. Dla mnie bomba! Przez to, że piwa z części browarów w ogóle jeszcze nie piłem, starałem się rozerwać, ale jak wiadomo wszystkiego wychapać się nie da... ale warto próbować. Ja na szczęście miałem głos rozsądku - pierwszego dnia ostatni autobus, drugiego Gosię, która zawsze wie, kiedy powiedzieć "Basta! Reszta na wynos!". 

Ave Projekt!

Nie warto być w tej kwestii malkontentem. Zresztą browary nie mogły narzekać na frekwencję, bardzo dużo piw się na kranach wyprzedało, bardzo wiele nalewaków było na koniec zaklejonych, a sporo nazw wykreślonych lub wymazanych z tablic. Cieszę się, bo taki tłum następnym razem przyciągnąć może kolejne browary, a momentami na festiwalu było bardzo ciasno.


Czas więc przejść do niedociągnięć, których części by nie było, gdyby pogoda była ciut lepsza. Jak wspomniałem było ciasno, poruszać się było momentami trudno, a i usiąść niespecjalnie gdzie (poza kącikiem projektowym - jeszcze wrócę do tematu). Mnie akurat stanie niespecjalnie przeszkadzało, ale wielu osobom tak. Byłoby luźniej, gdyby można było swobodnie wyjść na zewnątrz, a tam poza okolicą południa było nieco za zimno, by spędzać tam więcej czasu. Nawet spożywanie jadła pod chmurką odpadało i woleliśmy się schować.


Problem był taki, że w środku też gorąco nie było. A jak już ktoś się rozgrzał obowiązkowym alkoholem, to musiał stać z kurtką w łapie, bo nie było szatni. Wiem że to wymyślanie, ale nie każdy ma znajomych w browarze i może sobie kurtkę na jakieś zaplecze dać. To jest kwestia nad którą należy popracować. Podobnie jak kibel, za mało ich w środku, za zimno by dymać do "tojów" na zewnątrz. No ale jeśli to wszystkie problemy tego festiwalu, to chyba można się cieszyć.


Dla mnie ważną kwestią jest także nagłośnienie imprezy. O ile sympatyczny technik z Opola dwoił się i troił, by było dobrze, to nagłośnienie było zwyczajnie słabe. O ile stało się pod samą małą scenką, to ok, ale umówmy się - chciałbym łazić za piwem i też słyszeć, szczególnie że teren całej imprezy (dwie hale) nie jest jakiś ogromny. W piątek stojąc tuż nad sceną nie słyszałem rozprawiającego o czystym szkle Majkela. W sobotę najpierw byłem na scenie sam, a później z Pawłem (Piwny Klub), Kacprem (Piwna Zwrotnica), Wojtkiem (Piwo, z piwem i o piwie) i Majkelem (Chmielobrody). Panel dyskusyjny jest zdecydowanie ciekawszą i bardziej dynamiczną formą. Jeszcze popracujemy nad tym, by było lepiej. A i pewnie nad ciekawszymi formami niż gadanie przez blisko godzinę. Szczególnie że zwykle jesteśmy proszeni o wykład na poziomie podstawowym, co dla totalnych beergeeków jest kompletnie nieciekawe.


Ciekawe za to były piwa na festiwalu. Co mi szczególnie zapadło w pamięć? Jak fan piwnej Belgii muszę wymienić Belgijkę na Trzeciej - absolutnie rewelacyjny tripel z Maryensztadtu, który swój medal z Barcelony przywiózł zasłużenie oraz dwie wersje oud bruin Extreme 02 z Deer Beara, w tym jedna wymrażana - sztos. Po raz kolejny przekonałem się też, że piwa w stylu "tak pięknie i mocno pachnę" imperial stout, to raczej nie moja bajka. Kojarzy mi się to sztucznie, choć oba Candy Shopy były całkiem ok, gdy je podzieliliśmy na 6 osób. Tyle mi wystarczyło. Butelki bym nie zmęczył. Zamykając temat stylów z (nudnej) Belgii to kooperacyjny saison Szpunta, Happy Three Brothers (Rumunia) i Ah! (Bułgaria) - Trojka okazał się bardzo stylowy i pijalny. Mniam!


Piwa z Golema, czyli Lilith w beczkowych wersjach po bourbonie (wersja 2018) i rumie, to klasyk sam w sobie, lecz pierwszy smakował mi bardziej. Bardziej jeszcze smakował mi RIS z Beer Bros. - Imperatyw - charakterny i wyrazisty. Ciekawą rzecz zaserwowała rudzka Alternatywa. Dwoma beczkowymi piwami były Whiskey Pils (dodatkowo z beczki po whiskey) i Superior Grisette (beczka po białym winie). Można było zasmakować w zmianach, a w przypadku whiskey pilsa porównać z wersją bez beczki! Srogo!


Bardzo pozytywnie zaskoczyły mnie dwa double IPA - Herzklekoty od Hajerów i Szwagger z Łańcuta, choć bardziej intensywny jest ten drugi. Nowiutki Barber od Brokreacji też smaczny. Najnowsza warka Mocnej Góry z Piekarni Piwa jest soczysta i smaczna, a bardzo pozytywnie zaskoczył mnie też extra special bitter z Profesji - Kamerdyner. RISszard II - malinowy RIS od Warsztatu Piwowarskiego jednak zbyt malinowy (jak dla mnie) i kwaskowy. Bardziej mi odpowiada klasyczny Borys Kuloodporny z Dzikiego Wschodu.

Na koniec Dawid ze Szpunta wersja 2015 versus 2018 - to samo spojrzenie
Na koniec jeszcze wspomnę o niebagatelnej integracyjnej roli kącika Katowickiego Projektu Piwnego, gdzie rozpijane były sztosy, piwa domowe i inne specyfiki. Był też oczywiście stout z dodatkiem kiszonego śledzia - Surströmming. Odór piwa jest niezapomniany, a piwo mimo wszystko ciekawe. To oczywiście dzieło Marka Rendchena z Kattowitzer Brauhaus

Cała impreza po raz kolejny się udała. Już powoli możemy czekać na piątą edycję! Do zobaczenia!

Ps. Nowych szkieł przybyło sześć.

Zobacz także

7 komentarze

  1. dlatego ja preferuję festiwale pod chmurką :)) ps. Candy shopy i te urodzinowe to z aromatami?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rzeczywiście "Belgijka" i "Trojka" robiły wrażenie na żonie. Mnie też bardzo przypadła do gustu "Gwiazda północy" - śliwki w piwie jeszcze więcej niż w "Porterze podbitym śliwką".

    Bardzo nie podobało nam się to, że w sobotę o 17:00 na niektórych kranach zaczęło wiać pustką... Liczyliśmy na to, że jednak na festiwalu pojawią się nowe pozycje a nie "pustka".

    Skandalem natomiast jest to co przez dwa dni robił "Walenty Kania - kuchnia dla odważnych", mam nadzieję, że nigdy więcej nie zaproszą go na SBF. Jeżeli to ma być impreza otwierająca świat kraftu dla "Januszy" to ja nie wiem, czy powinna mieć twarz naebanego Walentego ściągającego spodnie na scenie.

    Panele dyskusyjne, które widzieliśmy, czyli rozmowa z piwowarami i rozmowa z bloggerami - oceniam bardzo pozytywnie. Od dawna uważam, że właściciel Brokreacji to jeden z najciekawszych mówców w polskim krafcie, teraz okazało się, że Golem ma swojego rewolucjonistę, którego, co prawda, trochę sie bałem, z takim zapałem opowiadał o swoich przekonaniach, ale jednak nie da mu sie odebrać charyzmy i integralności przekonań.

    Panel z bloggerami byłby bardzo dobry gdyby nie przerodził się w pewnym momencie w lokowanie produktu albo hejtowanie Kopyra (to było bardzo słabe).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wychodzi na to, że piwa browarom wyszły, bo przecież jakby mieli na 7 godzin przed zakończeniem imprezy to pewnie by podpięli.

      Sądzę że organizatorzy powinni słuchać każdego głosu, by następne edycje były jeszcze lepsze.

      Walentego widziałem w piątek po 16 i wyglądał masakrycznie, podobnie też się zachowywał. Sarenka zawsze mi smakowała, ale już po nią nie pójdę.

      Powiem szczerze, że nie wiem o jakie lokowanie produktu chodzi, ani też nie pamiętam hejtowania, a na szczęście można sobie naszej rozmowy posłuchać na FP Piwnego Klubu;)
      Fakt że nie zgadzam się z ostatnią tezą, że płatne recenzje to zło, natomiast niewiele osób to robi i sam sobie odpowiedz, czy u nas wychodzi to wiarygodnie;)

      Usuń
  4. Witam,
    i było minęło. Moja największa refleksja to: że byłem trzeci raz, czyli 3 lata minęły. O cholera, a każdy festiwal pamiętam jakby to było ... okej miesiąc temu.
    Byłem tylko w piątek i porównując do zeszłorocznych to było najmniej ludzi. Moją miarą jest liczba ludzi oczekających do tojtoja - poprostu nie czekało się wcale. Fakt faktem że było zimno.
    Dla mnie na plus mogę zaliczyć, że pojawili się mili panowie serwujący kawę.
    Ile to już czasu minęło, gdy piliśmy razem piwo w Namaste. Kolega bloger pił Podróże Kormorana coffe stout, a ja z kolegą czaskaliśmy pacyfiki z Artezana. Koledze do dziś jest wstyd, że udało mu się wylać pacyfika; ale cóż alkohol robi swoje.
    Pozdrawiamy i do następnego SBF
    artur996

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ten czas leci bardzo szybko...
      Ja w pewnym momencie miałem wrażenie, że jest mniej ludzi, ale to tylko chwilowo. Potem mi przeszło.
      Ja już tak dawno nie byłem w Namaste, że jest mi wstyd.
      Do zobaczyska tu i tam :)

      Usuń

Obserwatorzy