Wrocławski Festiwal Dobrego Piwa 2017

12:00

W dniach 9-11 czerwca dobył się już 8. Wrocławski Festiwal Dobrego Piwa, a ja byłem tam dopiero pierwszy raz. Zawsze znajdowałem sobie jakiś powód, by tam nie jechać, ale tym razem gwiazdy ułożyły się prawidłowo. 


Okazuje się, że nieobecność na WFDP to po prostu błąd. Zapraszam więc na relację z dwóch intensywnych dni. Choć dla mnie działo się dużo, to tylko delikatnie liznąłem to, co można było tam zrobić.

Najbardziej będę żałował jednak tego, czego nie zobaczyłem. W sobotnie wczesne popołudnie usłyszałem znany mi, sympatyczny głos Arkadiusza Jakubika i w ten sposób dowiedziałem się, że Dr Misio będzie tego dnia śpiewał na głównej scenie. Szkoda tylko, że tuż po moim wyjeździe. To tyle z marudzenia, bo cała reszta była ZAJEBISTA.


Oczywiście miejsce na festiwal jest przednie. Esplanada stadionu, nieco poboczny trawnik z główną sceną, na który została zesłana część browarów oraz cała wschodnia trybuna. Szczególnie to ostatnie miejsce robi pyszne wrażenie, kiedy popołudniowe słońce przypieka twarz, a zimny imperialny porter bałtycki (genialne Echo z Nepomucena) leje się do gardła. W piątek na telebimie wyświetlane były nawet potyczki w Michały, gdzieś tam zagubione na murawie.


Można (albo nawet "Moszna" /pdk/) rzec, że pogoda dopisała. Słońce, gorąc, upał... Pierwszy deszcz spadł z piątku na sobotę - ucierpiał na przykład niezadaszony Beer Bros czy podmokły Szpunt. W sobotnie wczesne popołudnie przeszedł kilkunastominutowy front - Alternatywa musiała związać swój namiot i mocno go trzymać, aby wiatr go nie porwał, a deszcz znów zalał wszystko mocno. Leżącym wszędzie przedłużaczom nie było wszystko jedno. 


Przez stadion przewaliły się tabuny ludzi, a dzięki wielkiej strefie zabaw dla dzieci można było przyjść całymi rodzinami. O ile we wczesnych godzinach dało się jeszcze normalnie kupić piwo, to później stanie w kolejce zabierało trochę czasu. Na szczęście znam coraz więcej osób osobiście. Największe kolejki stwierdziłem przy Birbancie i Solipiwko, Profesji oraz Nepomucenie, ale nie jestem obiektywny - po prostu akurat widziałem tłumy, gdy miałem ochotę na ich piwa. 


Mateusz Kupracz - piwowar Nepomucena - to świetny gość. Choć rozmawiałem z nim dopiero drugi raz, to odniosłem wrażenie, jakbym spotykał go na imprezach już dziesiątki razy. Umówiliśmy się na wizytę w browarze;) Jak już wspomniałem Echo jest genialne. Polsko-włoskie (we współpracy z Borderline Brewery) White is Black to niby double dark grodziskie, ale nie dajcie się zwieść. To jest dosłownie double grodziskie - ma dwa razy więcej ekstraktu początkowego, a na dodatek jest czarne. Nie smakuje jak woda po parówie, tylko jak bardzo fajna kawa zbożowa. Drugą premierą był Chill - doskonale pijalne, świeże, rześkie i lekkie piwo. Brawo. 


Taki festiwal to cała masa bardzo fajnych ludzi, ale niestety nie ze wszystkimi jest czas pogadać. Raz, że ja chcę w miarę dużo zobaczyć i wypić, dwa, że piwowarzy i właściciele browarów są jednak w pracy, a tej było bardzo dużo. Nie ze wszystkimi udało mi się nawet przywitać. Smuteczek.


Skoro na zdjęciu są chłopaki z Brokreacji, to wspomnę tylko o dwóch RISach. Certain death i Buried alive robią robotę. Podobnie jak przedpremierowo oglądane grafiki na etykiety. Muszą być na koszulkach! Robotę zrobił też domowy RIS Iskra, można powiedzieć, że zamknął licznik.


Moja koszulka Czterech Ścian już jest sprana, a ja dopiero pierwszy raz miałem kontakt z piwem z Trzebnicy. Sympatyczna ekipa serwowała dwa bardzo ciekawe piwa - floral IPA Altana oraz Pink Fjord - sweet grass fruit ale. Może piwa dotrą kiedyś bliżej mnie, to spróbuję większej liczby.
 

Polskie Jasne Ale z Alternatywy pokazuje, że polski chmiel ma się dobrze, bardzo fajne to piwo. Desitka pokazuje za to, że im świeższe piwo, tym lepsze - piłem z tanka, piłem na Beer Week i piłem teraz. Smaczne, ale już nie taka petarda, jak to było wcześniej. Browar Kamienica także smakował mi znacznie bardziej na miejscu, ale przyznam że pokusiłem się tylko o dwa piwka, więc przekroju nie mam.


Ważnym wydarzeniem była rocznica ReCraftu. Rok temu browar ruszył z nowym brandem i z pompą świętował swój jubileusz. Był tort, babeczki, darmowe piwo lane z repliki Manneken Pis i premiera Quinoa Rice IPA - mega rześkie, lekkie, sesyjne IPA. 100 lat chłopaki!


Zwariowana ekipa Beer Bros częstowała swoimi świetnymi kwasami - ja skusiłem się na nowość (dla mnie) Kwassiprunus, czyli berliner weisse ze śliwką. Czad. Drugą nowością było gładziutkie i owocowe Morning glory. Nie ma to jak porządne morning glory z rana. Gosia potwierdza.


Nie trafiłem w końcu na stoisko Piwoteki, ale na swoją obronę mam to, że zostałem porwany przez Golema i poczęstowany ich kooperacyjną premierą. Icek Icek (czy tam - jak to mawiają puryści językowi - wymrażany ajsek) to charakterne i mocne imperialne IPA z dereniem. Dobre, ale nie mogło konkurować z Tripel knotem, hoppy triplem w kooperacji Golema i Browaru Spółdzielczego, gęstym i solidnie i przyjemnie nachmielonym. Pomimo mocy jest to świetny mariaż Belgii i antypodów. Czad.


Najlepszym piwem festiwalu był dla mnie Rasberi z Browaru Probus. Mega pijalny i intensywny kwas malinowy idealnie wpisywał się w upalną część stadionu. Jego sąsiadem był pyszny Pinappi, mniej kwaśny ananasowy kwas. O RISie i Old Ale'u napiszę, gdy osuszę butelki. Dzięki Jacku za rozmowę i do zobaczenia w Oławie!


Świdnicki kolektyw piwowarski zapraszał na lokalny świdnicki festiwal piwa, który dzięki znajomościom ze studiów wzbogaci się o kilka niekoniecznie lokalnych browarów. To 25-27 sierpnia! Pamiętajcie! W Browarze Świdnica można było wypić świetnego RISa - Raven, który był leżakowany w beczce po Jacku Danielsie. Niemniej jednak z barleywinem stało się coś niedobrego. Szkoda. Hamerica - kooperacyjne piwo Solipiwka i Birbanta - to eksplozja szynki. Bardzo lekkie i pijalne piwo z 30% udziałem słodu wędzonego w zasypie zaskakuje potężną szynką w aromacie i smaku. Świetne piwo.

Nie wziąłem udziału w livebloggingu, wykładach, kursach, spotkaniu piwowarów domowych, degustacjach w strefie Beer Geek Madness, koncertach, a i tak wciąż byłem czymś zajęty. Oczywiście też nie nastawiałem się na picie z kieliszka 50 ml i 90 notatek na Ratebeer, jak dwaj wskazani mi obywatele Niemiec. Fajnie, że dla każdego jest tam miejsce, nawet dla takiego piknika, jak ja.

Imprezę polecam z czystym sumieniem. Za rok także postaram się być!

Zobacz także

4 komentarze

  1. Ten wrocławski festiwal zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie.. po namyśle stwierdzić moge nawet, że bardziej przypadł mi do gustu niz ten poznański.. ma w sobie TĄ magię, że chce się tam wrócić za rok :)))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może dlatego, że w Poznaniu nie było tyle słońca w całym mieście?

      Usuń
  2. Jeden dzień to za mało :) Jak wszystko się ułoży to za rok przyjeżdżam na 2 dni :) Wg mnie przewagą WFDP jest to, że jest na wolnym powietrzu, a nie pod dachem jak w Poznaniu i W-wie :(

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy