Wielopak #30

08:00

W ramach systematycznego odwlekania powrotu do Anglii, zdjęć, wspomnień i tamtejszych piw, zapraszam na kolejny Wielopak. Korzystam z czasu na pisanie jak tylko mogę, ponieważ wiem, że on zaraz może się skończyć. Motywuje mnie jednak to, że tematów jest mnóstwo i regularnie przybywają. 


Kolejny wykopaliskowy Wielopak składa się z piw takich browarów jak: Tattooed Beer, Birbant, Raduga, Jan OlbrachtRzemieślniczy, Setka i Piwoteka.


Rusałka z browaru Tattooed Beer to wariacja na temat grodzisza, przypakowana jak pływaczki z NRD. Wziąłem to piwo nie dlatego, że jestem fanem tego stylu (wręcz przeciwnie, zbieram podpisy pod petycją o delegalizację), ale dlatego że smakowały mi pierwsze piwa browaru. Piwo od samego początku klasycznie atakuje nozdrza ogniskowym dymem i lekkim oscypkiem. Ładnie. W smaku jest zaskakująco pełne, ale tylko jak na grodzisza. W smaku dominują akcenty pszeniczne, wędzone, a zdziwiła mnie całkiem wysoka gorycz. Średnio wysycone piwo wchodzi jak woda i wodę przypomina konsystencją. W posmaku jest nieco ziołowe i delikatnie kwaskowe. 6/10 jak na hejtera stylu to bardzo dobrze.


Hopsbant Fresh IPA z Birbanta jest dla mnie sprawcą największej konsternacji. Kompletnie nie wiem, czym się ludzie w tym piwie zachwycają. W procesie produkcji użyto tu specjalnego urządzenia - Hopsbanta - którym piwo zostało trzykrotnie nachmielone na zimno w przepływie. Piwo zawiodło mnie przede wszystkim w zapachu. Lekki karmel pomieszany z masełkiem kojarzy się z tofii i dominuje aromat. Za nim chowają się owoce egzotyczne, ale niestety nie wybijają się. Hopsbant ma przyzwoitą pełnię i jest odpowiednio wysycony. Ciasteczkowe ciało kończy się ziołową i trawiastą goryczką. Albo ta partia była taka nierówna, ale ktoś się dał nabić w hopsbanta. Może cztery lata temu zrobiłoby furorę, a teraz to zwyczajna nuda. 5/10


Za to bardzo pozytywnie zaskoczył mnie amerykański stout z Browaru Raduga. Two on the Road to kawał solidnego, pełnego w smaku, aromatycznego i smakowitego piwa. Jego najmocniejszą stroną jest balans, dzięki czemu zniknął w dosłownie kilku haustach. Współgrają tu ze sobą wyraźna paloność, owoce tropikalne i czekolada. Spora pełnia piwa ma mocno zbożowy charakter, rządzą tu ciemne słody dając posmaki czekoladowe i deserowe, ale dają się też wyszaleć owocom cytrusowym. Gorycz jest średnia, bardzo owocowa, a wysycone poniżej średniej piwo pije się praktycznie samo. Bomba. 8/10.


Fruit Ale uwarzone zostało przez Jana Olbrachta w ramach wspaniałej Kuźni Piwowarów według receptury Marcina Senderskiego. Jarałem się na to piwo i wszystko grało, dopóki go nie otworzyłem. No nie lubię truskawek w piwie. Nie pasuję mi te owoce w dominującej postaci. Trudno mi się do czegoś konkretnie przyczepić, konsystencja jest super, piwo jest w miarę pełne, ładnie nasycone, wygląda bosko. Dodatek laktozy jest wyczuwalny, łączy się z truskawką sprawiając, że piwo w smaku przypomina jogurt. Dlaczego nie poziomka? Borówka? Jagoda? Gosi smakowało znacznie bardziej, dla mnie 5/10. Jak ktoś nie jest wrogiem truskawki w piwie, pewnie się we Fruit Ale zakocha.


Zgodnie z prawidłowościami mody w pewnym momencie zalała nas fala west coast IPA. Do trendu dołączyła i Setka ze swoją Sekwoją. Zaskoczyło mnie to piwo in plus. Już aromat jest bombą owoców egzotycznych z dominującym mango, któremu towarzyszy grejpfrut. Słodowa podbudowa jest solidna i po chwili dochodzi do głosu. W smaku piwo jest dosyć gęste i intensywnie gorzkie. Goryczka jest owocowa, intensywna i bardzo przyjemna. Piwo świetnie balansuje między słodowością i soczystością owoców. Czad. 7,5/10.


Uwarzone w browarze Księży Młyn piwo jest pierwszym komercyjnym podejściem do historycznego stylu, jakim jest broyhan. I tu zacytuję kolegę z blogu No to po piwku:
"Jego nazwa pochodzi od nazwiska twórcy, niejakiego Corda Broyhana, który uczył się sztuki piwowarskiej w Hamburgu, a po powrocie do rodzinnego Hanoweru, postanowił w 1526 roku zrealizować swój autorski pomysł na dobre piwo. Sam chyba nie przypuszczał, że jego piwo zapisze się na stałe w kartach niemieckiego piwowarstwa. Było to piwo, które warzono z użyciem słodów jęczmiennych i pszenicznych (w różnych proporcjach) i z bardzo szerokim wachlarzem chmielenia (w zależności od receptury) – od lekkiego po bardzo intensywne. Smak tego piwa charakteryzował się kwaskowością i cierpkością, które wprowadzały bakterie kwasu mlekowego (Lactobacillus). Piwo o tej nazwie kojarzone jest z Hanowerem, ale z biegiem lat w XVI i XVII wieku rozpowszechniło się na terenie Niemiec, Holandii, choć w niektórych regionach było bardziej znane jako Keutebier lub Koyt. W niektórych wersjach dodawano do niego kaszę i owies. Było to lekkie piwo o ekstrakcie 7-12 stopni Plato i stężeniu alkoholu od 3-5%. Było płytko odfermentowane. Były też wersje Broyhan, przy warzeniu których wykorzystywano… ziemniaki. Uznaje się, że Broyhan jest protoplastą piwa znanego jako Berliner Weisse. Miała to być odpowiedź Berlińczyków na popularność piwa rodem z Hanoweru. W samym Hanowerze w roku 1609 utworzono gildię, która zajmowała się warzeniem piwa i zrzeszała 371 miejskich browarów. Przetrwała ona do dziś i obecnie stanowi część koncernu piwowarskiego InBev, choć Broyhan nie jest już przez nią warzony (w wersji oryginalnej), ponieważ piwo „Gilde Brauerei Broyhan Premium” warzone dziś jest… pilznerem."
Interpretacja Piwoteki - Bielnik Kopischa jest skrajnie lekkie 7,5° blg i 3,1% alkoholu. Kwaśność jest bardzo niewielka i nie ma wiele wspólnego z wykrzywiającymi berlinerami. Zdominowane jest ziołami, przez to cierpkie, mocno wytrawne. Ogólnie wodniste i puste. Nic w nim się nie dzieje. Nie powtórzę, nie polecam. 4/10. Piwotece kibicuję w odkopywaniu stylów, warzeniu klasyki, ale też wymyślaniu dziwadeł. Najczęściej się udają.

Dwa piwa okazały się bardzo dobre. Do reszty bym nie wracał. W przypadku tych drugich, to albo małe potknięcia browarów, albo problem mojego gustu. Wczytaliście się, to pewnie wiecie, czy pić, czy jednak nie ryzykować.

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy