Derka spod konia Jana Olbrchta

09:32

Browar Rzemieślniczy Jan Olbracht nie zasypuje gruszek w popiele, a raczej agrest i jeżyny w dzikich drożdżach. 2015 rok był początkiem serii Piotrka z Bagien, który przyniósł wiele ciekawych piw. Teraz pojawia się petarda - dwa piwa z dodatkiem owoców refermentowane przy użyciu szczepu brettanomyces bruxellensis, typowych dla belgijskich lambiców. Piwo najpierw jest fermentowane przy użyciu zwykłych drożdży piwowarskich, a następnie poddawane drugiej fermentacji dzikusami. W dolinie rzeki Senne brettanomyces bruxellensis występują naturalnie, żyją sobie w beczkach, w których leżakuje piwo - np. wspomniany lambic poddany wcześniej fermentacji spontanicznej.


Dwie nowe propozycje Browaru Rzemieślniczego Jan Olbracht to Funky Wild Fruit Agrest i Funky Wild Fruit Jeżyna. Uwaga! To nie są słodkawe owocowe soczki dla zwykłych ludzi. To zdecydowanie smaki dla koneserów piw nietypowych. Czyż nie wyglądają pięknie?


Pierwszego spróbowałem tego lewego - z Agrestem, który okazał się znacznie jaśniejszy, choć muszę przyznać, że oba wyglądają pięknie opalizując w szkle. Zapach to przede wszystkim charakterystyczna dla piw refermentowanych wspomnianymi drożdżami końska derka, taka wiejska stajnia pełna słomy i spoconych zwierząt. Ten zapach zwykle sugeruje, że będzie to piwo kwaśne. Nie inaczej jest tu. Pierwsze łyki powodują wykrzywienie się paszczy w nielichym grymasie. Jest kwaśne! Agrest to także nie jest ściema, jest bardzo wyraźny, słodkawy, ale znacznie bardziej cierpki. W smaku pojawiają się jeszcze ciekawe nutki tokaju, za którym przepadam. Piwo ma idealna pełnię i nagazowanie, które współgrają z dzikością. Jest bardzo ciekawe, przy tak robionych dzikusach mogę spokojnie odłożyć piwa mocno chmielone i zupełnie za nimi nie tęsknić. 8/10.


W pewnym momencie przedzieranie się przez kłujące krzaki agrestu zamieniłem w schylanie się pomiędzy krzaczkami jeżyny. Jeżyna nie ma tak mocnego zapachu stajni, jest on zdominowany słodkawą ostrężyną, która kojarzy mi się z porannym jogurtem wiśniowym popijanym kompotem z malin. W odróżnieniu od agrestu jest tylko nieznacznie kwaskowe, a znacznie bardziej słodko-cierpkie. Zdecydowanie kojarzy się z hasaniem po lesie o pędzlowaniem runa leśnego. Mnie jednak bardziej odpowiada większy kwas w ustach. To jet bardziej zbalansowane i pewnie spasuje większej ilości ludzi. Jest też bardziej wysycone niż agrestowe, wręcz musuje na języku. Dobre piwo! 7/10.


Oba piwa poddane zostały procesowi pasteryzacji i drożdże zostały uśmiercone. Ciekawe czy w browarze zostało trochę piwa, które dalej sobie leżakuje. Taki trzyletni agrest mógłby być bardzo ciekawy. Ja z niecierpliwością oczekują na kolejne piwa z serii. Tych dwóch koniecznie trzeba spróbować!

Na koniec zapraszam na wycieczkę do Browaru Cantillon, ojczyzny i sanktuarium lambiców.

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy