Wielopak #18

08:00

Zapraszam na kolejną - osiemnastą już - paczkę polskich piw. Oprócz absolutnej nowości, znajdzie się tu nowość mniej absolutna, jeden powrót oraz trzy piwa, które od jakiegoś czasu kondycjonują się w czeluściach dysku twardego, ale jeszcze nie miały swoich drugich warek (nota bene nie wiadomo czy kiedykolwiek będą mieć - i nie piję wcale do ich jakości, tylko do podążania przez browary ścieżką premierowego rozwolnienia, powodującego wysyp nowości miast pracowania nad recepturami).


Możliwość sięgnięcia do szafy i wyciągnięcia archiwalnych kwitów sprawiła, że zdecydowałem się na zestaw złożony z samych IPA. Różnych, ale zawsze opartych na chmielach nowofalowych. Dziś także same browary kontraktowe. No to jedziemy - Arycbrowar i American IPA. Browar Hajer i Fiber, Browar Olimp i Panakeja, Baba Jaga i Luna oraz dwie Radugi - Kings of the Sun i Holy Mountain. Gorzko, gorzko!


ArcyBrowar to najmłodszy kontrakt w dzisiejszym Wielopaku, bowiem American IPA to ich debiut. Piwo ma aż 7% alkoholu (piszę aż, bo to jednak całkiem sporo jak na AIPA) i zostało uwarzone w Browarze Rzemieślniczym Jan Olbracht. Etykieta zwyczajnie wprowadza kupującego w błąd, bo zgodnie ze stosowaną w środowisku piwnym nomenklaturą ArcyBrowar rzemieślniczym nie jest. Choćby nie wiem jak powoli było warzone to piwo, to rzemieślniczym browarem jest tu Jan Oblbracht, bo jest browarem sensu stricto, a ArcyBrowar jest "jedynie" firmą korzystającą z mocy browaru. Nie podoba mi się takie lecenie w wała. Nie zmienia to jednak faktu, ze debiut jest piwem nad wyraz przyzwoitym. W aromacie dominują intensywne cytrusy, kojarzące się z pomarańczą i grejpfrutem, wymieszane z nutami żywicznymi, które mimo to pozwalają rozwinąć się podbudowie słodowej z mocnym toffi. To naprawdę ładny zapach, a smak od niego wcale nie odstaje. Piwo jest całkiem przyjemnie pełne i wyraźnie gorzkie. W smaku słodkawe, a w posmaku zmierza ku wytrawności. Może i goryczka zalega, może jest nieco zbyt ziołowa jak na mój gust, ale - na boga! - to IPA, ma być gorzko. Myślę, że jakby piwo się lepiej ułożyło, to robiłoby świetne wrażenie, a tak jest nieźle. 6/10.


Browar Hajer dalyj robi larmo w piwnym świecie warząc swoje piwa w świętochłowickim Redenie. Jeszcze nie posprzątali dobrze bajzlu, a już mamy Fiber - american india pale ale z dużą liczbą odmian chmielu (Citra, Green Bullet, Amarillo, Magnum, Nugget, Centennial, Mosaic i Tomahawk). Zapach nie powala intensywnością, ale jest przepiękny - zdominowany przez owoce egzotyczne, cytrusy i zbożowość zmierzającą w stronę karmelu. Podoba mi się soczystość tego piwa, jest bardzo rześkie, zaskakująco lekkie i przy tym złożone w smaku. Lekką słodowość szybko zastępują słodkawe i przyjemne chmiele, a piwo jest wyraźnie wytrawne, gorycz wydatna, ale nieprzesadzona i niezalegająca. Smakowało mi! 7/10.


Panakeję piłem pierwszy raz w ubiegłe wakacje (mniej więcej) i pamiętam, że nie rzuciło mnie na kolana - co więcej zmęczyło. To była IPA z dodatkiem herbaty earl grey, ale w takiej ilości, że piwa w tym nie było nic a nic. Ino czaj. Dałem mu drugą szansę, ale nic się nie zmieniło. Wciąż herbata dominuje w aromacie, rządzi w smaku, a gorycz jest jeno taninowa i ściągająca, jak w herbacie, która stała przez całą noc z zanurzoną torebką (herbaty oczywiście). Jest to mocno specyficzne piwo i nie wątpię, że znajdzie swoich fanów, ale ja do nich nie będę należał, bo mnie połowa piwa zmęczyła okrutnie. Dla mnie efekt jest zbyt mydlany i płaski, choć czuję, że inne proporcje dałyby lepszy efekt. 4/10.


Tak jak generalnie polubiłem dorzucanie herbaty do piwa, tak Holy Mountain jest drugim dziś przykładem nieudanego połączenia dwóch bliskich mi światów. To Sandalwood Tea IPA, czyli india pale ale z dodatkiem senchy z drzewem sandałowym. Piwo kompletnie mnie rozczarowało. Miało bardzo lekki i mdławy aromat kojarzący mi się z tanimi kadzidłami przed zapaleniem ich. Nawet specjalnie nie przypominał aromatu tego świetnego zielonego naparu. W smaku także bieda, a co gorsza piwo, które nazywa się IPA powinno mieć goryczkę nieco bardziej niż lekką, a tu jej właściwie w ogóle nie było. Dorzucę do tego wodnistość i mamy piwo, którego założenia nie rozumiem. To właściwie pale ale z sandałem (choć bez masła). 3/10.


Kings of the Sun to new zealand IPA, choć etykieta (nomen omen bardzo ładna; wspólnie z Holy Mountain niezmiennie kojarzą mi się z genialnym Źródłem Aronofsky'ego) wyraźnie odnosi się do Ameryki Środkowej. W sumie nazwa też. Mamy tu jednak chmiele Pacific, Weimea i Green Bullet. Mimo to dominującym zapachem i smakiem jest karmelowa i landrynkowa słodycz. Nuty tropikalne są lekkie, słodkawe (melon) i zmyślnie ukryte pod słodowością. Gorycz kontruje tę słodycz, ale jest bardziej ziołowa niż nowozelandzka. Wypiłem piwo, ale niczym nie zwróciło na siebie uwagi. 5/10.


Luna to o dziwo debiut kontraktowej Baby Jagi na blogu, bo choć piłem sporo ich piw, to w niezrozumiały sposób kiszą się na dysku i nie mam na nie pomysłu. Lunę wybrałem do opisania, bo pasuje do dzisiejszego przeglądu piw w stylu IPA. To konkretnie west coast IPA, czyli piwo zatarte na wytrawnie. Potężna piana nie zdołała ukryć lekkiego diacetylu, który może nie pasował tu jakoś wybitnie, ale też nie przeszkadzał. Przeszkadza mi za to słodycz landrynek, na którą źle reaguję. Piwo okazało się całkiem wytrawne pomimo tej słodyczy, ale sama gorycz też mi nie podeszła. Ściągająca w sposób nieprzyjemny i nieco zbyt łodygowa. Niby można wypić, ale po co. 4/10. Czy jest sens robić West Coast IPA za 9 złotych, które niewiele różni się od cieszyńskiej (nie bójmy się użyć tego przedrostka) bieda WCIPA za 6,50? Sami sobie odpowiedzcie. 

Tym razem zaskoczony byłem in minus. Smakowały mi piwa, po których bardziej spodziewałem się wtopy, a zupełnie nie podeszły mi te, co do których miałem wyższe oczekiwania. I jeszcze jedna prawidłowość - im dłużej piwa nie opisuję, tym mniej mi smakowało, bo jak mi coś smakuje to (zwykle) chcę to szybko opisać.

Tak też - na marginesie - oczekują na opisanie dwa browary gdańskie, jeden krakowski i cała masa piw wszelakich, których już pewnie nigdy tu nie zobaczycie.

Zobacz także

5 komentarze

  1. Miałem dokładnie to samo wrażenie z Panakeją - mdłe, nijakie, no i za bardzo waliło herbatą. Nie przepadam za takimi połączeniami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja mialem bardzo podobne odczucia, opis jaki przytoczyles o stojacej cala noc herbacie trafia w punkt, oczekiwania mialem ogromne (rowniez dlatego ze nielatwo bylo mi je zdobyc) i byc moze stad tak duze rozczarowanie: taninowosc, mydlanosc i zabojcza dawka ekstarktu z geranium (tak bym okreslil ten perfumowaty smak), szkoda

      Usuń
    2. Ja też wolę lepiej ułożone piwa, nie koniecznie aż tak przerysowane.

      Usuń
  2. a ja znów miałem zupełnie odwrotne wrażenia co do Olimpu. Właśnie to że waliło tą bergamotką sprawiło, że zrobiła na mnie świetne wrażenie. Raduga wręcz odwrotnie, mdłość słabowitość i generalna "żenuła".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze się różnić w tak błahych kwestiach jak piwo.

      Mnie chyba rozbestwiły znacznie lepsze piwa z dodatkiem herbaty;)

      Usuń

Obserwatorzy