Na szczycie kraftu - Luboń Wielki

08:00

Kiedy myślimy o jesieni w górach, przed oczami najczęściej pojawiają się październikowe Bieszczady. Skąpane w złocie chowającego się słońca połoniny i mieniące się lasy rozpalają wyobraźnię turysty. Nie trzeba jednak uciekać tak daleko, aby ta zmienna pora roku pozwoliła rozkoszować się pięknymi krajobrazami i namiastką rzucenia wszystkiego. Jeśli twój weekend jest tak samo krótki, jak weekend większości pracujących ludzi, wybierz góry bliższe, a też niezadeptane setkami butów trekkingowych. My w ramach umieszczania turystyki górskiej w sercu czteroipółletniej Lilianki postanowiliśmy się wybrać na Luboń Wielki. To tam przyczajony obok Rabki szczyt daje początek Beskidowi Wyspowemu ciągnącemu się do Jeziora Rożnowskiego.


Widoczne na zdjęciu schronisko to wielka atrakcja Lubonia Wielkiego. Zapraszam do zanurzenia się w kolorowy świat polskich gór oraz oczywiście dobre piwo.

W Beskidzie Wyspowym byłem do tej pory cztery razy. Raz z grupą jedynie na Luboniu właśnie, raz zahaczyłem o szczyt, gdy przemierzałem leżące na południe od Wyspowego pasmo Gorców, a dwa razy przyjechałem poszwendać się po samym Beskidzie Wyspowym.

Luboń Wielki widziany z Rabki Zaryte

Udało mi się wtedy wejść na Szczebel, Lubogoszcz, Śnieżnicę, Ćwilin, Mogielicę, Łopień i ogólnie poczuć klimat tych gór. Niestety zdjęcia z tych wyjazdów przepadły w mrokach dysków twardych. Skąd nazwa Beskid Wyspowy? Ano pasmo złożone jest z odosobnionych, pojedynczych od siebie szczytów. Wyglądają przez to jak wyspy rozrzucone na spokojnym morzu. Wrażenie to jest potęgowane, gdy poniżej nieprzesadnie wysokich gór rozciągają się chmury. 


Najwyższym wzniesieniem jest Mogielica, która liczy 1170 m.n.p.m. Szczyty generalnie nie zatrważają wysokością, ale uwaga - są diabelnie strome od północnej strony. Szczególnie schodzenie z ciężkim plecakiem utkwiło mi w pamięci stawów i mięśni. Oddalenie od siebie kolejnych gór sprawia, że właściwie za każdym razem musimy z góry zejść nisko do przełęczy, a potem znów mozolnie się wspinać. Tu praktycznie nie ma ciągnących się grzbietów i grani.

Cudowne jesienne popołudnie

Naszym celem jest wspomniany Luboń Wielki, a ruszamy z Rabki Zaryte, do której nazajutrz zamierzamy wrócić, ale równoległym szlakiem. Trasa nie jest długa, przeciętny turysta powinien pokonać ją w około półtorej godziny. Oczywiście marsz z przedszkolakiem rządzi się swoimi prawami, dlatego też wybraliśmy trasę odpowiednio łatwą. W drugą stronę nie kierowałem się tym rozsądkiem, a właściwie zawiodła mnie słaba pamięć.

Jeden z licznych przystanków

Pogoda zaskoczyła nas pozytywnie. Po niezbyt udanym, deszczowym tygodniu pojawiło się znienacka okno pogodowe i wyjrzało słońce. Aż przyjemnie było zmierzać ku szczytowi. Trasa nie oszałamia, ale też nie nuży. Początkowo łagodnie wznosi się opuszczając zamieszkałe rejony Zarytego, a później wije się lasem zaskakując różnymi przeszkodami terenowymi.


Na szczyt docieramy kilkanaście minut przed zachodem słońca. Złota godzina to idealny moment na zdjęcia. Szczyt Lubonia Wielkiego znajduje się na wysokości 1022 m.n.p.m. i widać z niego (a szczególnie z okien schroniska) panoramę na każdą stronę. Tu też znajduje się jedno z najpiękniejszych i bardziej nietypowych schronisk. Przypominający chatkę na kurzej nóżce budynek został wzniesiony w 1931 roku, a 30 lat później zbudowano obok charakterystyczną wieżę przekaźnikową, dzięki czemu szczyt można łatwo rozpoznać z daleka.


Wejście na szczyt to doskonały czas na złapanie oddechu i pierwsze piwo. Wybór padł na trójstronną kooperację Radugi, Innych Beczek i Faktorii - nieszablonowy Weizen uwarzony w browarze Zodiak z dodatkiem chmielu Amarillo. Przyznacie, że etykieta idealnie wpisała się w aurę? Piwo wyglądało bombowo ze swoją mętnością i elegancką pianką. Smak to wyraźna słodycz banana i gumy balonowej, ale też bardzo fajne cytrusy i lekkie owoce tropikalne. Jest leciutko kwaskowe i nisko wysycone, co akurat mi tu nie pasuje, ponieważ piwo jest niezbyt pełne i wydaje się przez to zbyt wodniste. Pomimo tego mankamentu bardzo orzeźwia i piłem je ze smakiem. 7/10.


Schronisko na Luboniu jest malutkie. To trzy piętra - na pierwszym jest sala z barem i dwoma stolikami, na drugim pokój wieloosobowy z dziesięcioma łóżkami, a u góry pomieszczenie gospodarzy (niedostępne oczywiście dla gości). Nie ma tu łazienki (choć można oczywiście dostać miskę z wodą), a ubikacja w postaci sławojki jest na zewnątrz. To co robi miażdżące wrażenie, to wspólny pokój na piętrze, z którego panoramiczne okna wychodzą na wszystkie strony świata. Z każdego łózka można więc podziwiać zarówno wschód, jak i zachód słońca. Niesamowite!


Wieczór przyniósł ze sobą drugie piwo wspomnianej kooperacji (trzeciego już nigdy nie udało mi się kupić) - Bock to oczywiście koźlak, ale uwarzony z dodatkiem słodu wędzonego. Nielubiany i niepopularny u nas styl (za co w dużej mierze winię Tomasza K., podobnie jak za niechęć ludzi do nudnej belgii) ucieszył mnie bardzo przyjemną szynkową i ogniskową wędzonką, mocną czekoladą w smaku, nutami opiekanymi i muśnięciem czerwonych owoców oraz śliską i dość gęstą teksturą. Piwo jest tak wytrawne, jak wytrawne winny być dobre koźlaki, minimalizując karmel w smaku. Bez wahania wypiłbym raz jeszcze. 7,5/10.

Kicia

Niewątpliwą atrakcją schroniska jest kilkumiesięczny kotek o niezbyt wymyślnym imieniu Kicia, radośnie biegający, skaczący i dobierający się do mojego plecaka. Bardzo przyjemnie siedziało się w ciepłym wnętrzu, gdy na zewnątrz łapał mróz. W totalnej ciemności jak zwykle fantastycznie widać gwiazdy, czego tak bardzo brakuje mi w mieście. W miłym towarzystwie (Gosia, Karolina - Ethnopassion oraz Tomasz - Zabawka w Podróży) graliśmy w Dobble i spożywaliśmy dalej.


Tegoroczne Grateful Deaf to kolejne wspólne dzieło Jopena i Grateful Deaf Brewing. Ten drugi to browar z Portland, którego właścicielami i pracownikami są osoby głuche. Taki amerykański Spółdzielczy. Ta edycja piwa to dość mocne IPA nachmielone Zythosem, Cascade i Sorachi Ace. Etykieta to osobne dzieło sztuki, taki wzór można wytatuować sobie gdzieś (oczywiście jak się jest brzydkim, ładni nie muszą), albo powiesić jako grafikę na ścianie. No niespecjalnie smakowało mi to piwo, a zawdzięcza to oczywiście okropnemu Sorachi. Kokos dobrze pasuje do drażetek kokosowych, albo ferrero, a nie do piwa, które przez to jest mdłe. Do tego doszedł karmel i pikantność (alkohol?), które przykryły cytrusy. Co z tego, że ładnie pachnie, skoro picie nie sprawiało mi większej przyjemności? 4/10.


Na koniec zostawiliśmy potencjalny sztos, który oczywiście nie miał prawa zawieść oczekiwań. Mort Subite Oude Kriek Lambic, czyli niedosładzany wiśniowy dzikus wprost z serca Belgii. Cóż można rzec? Piwo jest potężnie wiśniowe, kwaśne, dzikie jak spocone siodło spod kowboja. Smak pestek, wytrawność, stajenka... Wszystko czego bym oczekiwał po tym piwie zamknięte w jednej, nie najdroższej butelce. 7,5/10.

Widok ze szczytu na północny-wschód - poranek.

Poranek był przepiękny i słoneczny choć mroźny, o czym przekonałem się oddając mocz. Czynność ta sprawia potrójną przyjemność, gdy przed oczami znajduje się powyższy widok.


Niedziela miała upłynąć pod znakiem zejścia do Rabki i wizyty w Limanowej. Aby nie iść tą samą trasą zdecydowałem się na zejście Percią Borkowskiego. Z perspektywy czasu nie poszedłbym tam z dzieckiem. Ona jeszcze nie wie, co to strach, ale momenty na skałach i trudne przejścia powodowały u mnie skurcz żołądka. Nie o mnie, ale o nią. Lila jednak świetnie sobie radziła, za co została nawet nagrodzona potężnymi brawami od młodych strażaków, których mijaliśmy na szlaku. Ten jest pełen kamieni, osypisk, osuwisk, kamienisk i bardzo stromy. Generalnie bardzo ciekawy!


Uff! Tak skończył się intensywny dzień w górach, szczególnie wymagający dla Małego Dziubka. Oby tak dalej, a będzie mieć małą złotą odznakę GOT, zanim jeszcze pójdzie do szkoły... Polecam Luboń Wielki i polecam Beskid Wyspowy, malownicze i niezbyt popularne to rejony.

Na koniec kilka zdjęć.








Zobacz także

7 komentarze

  1. widzę z tymi językami to rodzinne? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak z innej beczki znasz jakieś ciekawe piwa dostępne w szerszej sprzedaży w rejonie Bielefeld?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na to pytanie najprędzej odpowie Kuba (thebeervault), bo bywa na saksach. Ja proponuję ratebeer, a sam niestety nie wiem.

      Usuń
  3. "Etykieta to osobne dzieło sztuki, taki wzór można wytatuować sobie gdzieś (oczywiście jak się jest brzydkim, ładni nie muszą)"

    10/10

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne miejsce, piękne widoki, piękna opowieść, piękny wieczór, piękny czas <3

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy