Kingpin w Białej Małpie

11:16

Niewiele browarów jest w stanie sprawić, że praktycznie zaraz po robocie wsiadam w autobus i jadę do Katowic. Nie żebym miał daleko, to raptem 30 minut autobusem. Trzy kolejne spędzone na hulajnodze i jestem w Białej Małpie. Zwyczajnie w sklepach dostępnych jest tak wiele świetnych piw, że trudno mi ruszyć odwłok mając z tyłu głowy obowiązki, dzieci czy bardziej konstruktywne sposoby spędzania wolnego czasu niż spożywanie alkoholu. Zwyczajnie starość. Dla Kingpina jednak byłem w stanie przesunąć wizytę na wyczekanej od dawna Diunie z premierowego piątkowego wieczoru na sobotni poranek. Trochę dlatego, że uważam Marka Kamińskiego za jedną z najciekawszych postaci naszego kraftu, a trochę dlatego, że piwa, które przywiózł ze sobą, powstały w na tyle niewielkich ilościach, że nie znajdą się w butelkach. Mówię o Melancholii i Melodramie, kolejnych - po Pantomimie i Mascaradzie - dzikich piwach leżakowanych w beczkach. Mascaradę uważam zresztą za jedno z najlepszych, jeśli nie najlepsze piwo tego roku.


Po przybyciu do Białej Małpy byłem w szoku. Już dawno nie widziałem takich tłumów. Ogromna liczba ludzi przelewała się między ogródkiem, pięterkiem, Białą Małpą Mexico i barem. Dobrze, że stała od pewnego czasu, doświadczona ekipa jest już bardzo ogarnięta i kupowanie piwa odbywa się sprawnie. 


Na początek wybrałem nowość. Mantra z Kingpina to new england IPA (7% alko z rigczem), bardzo ładnie pachnące, dość pełne, nie za słodkie, rześkie i pijalne. Profil jest głównie tropikalny i cytrusowy, a wszelkie słodkie nuty szybko chowają się za dość uwypukloną goryczką i ogólnie zmierzającym w wytrawną stronę charakterem. Birgiczek będzie niepocieszony, ja wręcz przeciwnie. Bardzo miłe piwo! Moja ocena: 4.0/5. Potem zaczęła się część "oficjalna" i zostały podpięte piwa, na które w Małpie się pojawiłem.


Oba piwa są bardzo mocno dzikie i kwaśne. Pierwsze to Melancholia - to saison leżakowany w beczce po sherry. To piwo jest genialne! Bardzo bogate, złożone, kompleksowe i przy tym tak pijalne. Już w zapachu okazuje się, że dzikość gra pierwsze skrzypce, derka jest bardzo intensywna, ale też szybko wychodzą na wierzch kolejne warstwy tego piwa - pojawia się wyraźna winna beczkowość, drewno, akcenty pestkowe, wiśniowe, by na końcu ustąpić klasycznej saisonowej moreli. Kwaśność utrzymana jest na wodzy i gra z wytrawnością i beczkowością. Cudo! Nie dziwię się głosom mówiącym, że to było najlepsze piwo WFP. Moja ocena: 4.6/5. Przy tym piwie blednie niestety Melodrama, choć dramatem rzecz jasna nie jest. To leżakowane w beczce po sherry wild ale jest po prostu znacznie mniej zbalansowane. Jest odczuwalnie bardziej dzikie, zdecydowanie kwaśniejsze i bardziej wytrawne, a przez to też sprawia wrażenie nieco wodnistego. W tle majaczy octowość, ale nie przeszkadza mi. Moja ocena: 3.7/5. Oba piwa zdecydowanie nadają się do spokojnego i kontemplacyjnego picia w domu, a nie do chlania w miłym towarzystwie. Mimo to szczerze polecam polować na nie!

Oczywiście przyszedł też czas na kolejnego Kingpina - Amulet. To IPA z dodatkiem Citry i eksperymentalnego chmielu X13459 (producentem jest Hopsteiner z Yakimy). To piwo już bardziej nastawione jest na delikatne osoby, którym może przeszkadzać gorycz, jest tu sprowadzona do minimum, a faktura piwa jest gładka i kojarząca się słodko. W profilu grają cytrusy, nietypowe tropiki, nuta kokosa, zielonej cebulki. Piwo jest fajne i tylko tyle. To dla odmiany nadaje się w sam raz do picia w knajpie. W niczym nie przeszkadza. Moja ocena: 3,5/5.


Markowi Kamińskiemu największą frajdę sprawiają właśnie takie piwa jak saisony i dzikusy. Najbardziej kręci go temat leżakowania piw w różnych beczkach, szczególnie mariaże światów piw i win. Z uwagi na skalę to tylko zabawa, ale odczułem, że chętnie zainwestowałby w to więcej swojego czasu, gdyby nie było to tak czasochłonne i kosztowne. Zarówno Melancholia, jak i Melodrama, leżakowały w beczkach 2 lata. Kolejne saisony już dochodzą w beczkach i mają być nieco lżejsze alkoholowo. Ja się jaram!


Potem impreza zrobiła się już grubsza, a ja na szczęście miałem na tyle godności, by udać się na ostatni autobus. W międzyczasie wjechała Delegacja Zagraniczna #2 z Zakładowego, bardzo fajny barlewine, którego nie zepsuł syrop klonowy, a delikatna beczka nadała głębi. 4.0/5. Grzesiu wyciągnął pamiątkę z Gruzji - Khinkalien z browaru Megobrebi. To najbardziej słone gose (i w ogóle piwo), jakie piłem. Pewnie to zasługa dodatku w postaci chinkali - tradycyjnych gruzińskich kołdunów z bulionem. Bardzo dziwne, nieco mięsne piwo, ale też smaczne w swej dziwności. 3.8/5. Na (mój) koniec Ania wyciągnęła z przepastnych piwnic Białej Małpy dawne kingpinowe sztosy - ja spróbowałem Headbangera leżakowanego w beczce po francuskim białym winie Juracon, z jakąś archeologiczną datą przydatności do spożycia. 


Kingpin po raz kolejny pokazał, że jest jednym z najciekawszych polskich browarów. Nowe IPA i beczkowe leżaki to dobre i świetne piwa. Bez zbędnego hajpu. Polecam! No a cały wieczór okazał się bardziej niż udany. Przedłużyłem go sobie przesypiając przystanek. Na szczęście wysiadłem tylko o dwa za daleko i na szczęście nie znalazłem dostępnej hulajnogi, bo bym pewnie próbował na niej wracać. Fajnie było zobaczyć Wasze mordy i twarze! 

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy