Weekend w Warszawie

10:45

Przedświąteczny weekend postanowiliśmy spędzić w stolicy u najlepszej Karoliny na świecie. Głównie po to, aby Najmłodsza przejechała się po raz pierwszy pociągiem. W gratisie dostała jeszcze kolejkę podmiejską, tramwaj i metro. Podróżowanie bydgoskim Dartem to prawdziwa przyjemność. Jeśli za pomocą jakiejś aplikacji będzie można zamówić kraft z Warsa, to już będzie wszystko. Oczywiście Warszawa to nie tylko odwiedzone Centrum Nauki Kopernik i Muzeum Powstania Warszawskiego. Uciążliwy mróz postanowiliśmy pokonać nie udziałem w manifestacjach, przemieszczających się z lewa na prawo i z prawa na lewo, ale w zlokalizowanych w śródmieściu knajpach.


Krótki dzień i dziecko przy boku sprawiły, że udało nam się odwiedzić tylko cztery lokale - Artezan, Hoppiness, Same Krafty i Beerokrację. Spotkaliśmy za to prawdziwego celebrytę!

Po obiedzie w barze mlecznym tuż obok Złotych Tarasów poprowadziłem wycieczkę do jednej z najbliższych knajp, w której w dodatku jeszcze nie byłem. Artezan swój lokal otworzył ledwie trzy miesiące temu, a ja ostatnią wycieczkę do stolicy urządziłem sobie w czerwcu. Mały lokal znajduje się pomiędzy biurowcami i w pobliżu filharmonii, rzut beretem od stacji metra. Kwadratowe wnętrze, za sprawą drewnianych elementów, oświetlenia i zielonych akcentów, jest bardzo przytulne i ciepłe. Bardzo spodobały mi się wiszące na ścianach zdjęcia, będące swoistą historią naszego kraftu. No i ten jeż!


Pub Artezan oferuje osiem kranów, a w dzień naszego przyjazdu odbywało się tam kranoprzejęcie norweskiego Lerviga. Piwo z kraju wikingów miało być nalewane z czterech kranów, a na pozostałych były piwa Artezana - w momencie mojego wejścia same klasyki w dobrych cenach (Pacific, Czarna Wołga, Białe IPA, Fafik i Regulator). Zdecydowaliśmy się na Lerviga, a Karolina, która doszła nieco później, wybrała świetną Czarną Wołgę. Ja koniecznie chciałem spróbować imperialnego stoutu Sippin into darkness, ale napiszę o nim w noworocznym przeglądzie RISów. Gosi wybrałem doskonałe Passion Tang. Idealnie klarowne piwo zachwyciło mnie zapachem słodziutkim marakui i landrynek i zaszokowało intensywnym kwasem i ostrym w smaku. Goryczka była lekko zaznaczona. Mega pijalne piwo. 7/10. Artezan - craft beer pub to może mały, ale uroczy lokal. Można do niego skoczyć nawet czekając na kolejny pociąg. Polecam! Można tu także spotkać celebrytów - my spotkaliśmy Jacera, który wzmacniał się przed premierą swojego piwa, na której widzieliśmy się zresztą niedługo potem.


Rzut beretem stamtąd i jeszcze bliżej dworca znajduje się jeszcze mniejszy lokal - Hoppiness. O ile latem rozsiąść się można w imponującym ogródku, to zimą pozostaje ciasne, ale ładnie urządzone i dzięki temu przytulne wnętrze. Dwanaście kranów z piwem zapewnia solidny wybór, szczególnie, że zwykle dominuje na nich podkrakowska Pracownia Piwa. Dodatkowo można bardzo smacznie i dość różnorodnie zjeść, co potwierdziła Karolina swoją quesadillą. Mniam. Wypiła do tego przeokrutnie słodkiego krieka Lindemansa. Tak to jest, jak się nie przepada za gorzkimi piwami. Ja oczywiście sprawdziłem premierową D-Tonację z Nepomucena oraz leciutkie black IPA Hole także od Jacera. Mocno iglakowe i czekoladowe piwo byłoby znacznie lepsze, gdyby nie obecne od początku masełko. Podbijało to co prawda odczucie pełni, ale nie smakowało jakoś szczególnie. 5/10. Niemniej jednak sam lokal to top 7 warszawskich lokali z kraftem. 


Same Krafty wraz z Samymi kraftami Vis-a-vis są jedynym lokalem z piwem rzemieślniczym na Starym Mieście. Lokalizacja tuż obok rynku jest bardzo dobra, ale same lokale choć są dwa, to w sumie i tak mniejsze od każdego katowickiego multitapu. Same krafty mają surowy wystrój, który niewielu - w tym mnie - pasuje, ale ma poważny problem - za każdym razem, gdy otwierają się drzwi, do środka wpada okrutny chłód. Kilka stolików i drugie mikro pomieszczenie z barem i kilkoma hokerami, to bardzo mało, ale akurat zwolnił się stolik. Drugi problemem okazał się wybór piw. Na siedmiu kranach były piwa lekkie, na dwóch IPA, a tylko na jednym coś mocniejszego. Tak nie może być, gdy na zewnątrz jest -8°C. Aż się prosi o coś gęstego i rozgrzewającego. Wisząca obok baru poczekalnia, na której widać piwa w kolejce do podpięcia, także nie wróżyła zmian w tym aspekcie. Skoro już marudzę, to wspomnę jeszcze, że choć Same Krafty serwują bardzo dobrą pizzę, to herbaty nie można zamówić. Jest to o tyle dziwne, że piętro wyżej znajduje się herbaciarnia Same Fusy. Mogłem sobie iść na górą sam i przynieść herbatę, ale aby to zrobić trzeba wyjść na zewnątrz i wejść drzwiami obok, bo wewnętrzne przejście było zablokowane. Marudzę i marudzę choć bardzo lubię to miejsce, podoba mi się i chętnie tam będę wracał. To także top 7 w Warszawie. Wypity Hurk Hogan z Hopium rozgrzał mnie i smakował. jego wielkim plusem jest to, że zostawia wytrawny posmak i dużą gorycz, a oczekiwana po owocowym zapachu słodycz jest stonowana. 6,5/10


Ostatnim lokalem była Beerokracja. Koło w pół do piątej w sobotę dopiero się otwierała, a w środku odbywało się wielkie sprzątanie po piątku i przygotowanie do koncertu. Ten bardzo duży pub zlokalizowany pod budynkiem Cepelii nie robi jednak najlepszego wrażenia. Przestrzeń wydaje się chaotyczna, niezaplanowana i mało ciekawa, choć widać, że pomysł na wystrój był - zdjęcia genialnych rockowych muzyków to bardzo miły szczegół. Lokal może się sprawdzać na koncerty, bo na piwne posiedzenie jednak by mi nie odpowiadał. Na kranach było kilka zupełnie nie znanych mi rzeczy, ale nie czas był na eksperymenty, choć nie obyło się bez ryzyka. Wzięliśmy Wrzeciono, czyli ESB od Browaru Karuzela. To bardzo stylowe i przez to mało ciekawe piwo. Mięciutka ciasteczkowość i skórka chlebowa kończą się lekką ziemistą goryczką. Anglicy byliby zachwyceni tą interpretacją. Dla mnie tylko 6/10. Drugie piwo to india black ale - Snoop Hoppy Dog z Hopium. Przyjemnie czekoladowy i fajnie goryczkowy. Las, iglaki i żywica. Miłe zaskoczenie. 7/10. W Beerokracji byłem po raz trzeci i najprawdopodobniej ostatni. Nie mój klimat.

Zobacz także

1 komentarze

  1. Weekend w Warszawie był marzeniem małego Dzióbka, więc odwiedzenie "przy okazji" 4 lokali i pogodzenie tego z dziecięcym zwiedzaniem, to świetny wynik ;)
    Ps. Passion Tang znalazłam i poprosiłam sama :* i się nie zawiodłam, do tej pory wspominam Nasze wybory w Artezanie, było zdecydowanie NAJLEPIEJ CRAFTowo :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy