Chmielowe Podcienia

08:00

Bielsko-Biała może się pochwalić jednym z najciekawszych rynków w województwie śląskim. Zabytkowa zabudowa datowana jest tu na XVII-XVIII wiek, ale rynek w tym kształcie istnieje już od wieku XII. Dzisiejszy wysoko położony rynek stanowi bardzo urokliwą przeciwwagę dla mającego większe znaczenie Placu Chrobrego. Kiedy skończymy się już zachwycać barokowo-klasycystyczną architekturą, neorenesansowymi niuansami czy noebarokowo-modernistycznym wykończeniem elewacji, możemy przyjrzeć się charakterystycznym dla rynku podcieniom, a w szczególności tym chmielowym.


Chmielowe Podcienia to bielski multitap serwujący piwa rzemieślnicze. Moje ostatnie włóczenie się po Bielsku nie mogło ominąć tej, wtedy jeszcze obcej mi knajpki. Jak było?


Wchodząc do środka zostałem przytłoczony liczbą stojących dokoła baru butelek. Niektóre piwa są już historyczne, ale robi to przyjemne wrażenie. Pomieszczenie z kontuarem jest delikatnie rozświetlone, ściany i sufit zielone, a podłoga rywalizuje z pokrytą drewnem ścianą o to, które z nich bardziej przypominają typowo czeską gospodę. 


Drugie pomieszczenie wygląda znacznie przyjemniej i przytulniej, ale tam tylko zajrzałem. W tym pierwszym miałem wrażenie bycia w ruchliwym przedziale pociągu, gdzie nie domyka się okno, a drzwi wciąż rozsuwają nowe osoby czyhające na moje miejsce. No ale taki urok lokalu, którego zewnętrzne stoliki schowane są właśnie w podcieniach, a ludzie kursują między świeżym powietrzem a toaletą.


Za barem znajduje się dziesięć kranów oraz jedna pompa, a także - jak wspomniałem - sporo butelek. Jest w czym wybierać. Zazdroszczę Bielszczanom, którzy w zasięgu kilku minut mają trzy rasowe multitapy (a może i więcej, jeśli o czymś nie wiem). Jest prawie tak dobrze, jak w centrum Katowic.


Na pewno warto zwrócić uwagę na jedzenie, choć akurat my jedliśmy w Środku i akurat w ten świąteczny dzień kuchnia nie wyrabiała z zamówieniami. Moją uwagę przykuły różne marynowane sery, grzybki, owijacze, patrzyłem i się śliniłem, choć byłem pojedzony.


Wypiliśmy tam dwa piwa z Browaru Pinta, ale i jednym, i drugim się rozczarowałem. Szczególnie kooperacyjny polsko-estoński ALL RYED!, który był wychwalany w internetach, zaskoczył mnie swoją nijakością. Nic ciekawego się w tym dosyć gęstym piwie nie działo. Brakowało mu przede wszystkim spodziewanej rześkości. 5/10. American Barleywine zaskoczył głównie aldehydem octowym, który objawił się wspaniałym aromatem zielonego jabłuszka, zupełnie nie pasującym do ciężkiego piwa, ale też skąpą Ameryką. Plusem piwa jest lepkość i gęstość, a minusem doskwierająca nawet mi alkoholowość. 5/10. Oba piwa pokazują, że Pinta nawet, gdy jest w wysokiej formie, to zdarzają się jej słabsze pozycje.

Tak czy siak lokal stoi po właściwej stronie kraftowej mocy, chętnie się tam kiedyś wybiorę i polecam zrobić to każdemu, kto tam jeszcze nie był.

Zobacz także

2 komentarze

  1. Fajne miejsce, z zajebistymi przekąskami. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze kilka ( kilkanaście?!) lat temu na bielskim rynku to tylko meneli czających się w bramach można było znaleźć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja niestety nie pamiętam rynku sprzed kilkunastu lat, ale pięć lat temu był już Murphys, lane piwa czeskie i sklep z piwem krafotwym (który upadł, bo 90% kupujących przychodziło po jednego Harnasia).

      Usuń

Obserwatorzy