Haandbryggeriet - norweska niespodzianka

09:00

Raz na jakiś czas rodowita jaworznianka Kinga wraca w swe rodzinne strony i raz na jakiś czas przywozi jakieś norweskie smakołyki. Końcem lipca też wróciła, ale niespodziankę zrobiła mi dopiero Ania - jej siostra, gdy już właściwie o tym zapomniałem. Byłem przekonany, że tym razem nie udało się kupić nic ciekawego, ale na szczęście bardzo się myliłem. Oto kolejne dwa piwa z browaru Haandbryggeriet, które zostały spożyte w pięknych okolicznościach przyrody sosnowieckiego pojezierza. 


Tego dnia, podobnie jak od wielu dni, z nieba lał się żar. Spływające z nieba roztopione złoto sprawiało, że czułem się niczym Khal Drogo. Gdzieś nad pobliskimi Katowicami przechodziły chmury burzowe i nawet przez chwilę miałem obawę, że plenerowa degustacja nie dojdzie do skutku. Perun okazał się jednak łaskawy i gorsze warunki pogodowe zesłał jedynie na ludzi po drugiej stronie Brynicy. Nie płakałem, z radością skonstatowałem, że to idealne warunki na degustację piwa w stylu saison. Co prawda nie brałem udziału w żniwach, nie łuskałem bobu, ani nie nabijałem liści tytoniu na drut przed suszeniem (to tylko to, czego doświadczyłem w moim szczęśliwym dzieciństwie), ale siedzenie w biurze wydaje mi się dużo bardziej wykańczające (to moja - nieskażona klimatyzacją - perspektywa) i w moim mniemaniu zasługiwałem na piwo w równym stopniu co waloński rolnik po sianokosach.


Premium India Saison to nieklasyczny saison, bardziej wypasiona wersja równie nieklasycznego India Sasiona (6% vs. 4,5% alkohol). Piwo od samego początku sprawia rewelacyjne wrażenie. Barwa - jak widać - to piękny, głęboki pomarańczowy. Zapach zaciekawia lekką nutą drożdży i znacznie mocniejszą estrów (owoce), jest pomarańczowo i grejpfrutowo - zapewne od chmielu, któremu ten saison zawdzięcza przedrostek -india. Zaciekawia, zastanawia i kusi... W smaku jest na zmianę owocowo (głównie brzoskwiniowo) i wytrawnie (lekko gryzące nuty przyprawowe), a w posmaku wystarczająco gorzko, aby nie pozostawiało niedosytu w tej kwestii. Bardzo dobre połączenie dwóch stylów i świetnie zbalansowane, rewelacyjne piwo o nietypowym i niebanalnym smaku.


Całkowicie stylowym piwem, ale nie znaczy to że nudnym, jest Humle Kanon, czyli jak można się domyślić z obrazowej - narysowanej prostą, paintową kreską - etykiety Chmielowa Armata. Norweski american india pale ale raduje pięknie pomarańczową, opalizującą barwą i całkiem pokaźną pianą. Prawdziwą salwą z działa jest aromat - gdy ogniomistrz rzuca komendę "Pal!", do nosa docierają piękne aromaty marakui i mango (Kacper kup sobie dobre mango i powąchaj, dobre mango pachnie świetnie!). Jest to bardzo intensywny zapach. Browar przekonuje, że Humle Kanon ma 150 IBU, ale tak duża gorycz nie jest tu wyczuwalna, o ile w ogóle może być. Na pewno jest bardzo gorzko, ale jednocześnie słodowa pełnia o owocowym charakterze doskonale to kontruje. To na pewno jedno z moich lepszych piw w tym stylu. Rewelacja!!

Oba piwa okazały się być strzałami w dziesiątkę. Zaczynam mieć wątpliwości, czy temu browarowi zdarzają się wpadki. Bardzo mile mnie zaskakuje nawet w stylach, z których wycisnąć coś ciekawego to sztuka. 

A o innych norweskich piwnych podróżach przeczytasz czytelniku tu.

Zobacz także

2 komentarze

Obserwatorzy