Sto mostów przeniosło się do Katowic

19:10

…konkretnie na ul. Francuską, do Browariatu – na jeden dzień. Arletta i Grzegorz Ziemian, pomysłodawcy i właściciele wrocławskiego Browaru 100 Mostów, od początku współpracującego z niemieckim BrauKonem, a więc siłą rzeczy i z właścicielami Browariatu, zorganizowali pierwsze w historii Katowic kranoprzejęcie, na którym oczywiście pojawili się osobiście. Kranoprzejęcie to dziwna konstrukcja słowna, która wzięła się ze zgrabnego tłumaczenia angielskiego tap takeover, tak abyśmy mówili po polsku w naszym własnym kraju. Kranoprzejęcie miało miejsce w ostatni piątek, kiedy to o 20 Państwo Ziemian własnoręcznie nalali pierwsze piwa do szkieł.



Kogo tu nie było? Był prezes śląskiego oddziału PSPD, był przedstawiciele wrocławskich inicjatyw – Kontynuacji, która niedługo otwiera się w Katowicach, oraz Beer Geek Madness, właściciele Browariatu, przedstawiciele najbardziej piwnego sklepu w województwie (z Mariackiej oczywiście), pył piwowar chorzowskiego Redenu, blogerzy (Kuba, Wojciech, Kacper i Karolina), fejsbooker (Damian) oraz wielu miłośników piwa. Do tej pory nie widziałem takiego tłumu w Browariacie.


Nie jest trudno przejąć wszystkie krany w Browariacie. Są jedynie cztery, ale nigdy nie narzekałem na brak nowych tematów do degustacji. Butelek jest bowiem zatrzęsienie i wciąż dochodzi coś nowego. 100 Mostów łatwo więc zapełniło wszystkie krany swoimi piwami z serii Salamander, w ramach której pojawiły się i będą pojawiać style piwa, które w skrócie można określić jako rewolucyjne. Były to: american pale ale, strong witbier, wheat porter oraz american india pale ale.


Na pierwszy strzał coś lekkiego i dobrego, a tego spodziewałem się po Salamander APA. Chwilę wcześniej w innej knajpie próbowałem uznawanego za rewelacyjne Space Sheep z Browaru Podgórz, ale Salamander zjada owcę z racicami. Fantastyczna jasnopomarańczowa, lekko opalizująca barwa, ładna pianka, niezła treściwość (nie ma nic gorszego niż wodniste piwo) oraz intensywny aromat i smak słodkich owoców egotycznych, a także cytrusów. Piwo jest odpowiednio goryczkowe – to znaczy gorycz jest wyraźna, ale uzupełniona dobrym ciałem. Na taką APĘ chętnie kładę łapę!


Drugim był Salamander Wheat Porter, czyli pszeniczna wariacja na temat angielskiego porteru. Ma 13° blg oraz tylko 4,8 alkoholu. Piwo ma kolor coca-coli ale sprawia wrażenie bardziej gęstego i nieprzejrzystego. Unosi się z niego mocny aromat świeżo zaparzonej kawy i lekki karmel. Ma mocno słodową bazę. Piwo jest raczej lekkie w odbiorze, ma niewielką goryczkę, całkiem sporą i ciekawą kwaskowość kojarzącą się z mocną kawą. Jest też całkiem gładkie, ale nie wiem na ile to jest efekt zastosowania słodu pszenicznego, a na ile moje wyobrażenie. Pszenicznych naleciałości nie dostrzegłem. Ot lekkie i fajne piwo. Pojechanym miłośnikom kraftu nic nie urwie. Normalsom powinno smakować.


Na koniec zostawiłem sobie Salamander AIPA. Raz już piłem, a wtedy bardzo mi smakowało, więc czemu nie powtórzyć skoro jest okazja. To całkiem solidne american india pale ale, ma 16° plato i 6,8% alkoholu. Tak samo, jak za pierwszym razem, pachniał rewelacyjnie mango i mandarynką. Piwo jest gęste, solidnie podbudowane i jednocześnie goryczkowe. Bardzo smaczne! Piwo wypiłem w zakupionym uprzednio firmowym shakerze, który został przywieziony na moją prośbę. Serdeczne dzięki, szczególnie że to specyficzny rodzaj grubego i ciężkiego szkła do piwa, który może służyć do rozbrajania radzieckich czołgów, rozpędzania nielegalnych zgromadzeń, czy polowania na dinozaury.

Co do Salamander Strong Witbier to wystarczyło mi powąchać i zrobić kilka łyków, by przypomnieć sobie dlaczego stronię od witbierów. Słodko-zamulasty (niektóre takie nie są, bo nawet właściwie nie powinny), z mocnym aromatem skórki pomarańczowej i kolendry i analogicznym smakiem. No nie ze mną te numery. Po szybkiej degustacji nie skusiłem się na całe.

Uważam, że kranoprzejęcie to najlepsza promocyjna impreza, jaką może sobie wymyślić początkujący browar. Mam na myśli oczywiście taki, który dysponuje dostateczną ilością piw pozwalającą zapełnić większość lub wszystkie krany w lokalu. Można od razu zapoznać się z całą przygotowaną ofertą i to bez konieczności często odległej podróży. A przy okazji zamienić słów kilka z decydentami. Strzelam, że wraz z dalszym rozwojem sceny rzemieślniczej, do kranoprzejęć będzie dochodziło znacznie częściej. Tego sobie i wszystkim życzę.

Zobacz także

4 komentarze

  1. A "normals" to coś złego? Bo nie wiem czy mnie obrażasz, mi bardzo ten stout, znaczy wheat porter podpasował :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie Patryku, to nic złego. To takie określenie z obszaru psychologii społecznej oznaczające osobę normalną. W żadnym razie nie ma na celu obrażanie nikogo. Chodzi o osobę nie będącą piwnym świrem :v

      Usuń
  2. Bardzo zachęcający wpisz: )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo zachęcający - wpisałem;)
      A serio to dzięki!

      Usuń

Obserwatorzy