I po świętach...

11:54

Koniec Świąt okazał się być doskonałą okazją dla zimy, aby przypomniała nam, jak powinna wyglądać ta pora roku. Zachmurzyło się, sypnęło śniegiem, zmroziło szyby w samochodach i krew w żyłach. Gdy dookoła biało, a na dodatek przez cały Nowy Rok świeci słońce, pojawiają się pomysły o "wyprawie" w góry. Tak oto narodził się pomysł, aby wyskoczyć w Gorce, przenocować na Starych Wierchach i zejść do Nowego Targu przez Turbacz. Wyprawa to oczywiście słowo nieco na wyrost, ale dobrze oddaje sens dwudniowego wypadu z noclegiem w schronisku, do którego trzeba na swoich własnych plecach (nie tak jak cieniasy w Himalajach) dotaszczyć ręcznik, termos, książkę, grę planszową praz oczywiście "skromne" ilości piwa rzemieślniczego, a wszystko to w padającym śniegu, na śliskim podejściu, w czasie zawiei i zamieci. Tak było w drugi dzień. Naprawdę warunki głęboko zimowe. Zachwycające. A jakie piwa zabrałem w góry? Ano między innymi takie.



Zima w górach ma to do siebie, że nawet proste i niewymagające podejścia zmienia w męczące, powodujące wystąpienie piwnych potów, zmuszające do sapania i zwiększające pobożność. O Boże! O Jezu! O Matko Boska! Pierwszego dnia w czasie niezbyt wymagającego podejścia z Nowego Targu na Stare Wierchy, do schroniska PTTK, trud umilał nam wspaniały widok na Tatry. Przejrzystość powietrza i widoczność zadziwiły nas, bo nic tego nie zapowiadało. Nawet arcy-fatalny żul-doppelbock (Felsator Doppelbock) nie popsuł nam humoru. Szlak był zaśnieżony, ale rozchodzony, miejscami było ślisko, ale bez żadnych hardcore'owych akcji. 


Gorce to takie fajne pasmo Beskidów, ciągnące się od Rabki (tu graniczy z Beskidem Wyspowym), aż do (z grubsza) Krościenka nad Dunajcem (gdzie zaczynają się Beskid Sądecki oraz Pieniny). Najwyższym szczytem tego pasma jest Turbacz (1310 m. n.p.m.), poniżej którego znajduje się ogromne schronisko. Idąc granią Gorców, Głównym Szlakiem Beskidzkim, można praktycznie cały czas podziwiać wspaniałą panoramę Tatr i Pienin. To w ładną pogodę. My w drugi dzień mieliśmy trochę mniej szczęścia do widoków, ale za to mieliśmy zimę co się zowie. Są też Schroniska na Maciejowej i Starych Wierchach i baz namiotowa (w okresie okołoletnim) na Lubaniu. Można sobie więc przejść Gorce w dwa dni bez konieczności schodzenia z gór.

Widoczne w tle góry, to jedyne Tatry do przyjęcia;)

Do schroniska na Starych Wierchach dotarliśmy szybciej niż to było planowane, więc szybciej też mogliśmy oddać się rozgrywce w bardzo wciągające Carcassone, remika (dzięki atmosferze ogólnej beki, polewu, ubawu i podśmiechujek nie grało się nawet nudno) i oczywiście degustacji już tamtorocznych (2014) edycji Saint No More od Ale Browaru.


Na pierwszy rzut poszedł Saint No More Single Hop Simcoe, czyli powtórka z zeszłorocznego, moim zdaniem udanego piwa. Jak sama nazwa zwiastuje piwo jest przyprawione jednym tylko chmielem, co zaowocowało aromatami bardzo owocowymi. Jest więc grejpfrutowo, jest mangowo, jest brzoskwiniowo. Pachnie to naprawdę ładnie i zapowiada chmielowy kop. Nie jest to jednak petarda na miarę Chucka Norrisa, a znacznie bardziej przystępny cios w nos. Chmielowość jest solidna i bardzo przyjemnie skontrowana wymienionymi owocami właśnie i lekką ziołowością. Piwo ma odpowiednią podbudowę słodową i wysycenie, które pozwalają się nim cieszyć i sprawiają że szybko znika ze szkła. Dobre.

Saint No More, to nowe Sejntnołmor, to Hoppy Dark Ale, po którym oczekiwałem, że będzie czymś znacznie ciekawszym. Także po części temu, że paluchy maczał w nim piwowar norweskiego Browaru Veholt. Nie zawiodłem się. Piwo zachwyca już od gęstej, zbitej piany. To przede wszystkim festiwal kawy, czekolady i orzechów w aromacie. Ten wspaniały zapach jest podbity mieszanką aromatów żywicznych i cytrusowych. Razem tworzą wspaniałą kompozycję. Piwo nie należy do bardzo lekkich w odbiorze i może właśnie dlatego piło mi się tak dobrze. Goryczka jest pozostająca, podobnie jak cały czekoladowo-kawowy smak piwa. Mnie takie podejście do tematu odpowiada, bo nie szukam w piwie jedynie orzeźwienia i nie muszę go wypić w 7 minut. Nieco przypomina mi dobrze podchmielonego stouta. Jest sycąco i dobrze z plusem.

Potem wypiłem jeszcze jedno piwo kraftowe, o którym będzie innym razem oraz jedno piwo niekraftowe, które absolutnie przekonało mnie, że z tej drogi nie ma odwrotu. Tego czegoś nie dało się pić niestety. Nawet z mandarynką w środku i skruszonym ciastkiem owsianym smakowało jak lekko słodowa woda. Na szczęście mandarynce nic się nie stało i ze smakiem zjadłem ją na koniec.

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy