Krakowskie starcie Tytanów

08:12

W ciągu trwających jeszcze wakacji miało miejsce otwarcie kilku bardzo ciekawych multitapów w Krakowie. W szranki stanęły najlepsze browary rzemieślnicze i do swoich firmowych lokali zaprosiła najpierw Pinta, a z okładem tydzień temu Pracownia Piwa. Co prawda na żadnym otwarciu nie byłem, ale do obu pofatygowałem się w krótkim czasie. Od czasu otwarcia Viva la Pinta byłem tam już zresztą trzy razy, co jak na jeden miesiąc jest jakimś niewiarygodnym dla mnie rezultatem. Szlajam się bowiem sporadycznie - czuję, że w moich żyłach płynie szkocka krew i jako Thomas McGebelus wolę pić taniej w zaciszu własnych czterech ścian. No ale kultura osobista i dobre maniery każą czasem wybrać się gdzieś z kurtuazyjną wizytą. W Tap House byłem dopiero raz, no ale bądźmy szczerzy - knajpa w momencie pisania tych słów działa od dziesięciu dni, a ja nie jestem z Krakowa. Niech ten wpis będzie okazją do zaprezentowanie kilku piw, które jeszcze się tu nie pojawiły.


Viva la Pinta
To oczywiście lokal firmowany przez Browar Pinta. Zlokalizowany jest doskonale na ul. Floriańskiej, dzięki czemu na fotografiach wspaniale komponuje się z Kościołem Mariackim i prawdopodobnie nigdy nie będzie narzekał na brak gości. Idąc od Bramy Floriańskiej, gdy usłyszymy już wielojęzyczny gwar dochodzący zawsze z rynku i do uszu dotrze stukot kopyt końskich i pędzących karoc, skręcamy w bramę, dochodzimy do końca korytarza i znajdujemy się w piwnym raju.

Niech Żyje Pinta dzieli się na trzy zasadnicze strefy. Zadaszone patio (przedzielone szklaną, nie zamykaną ścianą) wypełnione jest solidnymi stolikami z jednej strony, podłużną ławą na podwyższeniu oraz hipsterskimi niskimi ławami złożonymi z (jakże by inaczej) z europalet. Jest tam bardzo zielono, jest cień i wygląda to bardzo przyjemnie. Parasole firmowe i wszędobylskie logo nie pozwalają nam zapomnieć gdzie jesteśmy.


Super. Część barowa jest najmniejsza, bowiem oprócz samych czternastu kranów i lodówki jest tu tylko kilka stołów - jest ciemniej, mniej uroczo i bardziej barowo. Taki inglisz pub. Trzecia sala ozdobiona jest podświetlanym ogromnym logo Pinty, a na ścianach znajdują się grafiki odwołujące się do poszczególnych piw - bardzo przyjemny pomysł, ale mam wrażenie nasrania. Moje odczucie. Poza tym sofki i małe stoliki. Przytulnie.



Oczywiście najważniejsze jest wspomniane czternaście kranów, z których zawsze będą płynęły piwa Pinty. Bardzo fajnie, iż lokal nie ogranicza się do tego jednego browaru i można się napić piwa browarów konkurencyjnych/zaprzyjaźnionych. Doświadczyłem więc Artezana, Pracowni Piwa i Browaru Pogórz. Mucha nie siada. Dobre wrażenie robi obsługa - Daniel, mój kumpel doświadczył nawet małej dyskusji między barmankami o tym, które piwo jest lepsze i co więcej mógł to sam zweryfikować małymi próbkami.


A co tu piłem?

Happy Crack to kolaboracyjne połączenie Happy End (sahti z Browaru Pinta) oraz Cracka (american stout z Pracowni Piwa). Czego to piwo w sobie nie ma? "Pędy sosny, owoce i gałęzie jałowca, słody żytnie i wędzone, odrobina Amarillo w szyszce, fińskie drożdże piekarskie..." (cyt. za stroną Pinty). Czy takie połączenie, przy 19,1° plato, może skutkować czymś dobrym? Przy pierwszym kontakcie wydaje się być czerniutkie, a wrażenie to potęgowane jest przez brak piany. Sahti nie jest zbyt nagazowane, więc i czapa się nie tworzy. Dopiero podstawione pod źródło światła ukazuje brąz. Już zapach jest bardzo złożony - intensywna sosna, mocne banany, cios Goździkowej i - a może przede wszystkim - czekolada. W smaku arcygenialna, potężna pełnia, co idealnie zgrało się z niską temperaturą, w jakiej otrzymałem piwo. Sądzę, że cieplejsze mogłoby męczyć. Piwo jest przy tym gładziutkie, a smaki chmielu (sosenka? jałowiec? nie jestem dendrologiem, tylko dendrofilem amatorem), czekolady są wspaniałe. Przepiękny to dziwoląg, który mimo dużej gęstości i zupełnie niewyczuwalnej mocy alkoholu znika ze szklanki ekspresowo - przy kolejnej wizycie w Viva la Pinta sprawdziłem raz jeszcze. Pisze jak jest.

Artezan - Doktor Plama wygląda jak czarna dziura (grawitacyjny twór, nie piwo) ograniczona szklanymi ściankami. Już to jak ciecz pracuje w szklance spowodowałoby konsternację niejednego fizyka molekularnego. Doktor Plama jest niesamowicie oleisty. Mój nos jest chyba wyjątkowo wyczulony na laktozę, bo w moim odczuciu było jej sporo, podobnie jak świeżo zmielonej kawy. Uczta dla nozdrzy. Zapach jest prosty, ale powalający. Podobnie jak smak - bardzo przyjemna i intensywna kaw, tuż za nią akcenty mleczne. W posmaku ta spora ilość parzonej mocnej kawy powoduje to, co często powoduje kawa mocno zaparzona - delikatny kwasek. Kolejne świetne piwo wypite tego samego dnia. To po prostu bajka. Mam nadzieję, że Artezan będzie butelkowany w dużych ilościach, aby najbardziej na południe wysunięta dzielnica Warszawy (dla słabych z geografii podpowiem, że chodzi o Sosnowiec) miała dostęp do tak dobrego piwa.


Space Sheep z Browaru Podgórz jest kwintesencją stylu american pale ale, które potęgę amerykańskich chmieli wysyła w kosmos, dzięki czemu nie jest to piwo przegięte a doskonale pijalne. Spokojnie może startować w kosmicznym wyścigu z Pacific Pale Ale'em (Artezan) o palmę pierwszeństwa. Powalają w Owcy bardzo mocne owoce tropikalne w zapachu. Boskie mango, a po nim cytrusy. Smak także konkretny i perfekcyjnie zbalansowany. Goryczka jest na pierwszym planie, ale jest bardzo rześka i krótka - nie zalega i zmusza do czerpania kolejnych łyków. Pozostaje tylko pić! Trzecie piwo tamtej niedzieli i trzeci strzał w dziesiątkę.
Hadra z Pracowni Piwa jest siostrą bliźniaczką Huncwota, którego piłem na Birofiliach i wracam do niego na końcu tego tekstu. Kolejne amerykańskie india pale ale, przy czym nie jest to często spotykane malkontenctwo, ale radość z możliwości wyboru. Hadra zachwyca rześkim aromatem owoców egzotycznych, tropikalnych i cytrusowych. Gorycz jest zbalansowana, dzięki czemu owoce nie zasładzają paszczy, ale też nie jet zbyt gorzko. Piwo łączy w sobie lekkość apa z mocną goryczą. To piwo się po prostu pije, a picie go nie męczy, jak to bywa w przypadku mocnych piw jakimi są india pale ale. Pewnie uznałbym je za najciekawsze piwo w stylu od czasu Hoppy New Year (też Pracownia), gdyby nie kolejne, które wypiłem przy kolejnej wizycie w Viva la Pina....
...czyli Siostra Bożenka. To kolejne piwo z Browaru Podgórz, które bardzo pozytywnie zaskakuje. Ba. Ono miażdży system oparty na masowym produkowaniu ajp. American india pale ale pewnie się przejada wielu osobom. Co chwila pojawiają się utyskiwania, że tylko aipa i aipa. Bullshit! Ten styl jeszcze nie wyczerpał swego potencjału, czego przykładem jest Siostra Bożenka. Byłem nią zachwycony. Pełny smak, bardzo intensywne owoce cytrusowe w aromacie (pomarańcza, grejpfrut). Gorycz jest spora i znów nie przesadzona. Fanatycznym hop headom może się nie spodobać, ale taki zabieg pozwala walnąć kila Sióstr Bożenek i nie obrzydzić sobie ich. Najlepsza AIPA od stycznia!!



Tap House
Lokal znajduje się na ul. Św. Jana nieopodal Bramy Floriańskiej. Z zewnątrz raczej niepozorny i zdecydowanie brakuje mu (przynajmniej jeszcze) logo na zewnątrz, bo stojąc pod nim jeszcze się rozglądałem lekko zirytowany. Pełna nazwa - Tap House Pracownia Piwa i Przyjaciele wyjaśnia właściwie wszystko w kwestii obsady nalewaków, a tych jest aż dwadzieścia. Knajpa firmowa Pracowni Piwa to doskonały krok, gdy wciąż większa część produkcji ląduje w kegach, a jedynie niewielki ułamek w butelkach. Wchodząc tam mam pewność, że będę mógł się napić piwa właśnie z Pracowni. Na otwarciu było 20 różnych - cudnie, prawda? W momencie, w którym jak tam trafiłem nie było tak różowo, ale o tym później.



Tap House to dosyć spory lokal (a wciąż remontowana jest piwnica, ale zamknięta nawet dla sławnego Kuby, którego spotkałem w lokalu w sobotnie popołudnie. Pozdrawiam!) i także (póki co) składa się z trzech pomieszczeń. Pierwsze malutkie zaraz przy wejściu, drugie to podłużna sala z elegancką grafiką obrazująca historię piwa w ogóle i historię piwnej rewolucji w Polsce.


Po lewej stronie wysoka ława, po prawej stoliki. Na końcu lokalu znajduje się bar z przejrzystą tablicą z cenami, podobnymi ławostolikami i wielkim logo. No kuźwa te stoliki są ohydne... Nie umiem tego inaczej określić. Wyglądają jakby ktoś rozmontował meble ze szkoły podstawowej (w czasach gdy ja do niej chodziłem) i otrzymanych elementów złożył te ławy. Brzydkie, toporne i i przede wszystkim cholernie niewygodne. Tak bardzo mnie kłuły w oczy, że nawet bardzo fajnie ozdobione ściany nie umiały mi tego wynagrodzić. Oby to się zmieniło.


Jak wspomniałem powyżej, nie trafiłem do Tap House w odpowiednim momencie. Byłem ostro zajarany na piwa z Pracowni, a tu niespodzianka - Dzień AleBrowaru i wizyta Bartka Napieraja (w końcu go nie spotkałem niestety). Bardzo lubię piwa AB, ale one są na co dzień dostępne w butelkach, więc są słabą atrakcją w lokalu Pracowni. Aż 11 kranów było okupowanych przez kontyngent z Gościszewa, a PP była tylko na trzech. W dodatku wszystko piłem, poza Arborami za 16 zł, ale o tym już wspomniałem. Zdecydowałem się więc na Huncwota, którego piłem raz i koniecznie musiałem odświeżyć.


Huncwot - Pracownia Piwa to amerykańskie india pale ale. Bez wątpienia jedno z ciekawszych na rynku (pierwsza piątka). Ciekawszych to znaczy lepiej zbalansowanych i nieprzegiętych. Piękna bursztynowa barwa ze sporą brudzącą pianą to pierwsze co mogłem o piwie powiedzieć. Zapach owoców tropikalnych - pomarańczy, marakui, grejpfruta - jest cudnie i bardzo mocno! Jest nieco bardziej gorzki niż siostra Hadra, charakterny, ale znów nie jest poprzeginany. Zniknęła ekspresowo! Jest moc!


Viva la Pinta i Tap House to dwa nowe, ale nie najnowsze multitapy w Krakowie. Kilka dni temu miało miejsce otwarcie kolejnego - MultiQlti Tap Bar, a przecież są jeszcze Omerta, Strefa Piwa czy House of Beer. Kraków wreszcie staje się miejscem ciekawym turystycznie!

Zobacz także

12 komentarze

  1. W ostatnim akapicie miało być chyba Viva la Pinta, a nie Viva la Vita? ;) Druga rzecz, Kraków od zawsze był ciekawy turystycznie, teraz jest jeszcze bardziej ciekawy turystycznie, szczególnie z punktu widzenia piwosza ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację.
      Kraków jednak zawsze mnie męczył i przytłaczał niczym Zakopane. Tłumy do 3 zabytków i full ludzi wszędzie. Teraz to co innego....

      Usuń
  2. Też miałem bardzo pozytywne odczucia po wizycie w Pincie,tym bardziej,że wreszcie udało mi się spróbować upragnionych Dwóch Smoków tam..A panie barmanki rzeczywiście bardzo sympatyczne :)Co do Happy Crack to własnie się zastanawiałem,czy to,że tak szybko wtedy zniknął nie było w dużej mierze spowodowane okolicznościami jego spozycia,ale skoro zweryfikowałeś to drugi raz,to sprawa raczej jasna;)
    Aaa-jak będziesz się drugi tudzież trzeci raz do Tap House wybierał to daj znać,bo też bym chętnie odwiedził :>

    OdpowiedzUsuń
  3. O k***a jak tanio (perspektywa z Warszawy)

    OdpowiedzUsuń
  4. Najpierw pomyślałem, ze tanio ale teraz widze, ze w Taphouse leją 0,4. Czy u Pinty jest to samo?

    Właściwie to nie ma co narzekać, mozna popróbować wiecej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma co narzekać na ceny. Tak.
      Przyjemność przebywania jednak nikła.

      Usuń
  5. Nie ma to jak pogniecione plecy w Viva La Pinta :-D Pozdrawiają Anka i Krzysiek

    OdpowiedzUsuń
  6. No to czas wybrać się do Krakowa. Miałem już to w planach, na rynku pewnie będę to i któryś z wyżej wymienionych lokali postaram się odwiedzić. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja wsypię trochę dziegciu do beczki z napisem Viva La Pinta...

    Byliśmy w sobotę, pierwsze co nas uderzyło to wrażenie, ze to nie jest nowe miejsce. Jakieś odrapane kaloryfery, jakieś stare i trzeszczące deski podłogowe, ściany niedomalowane gdzieniegdzie, zadaszenie brudne. Wszystkiego dopełniał fatalny kibelek, raczej śmierdzący mimo wczesnej pory... Podwórze też raczej z tych mniej zadbanych.

    Co z tego, że obsługa wychodzi ze skóry by klient był zadowolony skoro od razu widać, ze lokal "firmowy" zrobiono po kosztach, korzystając ze starej infrastruktury. Ktoś wie jaki tam był wcześniej pub? Na kwitkach z potwierdzenia płatności widnieje "Pub Alter Ego"...

    Za to serdecznie polecam "MultiQulti" - zdecydowanie najlepiej wyglądający multitap na naszej sobotniej trasie. Trochę tam za dużo piw dla klientów z gatunku: "macie jakieś mało gorzkie?" ale na 20 kranach jest co wybrać.

    Najlepszy wybór piw za to, jak zwykle, w "Strefie piwa"... zawsze tam znajdujemy coś z gatunku "tego nie znam..."

    "House of beer" lekko nas pod tym względem rozczarował, szczególnie że piwnica nie została otwarta o 18:00 jak obiecywano a tam jest kolejny rządek nalewaków.

    Ominęliśmy "Tap House" z powodu braku mocy przerobowych. Cos trzeba było wykluczyć, padło więc na "szkolne ławeczki"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się zgadzam z Twoimi odczuciami odnośnie Pinty, ale większych wypasów bym nie oczekiwał (ja), bo mi na tym nie zależy. W MultiQlti byłem kilka min. przed otwarciem i rzeczywiście bardzo mi się podobał wypasiony wystrój, ilość kranów itp. HoB i SP to wiadomo. Jeszcze o Omercie nie wspomniałeś... Ona mi się bardzo podoba mimo trącącego myszką wystroju.

      Usuń

Obserwatorzy