Łódź i Młyn

08:00

Nieczęsto zdarza kooperacja polskiego browaru rzemieślniczego z tak uznanym w świecie piwowarstwa rzemieślniczego browarem, jakim jest De Molen. Ten mieszczący się w starym młynie holenderski browar przez dwanaście lat działalności wyrobił sobie markę przede wszystkim warząc potężne i degustacyjne piwa. Tamtejsze imperialne stouty można brać w ciemno, szczególnie że ceny zwykle zachęcają. Podejmujący współpracę z Holendrami Browar Piwoteka, trzecia odnoga działalności Marka Puty, także ma niemałe zasługi, tym razem w polskim krafcie. Wspólnie z AleBrowarem i Pintą uwarzyła pierwsze polskie kooperacyjne piwo - B-Day i co rusz zaskakuje piwoszy nietypowymi, by nie powiedzieć harcore'owymi, dodatkami do piwa (m.in. sól, glony, śledzie, chrzan, boczek). Co mogło powstać z takiego zamieszania?


Zapraszam na relację prosto z Piwoteki, w której 27. października odbyła się prapremiera imperialnego stoutu uwarzonego we kooperacji z De Molenem. Obecni byli na niej przyjaciele Piwoteki i bardzo mi miło, że i ja mogłem być w ty gronie.

Wspomnianym akapit wyżej efektem jest oczywiście russian imperial stout o potężnym ekstrakcie 29,7° blg i 13,8% zawartości alkoholu. To nie wszystko. Dodano do niego jarzębiny, która w założeniu ma dostarczyć cukry i wprowadzić cierpkość do piwa. Przyznacie mi rację, że informacja o takim piwie była trzęsieniem ziemi. Oto piwo, które występuje przede wszystkim pod polską nazwą Łódź i Młyn, ale też angielską Mill & Wherry i holenderską Molen & Boot.

Etykieta bez zgody ale - mam nadzieję - za aprobatą Piwoteki

Zapowiadała się gruba impreza w Łodzi, ale nie sądziłem, że będzie aż tak fajnie. Zależało nam na czasie i na porannej wizycie w jednym z łódzkich browarów (już wkrótce na blogu!), więc pojechaliśmy samochodem, a na pokład zabraliśmy Mariusza z Limanowej, piwowara browaru Browars, którego poznaliśmy kilka dni wcześniej na jego terenie. Bardzo fajnie jechało się w trójkę rozmawiając o piwie, browarach i dzieciach. Mieszkaliśmy w tym samym hostelu i na bifor poszliśmy razem do Chmielowych Podcieni (może będzie na blogu).


Kilka minut po 18:00 w Łodzi robiło się już ciemno, a w Piwotece pierwsi goście popijali już swojego jarzębinowego RISa. Był Łukasz z P(iw)olucji, TomaszKopyrazblogublogkopyracom, Docent, a z obcych mi ludzi zaprzyjaźnieni z Markiem piwowarzy, hurtownicy i stali bywalcy lokalu. Panowała bardzo przyjemna, niespieszna atmosfera sprzyjająca degustacji ciężkich holenderskich piw, choć my zaczęliśmy od lajtowych "łódzkich". Warto dodać, że krany wypełnione były piwami Piwoteki i De Molena jedynie. Ucho od Śledzia wydało mi się nieco mniej śledziowe, niż za pierwszym razem, ale lekka wędzonka, kawa i czekolada fajnie ze sobą grały, a i gładkość była elegancką. Brakło mi tylko tych słonawych niuansów. Zośka Straszybotka za to tym razem smakowała mi znacznie bardziej. Jej ogromnym plusem jest rześkość, wyraźne słone nuty sprawiające, że piwo jest gładkie i zaskakująco pełne, ale też zapach i smak dyni, która nie jest przykryta żadnymi przyprawami. 7/10. Kolejnym oczywiście musiał być bohater wieczoru, a Gosia zażyczyła sobie jeszcze Framboos & Framblij, który miał być owocowo-czekoladowym piwem. Ani jej, ani mi nie podszedł, wydawał się rozklekotany, roztrzepany, ni w gruszkę, ni w pietruszkę (nie dosłownie). Trochę w nim karmelu, trochę słodkich malin, dżem, brązowy cukier, a wszystko kończy się nieco tępą, ciut drewnianą goryczką. 5/10. Łódź i Młyn to za to potężnie gęste, ciężkie, pełne i puszyste piwo. Jak przystało na RISa jest czarne i nieprzejrzyste, zwieńczone całkiem dużą jasnobeżową pianą. Zapach zimnego jest nikły, po ogrzaniu się wychodzi z piwa czekolada i mocna belgijska pralina, ale też paloność i popiół. W smaku przede wszystkim zaskakuje ta cierpka nuta osadzająca się z tyłu jamy ustnej i na przełyku, jak mniemam efekt dodania jarzębiny. To ona obok nuty alkoholowej kontruje słodowy kręgosłup. Alkohol jest wyczuwalny, to za młode piwo, by było inaczej, ale mimo wszystko piwo znika szybko ze szkła. Dla mnie to już jest bomba, a będzie tylko lepiej. 8/10


W pewnym momencie nastąpiło oficjalne zaproszenie do spożywania, Marek powitał gości, powiedział nieco o piwie i swoich planach. Piwoteka rośnie w siłę, do początku roku produkcja piwa zwiększyła się czterokrotnie - już w tym momencie Marek szuka nowych miejsc, gdzie można warzyć piwo, bo moce browarów, z którymi współpracuje, przestają mu wystarczać, a też nie wiadomo jak długo będzie można tam warzyć kontraktowo. Stąd właśnie warzenie w Słociaku (poza tym Olbracht, Księży Młyn i BeerLab) i kolejne rozmowy i przymiarki. Mateusz Cichal, piwowar, który niedługo będzie warzył już tylko dla Piwoteki, przeżywa pewnie ciężkie chwile, warząc co rusz na innym sprzęcie o dostosowując do niego receptury. Piwem wieczoru w mojej skromnej i chyba nieco odosobnionej (na szczęście nie do końca) opinii, najlepszym trunkiem, mega potężnym dziełem De Molena i barleyem nad barleye okazał się Weer & Wind leżakowany w beczce po bourbonie. To kosmiczne uderzenie wanilii, beczkowych nut drewnianych i potężnych czerwonych owoców i owoców w ogóle. To praktycznie syrop owocowy z beczki, bo gdyby nie te nuty drewniane, to zęby same wyskakiwałyby od słodyczy owoców, fig, rodzynek i orzechów. Jest tak słodko, jak tylko się da i to nie wszystkim może odpowiadać, ale hej... to barleywine! 12,3% alkoholu nie do wyczucia w tej gęstwinie. 9/10.


30 Grams to klasyczna amerykańska IPA, nie żadne tam seszyn sreszyn, 6,7% alkoholu opakowane w sporą, nieco karmelową, słodową podbudowę, z mocnym cytrusowym i egzotycznym nachmieleniem. Piwo mimo wszystko jest lekkie i pijalne, z przyjemną niezbyt długą goryczką. Mnie smakowało, Gosi mniej. 7/10. Amarillo to za to znacznie potężniejsze imperialne IPA (9,2%), zachwycające słodyczą, sporą goryczką - chmiel Amarillo jest chyba stworzony do ciężkich i esencjonalnych piw, dając słodkie owoce egzotyczne i nieco sosenek. Dla mnie bardzo smaczne, choć jednowymiarowe piwo. 7,5/10. Cabreúva & Safraras to także przedziwne piwo, która znów bardzo smakowało Gosi, a mnie znacznie mniej. Opisane zostało jako brazillian wood saison i rzeczywiście wiejskie i przyprawowe nuty grają tu pierwsze widły. Lekko słodkawe piwo wydawało mi się raczej mdławe, choć przełamane drewnianymi posmakami. Dość pełne i koniec końców mało wyraziste. 5,5/10. Na koniec kilka łyków klasyki. Sin & Remorse to oczywiście russian imperial stout, ale uwarzony w kooperacji w harlemskim Jopenie. Piwo jest zwyczajnie świetne. Bardzo gładkie, pełne i wręcz lepkie. Aromat i smak elegancka i ułożona kompozycja wytrawnej gorzkiej czekolady, mocnej kawy i rodzynek. W tle pojawia się kawowa kwaskowość, a całość jest zaskakująco lekka i przyjemna (jak na 10% alko). 8/10.


W pewnym momencie Marek obdarował mnie pięknym shakerem z logo Piwoteki, a także kieliszkiem z De Molena. Bardzo się z nich ucieszyłem, oglądałem sobie je, bawiłem się nimi... Nie schowałem ich jednak od razu do plecaka i okazało się, że miałem za swoje. Ktoś z uwijającej się ekipy zwinął szkło do mycia ze stołu, mimo że pilnowaliśmy jak oka w głowie... Cóż, taka karma. Mam jednak obiecane, że odzyskam.

Impreza była przednia, rozmowy ciekawe, podchmielony Kopyr puszczający piosenki o Kopyrze był niewątpliwą atrakcją. Premierowe RISy wypiłem trzy, więc jestem pewien ich sesyjności. Już w domu na leżak kupiłem dwa. Jedno doczeka przeterminowania! Polecam!

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy