Minipivovar Beznoska
08:00Tym razem zabieram was na dość typowe praskie osiedle, na którym - dość nietypowo dla wszystkich ludzi poza obywatelami Czeskiej Republiki - działa browar. To Minipivovar Beznoska. Browar, który z daleka wygląda, jakby był przyczepiony do pstrokato pomalowanej hali sportowej, która została z fantazją zaplanowana w latach 90. ubiegłego wieku. Pozory jednak mylą. Zapraszam!
Kolejny odwiedzony browar w Pradze wciąż nie zmusił mnie do opuszczenia dziewiątej dzielnicy. Z perspektywy czasu pokazuje mi to, że logistyka zwiedzania, zoptymalizowana by odwiedzić jak najwięcej przybytków z własnym piwem, zadziałała. Tym razem jadę autobusem i wysiadam na przystanku Klíčovská. Mogłem też jechać metrem na stację Prosek, ale to nieco większy, co nie znaczy duży, spacer, o czym przekonuję się później. Browar leży a granicy dwóch dzielnic - właśnie Proska oraz Vysočan, w których byłem w browarze Sibeeria. Z jednej strony osiedle willowe z przeważającym udziałem około stuletnich domów, z drugiej osiedle.
Okazuje się, że w budynku mieściła się kiedyś szkoła podstawowa, co trochę tłumaczy dziwną architekturę. Najpierw w 1995 powstaje restauracja, a browar zainstalowano w 2013. W 2015 lokal powiększył się o tzw. salon. Do całości, na którą składa się też znajdujący się nad lokalem pensjonat Školička, przykleił się niewielki blok mieszkalny. Na starych zdjęciach go nie widać. Przed restauracją znajduje się przyjemny ogródek przykryty pergolą. Najgorszy w tym wszystkim jest kolor. Róż, fiolet i zieleń szmaragdowa (mniej więcej) - jakby wymyślił to ślepy malarz. Ucieszyłem się, że chowając się przed słońcem nie będę musiał na to patrzeć.
Ale trafiam z deszczu pod rynnę. Wnętrze poprzetykane jest tymi samymi kolorami. Na szczęście w dużo mniejszym natężeniu. Ściany za barem są łososiowe, jest sporo ciemnego drewna... To takie dziwne połączenie przywodzące na myśl knajpy z lat 90. Ostatecznie nie jest najgorzej. Tuż przy barze ustawiona jest malutka miedziana warzelnia. Resztę browaru można podziwiać z drugiej części lokalu, która jest nieczynna. Ludzie się schodzą i stanowią ciekawą mieszankę od atrakcyjnych dziewczyn na oko dwudziestoletnich po staruszków. Tu jest bardzo typowo i jak przystało na czeską knajpę egalitarnie. Całkiem typowo barmano-kelner w jednej osobie nie uśmiecha się, ale jest uprzejmy.
To też pora karmienia małego głoda, który jest już dość spory. Wybieram gulasz z dziczyzny z plackami ziemniaczanymi. Placki są chrupkie i pyszne, ale gorszego gulaszu nigdy nie jadłem. To bardzo przykre. Dobrze że piwo nieco zatarło ten fatalny obraz tamtejszej kuchni. Sladek chyba zna się na gotowaniu bardziej niż kucharz. Nieco bardziej. Na początek Beznoska 12° i jest całkiem ok, słodowe, lekko goryczkowe, bez wad i bez szału. Čertik Bertik czyli tmave też jest ok. Ale trzeciego dnia w Pradze pragnę (piękne słowo w kontekście Pragi) już czegoś więcej niż ok. Jakby brakowało mu kropki nad i. Na koniec poprawiam jeszcze india pale lagerem Icing, który okazuje się najsłabszy. Landrynkowy, pozbawiony rześkości, z nikłą goryczką.
Gdybym miał zachęcić kogoś do wizyty, to jedyne co mi przychodzi do głowy to to, że to taki prawdziwie tru lokal. Sąsiedzka knajpa do której nie przychodzą turyści, a okoliczni mieszkańcy. Niestety forma piw, które piłem, raczej nie zachęca do szybkiego powrotu. No i to logo fajne, takie piwo z wąsem... ekhem, zachęcające.
0 komentarze