Akciový Pivovar Dalešice

12:00

Akciový Pivovar Dalešice był ostatnim punktem trzydniowej wycieczki na Morawy i Wysoczynę. To także najciekawszy, obok Pivovaru Kamenice, odwiedzony browar. Wszystko w nim zrobiło na mnie pozytywne wrażenie. Do niego też chciałbym wrócić w pierwszej kolejności, bo odczuwam wielki niedosyt. Zapraszam do prawdopodobnie najbardziej filmowego browaru w Republice Czeskiej.

Dalešice miały być ostatnim miejscem na naszej trasie wycieczki, zaraz po opuszczeniu klasztornego browaru w Třebíču. No i był, ale udało nam się wcisnąć jeszcze jeden malutki przybytek po drodze. Nie były to wybitnie trudne negocjacje, bo wszyscy chcieli więcej. Banda nienasyconych podróżników. Miejscowość jest malutka i liczy niewiele ponad pięciuset mieszkańców. Położona na Morawach na zachód od Brna w stronę wspomnianego Třebíča. Piękne to okolice, sielskie. Pofalowane wzgórzami wczesnego lata przypominają chwile beztroskiego dzieciństwa. 

Browar robi wrażenie. To stare zabudowania przywodzące na myśl browar w Cieszynie, Siołkowej, czy Raciborzu. Najbardziej zasłynął tym, że w 1980 roku Jiří Menzel nakręcił w nim adaptację Postrzyżyn Hrabala. Udawał wtedy browar w Nymburku, ale gdy po latach obejrzałem film, nie miałem wątpliwości, że do Dalešice. Browar w tym miejscu działał prawdopodobnie od XVII wieku, ale obecny wygląd zawdzięcza Antonowi Dreherowi. Nie temu, któremu my zawdzięczamy dynamiczny rozwój lagerów w drugiej połowie XIX wieku, a w szczególności lagera wiedeńskiego, założyciela budapesztańskich browarów Dreher. Jego syna, też Antona. On to w 1882 roku kupił browar, poważnie go przebudował i unowocześnił. Tak usprawniony browar działał do 1977 roku. W czasie komuny znacjonalizowany ostatecznie upadł. W 1999 roku kupiony przez prywatnych inwestorów w 2002 roku wystartował z produkcją już na nowym sprzęcie. Stara część zamieniona została w muzeum.


Brama zakładowa przenosi nas do innego świata - niedzielnego chilloutu, zabawy, relaksu i dobrego piwa. Na dziedzińcu kręcą się turyści i rowerzyści, zapinają rowery, siadają przy ławach, odpoczywają. W środku jest gwarno, kolejka do baru nie jest długa, bo piwo nalewa się stosunkowo szybko. Wnętrze podzielone jest na kilka sal. Druga, znacznie większa jest pusta, goście wybierają prażące słońce lub cień ulgi. Niezatrzymywany łażę, gdzie chcę. Na tyłach świeże piwo przetaczane jest do zamontowanych na dostawczakach tanków, może jeszcze tego samego dnia ruszy w drogę, by swym smakiem cieszyć w innych lokalach. Na terenie browaru działa muzeum i sklepik z pamiątkami. Generalnie dzieje się i widać że miejsce jest bardzo popularne.


Piwa są przepyszne. Do wyboru jest sześć - jest desitka Osvald, jedenastka Dalešicka, dwunastka Horka, Majova trzynastka, czyli jasne... ekhem... mocne oraz Fledermaus, czyli mocne piwo tmave. Spróbowałem czterech z nich i wszystkie były warte tego, by do nich wrócić. Coś pięknego! W trzecim dniu intensywnych degustacja w teorii niewiele powinno zaskoczyć, a tu taka niespodzianka. Piwa były na bardzo wysokim poziomie. 



Powiem krótko. Jeśli będę jechał w tamtą stronę, to nie wyobrażam sobie, by nie zanocować w pobliżu i nie posiedzieć w browarze dłużej. To dla mnie miejsce tak obowiązkowe, jak piwowar Moritz w Ołomuńcu. Wam też to serdecznie polecam! Tym samym kończę tę morawsko-wysoczyńską przygodę. Przypominam, że wszystkie wpisy z tej serii znajdziecie klikając tag "Piwne Czechy" pod tym tekstem.


Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy