Otwarte Bramy

16:00

Zgaduję, że do niedawna niespecjalnie odstawałem od przeciętnej osoby w naszym kraju, bo podwarszawski Pruszków, od lat dziewięćdziesiątych umiejscawiany w głowie na zasadzie "gdzieś koło stolicy", kojarzył mi się jedynie z tamtejszą mafią. Kibice piłkarscy mogą kojarzyć Znicz Pruszków, w którym na wczesnym etapie kariery przez dwa lata grał Robert Lewandowski. Poza tym pustka. Całe szczęście w 2020 roku w Pruszkowie swoje podwoje otworzył browar Otwarte Bramy. To dość mało popularny w naszym kraju format browaru - brewpub. Więcej piwa, mniej jedzenia. Niemniej jednak nie jest to też tak oczywiste. Serdecznie zapraszam na wycieczkę do tego wyjątkowo ciekawego miejsca.

Okazuje się, że Pruszków liczy ponad 60 tysięcy mieszkańców, więc nie jest znowu taką pipidówką, jaką jawił mi się w fantazjach. Przyjeżdżam w sobotę wieczorem i okolice dworca żyją. Knajpki, pizzerie i inne są pełne ludzi i - po ciemku - wygląda to bardzo urokliwie. Może dlatego, że w centrum miasta znajdują się nowocześnie wyglądające apartamentowce, pełne pewnie młodych, dobrze zarabiających ludzi. Do browaru z dworca kolejowego idzie się jakieś cztery minuty, co jest niezaprzeczalną zaletą tego miejsca, szczególnie że pociąg z Warszawy Zachodniej jedzie minut piętnaście. 

Otwarte Bramy

Browar znajduje się w wąskiej, miejscami mrocznej uliczce. Dzieli spory budynek z działającą blisko dziesięć lat restauracją Ucieranie Treści, tworząc rodzinny biznes. Oba lokale powstały pomieszczeniach, w których niegdyś mieściła się Fabryka Ołówków. W dzisiejszej restauracji znajdowała się fabryczna stołówka, a w budynku browaru remiza zakładowej straży pożarnej. Fasada restauracji wciąż jest ceglana, tak jak wnętrze browaru. Całość tworzy prosty - i moim zdaniem bardzo przyjemny - klimat industrialny. W sobotni wieczór browar był maksymalnie wypełniony ludźmi i ciągle przychodzili kolejni! Fakt, nie jest to wielki lokal, ale już z ogródkiem robi się całkiem pokaźny. Sam zająłem ostatnie miejsce przy barze.

Jak wspomniałem wnętrze nie jest duże, po wejściu za próg szybkim rzutem oka objąć można całe wnętrze browaru, w tym leżakownię, która choć jest wydzielona, to można do niej zajrzeć przez wielkie okno. Wnętrze pokazuje mi właściciel i piwowar Krzysztof Cyronek. To zresztą przypadek, bo jeszcze poprzedniego dnia nie miałem pojęcia, kto nim jest. O Krzysztofie usłyszałem właśnie dzień wcześniej w Browarze Jabeerwocky od Ani Krzesińskiej (wtedy jeszcze prezeski Mazowieckiego Oddziału Terenowego PSPD), która właśnie wybierała się do Pruszkowa. A ja, gdy siedząc przy barze usłyszałem imię Krzysztof, od razu przełączyłem się z trybu "podchmielony degustator" w tryb "muszę zagadać". Bingo! To ten sam Krzysztof. Poniżej widzicie więc Krzysztofa, który wcześniej pracował w nieistniejącym już browarze Beer Bros oraz w pubie Jabeerwocky. Razem poszliśmy za szybę.


Warzelnia stojąca w sali brewpubu to klasyczna i bardzo charakterystyczna bryła wykonana przez firmę Inomero. Mała, jednorazowo wybija się 500 litrów brzeczki. W fermentowni/leżakowni są trzy tanki przeznaczone do fermentacji piwa i sześć do ich leżakowania i wyszynku, wszystkie po 10 hl. Piwo jest więc bezpośrednio dostarczane na krany Otwartych Bram, ale także do sąsiadującej restauracji. Piękny pomysł!

Bardzo zresztą podoba mi się ta rodzinna symbioza lokali. Większy głód można zaspokoić ucierając treści, a mniejszy otwierając bramy żołądka. Są to zresztą bardzo ciekawe przekąski piwne - precle, tatar, frytki, krążki cebulowe, palcówka, falafele, śliwki w boczku czy skrzydełka. Klienci restauracji mają za to dostęp do rewelacyjnego piwa.

A to jest mega smaczne i było największym zaskoczeniem tego weekendu w stolicy. Zacząłem oczywiście od deski, na którą trafiło wszystkie pięć dostępnych piw. Zacznę jednak od tego, co powtórzyłem - po lewej Lager #6 - monachijskie jasne, 11° Blg i 4,3% alko, piwo mistrzowsko pijalne, mięciutkie, odpowiednio słodowe i odpowiednio goryczkowe. Zaspokoi pragnienie chcących czegoś normalnego, jak i wysublimowane potrzeby stetryczałych marud znudzonych piwną rewolucją. Wspaniałe piwo. Po prawej równie zacny porter bałtycki - Mieszadło #2, 20° Blg i 8,5% alko, słodowy, zbożowo-kawowy, czekoladowy i kremowy w ustach. Pyszka. Dostałem jeszcze kalsyczne w smaku hazy IPA prosto z tanku, też smaczne. Na desce były jeszcze dość lekkie ale charakternie nachmielone black IPA - IPA #13, zaskakująco goryczkowe lecz zwiewne APA #4 o nowozelandzkim sznycie; Owocowe #2 to zaś piwo z dodatkiem ananasa i malin, zaledwie delikatnie kwaskowe od owoców, ale zgaduję że ma licznych fanów i fanki. Niech was nie zdziwią te numerki przy stylach. Chodzi tylko o to, że Krzysztof nie powtarza i nie ma zamiaru powtarzać piw. Chce by na kranach zawsze były nowe piwa. Jak mi się to podoba!

Jeeezu, jakie to jest wspaniałe miejsce! Na taki lokal zasługuje każde szanujące się miasto. To nie musi być ani wielki browar, ani potężna restauracja. Tylko koncept musi być przemyślany. W Otwartych Bramach liczy się dobre piwo i atmosfera, poczułem to! Trafiłem tam sam i było mi tam bardzo dobrze. Dla Warszawiaków pozycja obowiązkowa, ale też wszyscy jadący do stolicy powinni rozważyć otwarcie się na Pruszków i tamtejsze piwo! Ja na pewno będę wracał! Do zobaczenia!

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy