Imperialny stout - przegląd noworoczny

12:10

Russian imperial stout to królewski styl. Niewiele browarów jest w stanie porwać się na jego uwarzenie, bo nie każdy sprzęt jest w stanie to ugotować, sam proces bardziej czasochłonny, surowców trzeba znacznie więcej, a – przede wszystkim – czas leżakowania tak gęstego i tym samym mocnego alkoholowo piwa jest bardzo długi, co w największym stopniu podnosi koszt gotowego piwa. Potwierdzeniem tych słów niech będzie wyliczenie Piwnej Zwrotnicy, które jasno pokazuje, że w 2015 roku uwarzono w Polsce 1164 całkiem nowe piwa, a tylko 18 z nich to imperialne stouty, mimo że ludzie się o nie zabijają. Niewielka ilość nowych risów, jak w skrócie nazywa się tych mocarzy, jaka pojawiła się w ubiegłym roku i tak wywołała zupełnie niepotrzebny, dziecinny hejt kilku frustratów, którzy poczuli się oszukani, że kilka browarów wypuściło stosunkowo lekkie imperialne stouty. W moim przekonaniu, o ile mieszczą się one w szeroko przyjętych widełkach dla tego stylu, to nie ma o czym mówić – każdy robi jakiego chce, każdy jakiego chce kupuje. Dla mnie zupełną kichą jest np. wypuszczanie piw niegotowych, niedoleżakowanych – dla mnie takimi były np. tegoroczne Birbanty leżakowane w beczkach. Alkohol i klej do tapet. 


Piszę o tym w ramach koniecznego wstępu do noworocznego przeglądu piw w tym stylu. Zaczynam nim nowy rok na blogu podobnie jak zaczynałem rok 2015 (klik). Podobnie jak w zeszłym roku dobór piw jest zupełnie przypadkowy – są więc risy z Ameryki, są i z Polski, jest mleczny imperial stout domowy (z tego samego domowego browaru co w ubiegłym roku), są przedstawiciele potężni i doświadczeni jak Sandor Clegane, którzy zetrą się z lekkimi naturszczykami pokroju Aryi Stark, rzutem na taśmę trafił do zestawienia belgijski imperial, są nowofalowe chmiele, jest nawet jeden leżakowany w beczce. Ostatecznym celem nie było porównanie tych piw między sobą, ale nie ukrywam, że kilka pojedynków może być ciekawych.


Osobom dociekliwym inaczej wklejam tę jakże cudowną i jedyną w swoim rodzaju grafikę charakteryzującą styl imperial stout. Dolne granice są jasne, górne tylko umowne i czasem przekraczane. Pod wieloma względami jest bardzo ciekawie, bo ris ma być wyrazisty, jak CR7 w futbolu, jak Neron wśród władców, jak Sosnowiec wśród miast - musi być godny zapamiętania. Piwa opisuję w kolejności chronologicznej...

...i zgodnie z nią na sam początek wypiłem piwo najlepsze w tym zestawieniu. B.O.R.I.S. the Crusher z browaru Hoppin' Frog nie pozostawił mi żadnych wątpliwości. Dla mnie to doskonały imperialny stout. Browar z Ohio proponuje BORIS'a, co jest skrótem od Bodacious Oatmeal Russian Imperial Stout. Nie dość że owsiany, to jeszcze wspaniały. Piwo sprawia wrażenie niesamowicie gęstego i oleistego, a pierwsze łyki szybko pokazują, że to nie tylko wrażenie (25,3° Plato). W aromacie walczą ze sobą gorzka czekolada, lukrecja, kakao i suszone owoce. W smaku pojawia się bardzo wydatna paloność, intensywna suszona śliwka, a cały czas nie opuszczała mnie gęsta czekolada. Piwo jest pełne, nisko wysycone i mocno goryczkowe. Jest jednocześnie bardzo złożone, ciekawe, a wraz ze swoją gładkością niesamowicie pijalne. Gorąco polecam, choć niewątpliwą przeszkodą dla wielu będzie jego cena. 

Z okazji urodzin odpaliłem sobie amerykańskiego Old Growth z Caldera Brewing Company (z Ashland w stanie Oregon) o gęstości 22° blg. Okazał się strzałem w dziesiątkę i świetnym piwem do świętowanie magicznych dwóch trójek (wiek jezusowy zawsze smaczny i zdrowy). Wielokrotnie nagradzane na całym świecie piwo to aromatyczny majstersztyk - intensywna, mocno palona kawa, mleczna czekolada,toffi i lukrecja. W smaku solidne palenie, ciemne owoce, figi i wyraźna wanilia. Jest też bardzo gorzko, jest to odczuwalne nawet przy tak sporej bazie słodowej. Nie na darmo producent pisze o 100 IBU. Kolejne rewelacyjne piwo, które bez obaw polecam.

Imperial Milk Stout to kolejne bardzo dobre piwo od Leszka - Bromaniacka, o którym popełniłem niegdyś wpis (klik!). Leszek jest piwowarem domowym, który bardzo odważnie eksperymentuje, czego owocem jest także ten mleczny ris o gęstości 24° blg., z dodatkiem oczywiście laktozy, a także palonego jęczmienia i płatków owsianych i jęczmiennych. Piwo jest wyraźnie mleczne, momentami przypomina kakao, do którego ktoś nalał mocnego alkoholu. I ten alkohol to właściwie jedyny minus tego potężnego piwa, w którym gości intensywna paloność i przyjemna kawka. Piwo jest zdecydowanie słodkie i delikatnie kwaskowe. Fajne, ale mogłem pozwolić mu się jeszcze ułożyć.

Kraina Welesa z Browaru Perun to jeden z tych "upośledzonych" imperialnych stoutów, bowiem gęstość początkowa tego piwa to tylko 19° Plato. No więc mieści się w widełkach stylu i jest smacznie. A że nie smakuje jak ris o 27° blg to nie ma co się dziwić. Mam takie przemyślenie, że gdyby ktoś nakleił tu etykietę De Molen, to wielu gimbopiwoszy spuszczałoby się, jaki to świetny i lekki ris został uwarzony. Taki mamy klimat. A tak jest "tylko" dobrze. Można mu zarzucić mało głębi i pełni, ale na pewno nie upośledzenie. Jest intensywna gorzka czekolada, jest kawa, karmel, rodzynki. Piwo jest goryczkowe, ale ogólnie skłania się ku słodyczy. Miałem też takie przyjemne wrażenie popiołowe w posmaku. Czekam na imperialnego stouta 25° Plato z Peruna.

O Samcu Alfa z Artezana napisano już wszystkie superlatywy tego świata, zaświatów i światów w innych wymiarach i pod większością z nich spokojnie się podpisuję. Łącznie z tym, że to piwo roku 2015 w Polsce. To rewelacyjny imperialny stout (27° blg) leżakowany w beczce po burbonie. Piwo jest mega czarne i oleiste, sprawia wrażenie Castrola po pięciu latach w starym silniku wysokoprężnym. Na pierwszym planie aromat wysokoprocentowego alkoholu, drewnianej beczki i wanilii, mocny jak prosty Apollo Creeda (też czarny), zaraz po tym sierpowy pod postacią kawy, czekolady i suszonych śliwek. Burbon i wanilia przodują i w smaku, genialnie skrywają dużą zawartość alkoholu (11%), przez co piwo nie posyła na deski przy trzeci łyku i funduje liczenia pod koniec picia. Wciąż intensywne nuty suszonych owoców zamieniają się we wrażenie spożywania porto. Rewelacja! Arcydzieło! Oscar, Nobel i honorowe obywatelstwo Sosnowca dla Samca Alfa. Jest jednak ogromny minus - nie mam drugiego!!

Muszę przyznać, że Hr. Frederiksen z duńskiego Amagera pozamiatał mnie równie koncertowo co Samiec A. Może za sprawą okoliczności spożycia? Plan był taki, by wydoić go na szczycie Błatniej w Beskidzie Śląskim - brzmi to super, bo szczytowanie, wiecie jak to jest, nie? Polecam. Góra nie ma nawet 900 mnpm, ale oferuje ładne widoki - problem jest, gdy pizga tak bardzo, że szkło nie ustoi samo, a tego dnia wiało jak na dworcu w Kielcach. Wypiłem więc w Schronisku - też fajnie. W zapachu są przyjemna kawa, przyjemna czekolada i dopełniająca to lukrecja, całość uzupełniona unoszącą się wokół palonością. Początkowa słodycz szybko przechodzi w silną gorycz, podobnie jak początkowo płaski szlak niebieski robi się szalenie stromy. Pełne, nisko wysycone piwo w smaku nawiązuje do aromatu, ale pojawiają się jeszcze wyraźne wiśnie. Rewelacja! Piwo polecam także za bardzo korzystny stosunek ceny do ilości płynu w butli, a także dostępność - bez zapisów, bez kolejek, bez zaklepywania. Stoi sobie w sklepach.

W odróżnieniu od leżakowanych Birbantów, których próbowałem na krakowskim Beerweeku temu nie można nic zarzucić. P.I.S. & Love to Peated Imperial Stout, mniej obeznanym powiem, że "peated" to zatorfiony, czyli słód został uwędzony torfem.  To też jedna z najpiękniejszych etykiet w polskim krafcie AD 2015. Rzeczonego torfu nie jest tu jak na lekarstwo, jest go jak na kilkanaście metrów bandaża, bo z tym najbardziej skojarzył się torfowy aromat i smak tego piwa. Z żuciem bandaża. Tylko dla zwolenników takich cudów. 24,5° blg robi swoje i piwo jest konkretne. Poza torfem zawiera dym z ogniska, suszone owoce i kakao. Gdyby nie wybitna wędzonka, to byłoby bardzo słodko. Ona przykryła mi tu zresztą praktycznie wszystko (łącznie z alkoholem) i trzeba się z tym liczyć. To nie jest jakiś mega złożony RIS, ale ciekawy i przyjemny, jeśli lubi się takie klimaty. Cieszę się, że powtórzę za rok, dwa i trzy lata...

Nikt w Polsce nie dba o swój wizerunek z taką pieczołowitością jak wrocławski rzemieślnik - Browar Stu Mostów. Krokiem ewolucyjnym jest uwarzenie powszechnie kochanego piwa, wybór mógł paść na porter bałtycki, padło na RISa. Żytniego. Rye RIS ma 23° Plato i 10,2% alkoholu. Podobnie jak poprzednik nie oferuje on fajerwerków aromatyczno-smakowych, ale jest solidnym, bardzo smacznym piwem, które bardziej może kojarzyć się z foreign extra stoutem na sterydach. Jest palony, czekoladowy, z zaznaczoną kawą zbożową. Intensywna słodowość czyni z niego piwo skłaniające się ku słodyczy, średnio treściwe, ale za to aksamitne i oleiste. Alkoholu w smaku nie ma, ale piwo wyraźnie pali rurę, że tak powiem. Robi się przy nim bardzo ciepło. Spodobał mi się jego jakby popiołowy posmak w ustach. Przy tak silnej konkurencji jednak odstaje.

Często chwalony Rasputin (raz Putin, raz nie on) z holenderskiego De Molena także nie zniszczył moich kubków smakowych, nie wykręcił nosa i nie zamknął swojej w celi. Nie zrozumcie mnie źle, to bardzo smaczne i solidne piwo, jednak po 23° Plato spodziewałem się więcej (otrzymałem to dopiero w kolejnym ich piwie - o nim zaraz). Ciemno mahoniowy kolor z beżowym kożuszkiem piany to nie jedyna zaleta tego piwa. Słodkawy smak piwa zaskakuje kokosowymi nutami, czekoladą, karmelem i suszonymi owocami. W posmaku pozostaje wyraźna wanilia. Jest dosyć gładki, ale też nieprzesadnie gęsty. W tym wszystkim pojawił się też gorzki alkohol w posmaku. Wciąż to bardzo dobre piwo.

Najnowszy browar grupy BRJ Tenczynek – wszedł na rynek bardzo odważnie wypuszczając między innymi milk stouta, australijskie IPA i w końcu imperialnego stouta. Imperial Stout to zresztą solidny, bo mający 24° Plato, ale wyraźnie wyróżniający się w tym zestawie. In minus niestety. Na pierwszym planie jest tu bowiem bardzo wyraźny alkohol, który nie zdążył się dobrze ułożyć – przeszkadzał mi i w zapachu i w smaku, a do tego pierońsko rozgrzewał (mogę to uznać za plus zimą). Problem w tym, że za tym nie kryje się już zbyt wiele – jest on płaski jak Ziemia w średniowieczu. Jest słodkawy karmel, nieco czekolady, nuta mocnej wiśniowej nalewki i gorzki posmak alkoholu. Ogólnie sprawia wrażenie ogólnie nieposkładanego – zbytnio wysycony, chropowaty, cierpki… Ale, ale… Brawo za podjęcie tematu i liczę na poprawę w przyszłości.


Sylwestrowy poranek okazał się być idealnym na wyjazd w góry i wdrapanie się na – już nieco zimowe, ale tylko za sprawą mrozu – Skrzyczne. Przejrzystość powietrza była tak doskonała, że w czasie picia Heaven & Hell z De Molen liczyłem kozice skaczące po zboczach oddalonych o ok. 130 km. Tatr. 26,9° blg to idealna gęstość piwa w tak zimny dzień. Samo piwo to także pierwsza piątka tego zestawu. Zgodnie z nazwą jest tu i niebo i piekło. Połączenie bardzo intensywnego aromatu kakao, fusów po kawie, słodkiej czekolady, palonego ziarna i przyjemnej wanilii z oleistością i uczuciem gładkości w ustach. Piwo jest nisko nasycone, pełnia jest bardzo duża, ale słodycz dobrze skontrowana mocną goryczą. W smaku pojawiają się fantastyczne suszone ciemne owoce. Rozgrzewa jak diabli! Bardzo złożony, bogaty i głęboki to RIS. Za stosunkowo niewielkie ilości golda.


To było ostatnie piwo wypite przeze mnie w 2015 roku. Mills & Hills stawia holenderskie Młyny na szkockich Wzgórzach. Jest to bowiem efekt kooperacji browarów De Molen i Fyne Ales. Co ciekawe do piwa o ballingu 25° i zawartości alkoholu 9,5% wsypano dwa nietypowe dla RISów chmiele – Sorachi Ace i Calypso. Jest rzeczywiście bardzo gęsto i niezwykle aromatycznie – drewno, czekolada, kawa, nuty ziołowe i owoce. W czasie picia doszła do tego wanilia i lukrecja. Nie do końca odpowiadała mi kompozycja smakowa tego piwa, było nieco szorstkie i rozjechane. Nie czerpałem bardzo dużej przyjemności z picia, bo zastanawiałem się o co chodzi – piwo stara się być rześkie i lekkie tam, gdzie tego zupełnie nie potrzeba i mi to nie odpowiadało do końca. Nie zrozumcie mnie źle, Mills & Hills jest bardzo dobre, ale w tym zestawie pozostanie średniakiem. Tylko w tym zestawie, bo spokojnie można na niego dwie dyszki wydać. 


Dwadzieścia złotych za imperialnego stouta z Ameryki to także nie wydaje się dużo, dlatego też skusiłem się na tego Old Heathen z browaru Weyerbacher z Easton w Pennsylvanii. To jeden z lżejszych przedstawicieli stylu, bo ma tylko 8% alkoholu. To także jedno ze słabszych piw w tym zestawie. Na szczęście to bardzo mocny zestaw, więc koniec końców Stary Poganin jest smaczny, ino ja się rozbestwiłem końcem grudnia. Mniejsza ilość ciała jest tu wyraźnie odczuwalna, ale nie przeszkadza to piwu pachnieć kawą, wiśnią i lukrecją. W smaku jest słodkawo i lekko kwaskowo, co uzupełnia jeszcze karmel, śliwka i lekki alkohol. Fajne piwo, ale prawda jest bolesna – nie wróciłbym do niego. Pieniądze lepiej przeznaczyć na sprawdzonego De Molena.

Na koniec zostało piwo, którego miało nie być w tym zestawie, bo nie udało mi się go zakupić, ale w weekend wybrałem się do Rialto, a stamtąd już rzut beretem do Absurdalnej, smacznego jedzonka (polecam gofry z łososiem!) i obowiązkowego piwa. No Guru z bieszczadzkiej Ursa Maior (klik!) to belgijski imperialny stout. Iście rewolucyjne połączenie. Belgia zaznaczona jest lekkim kwaskiem, nutami kwiatowymi i przyprawowymi. W piwie uderzają przede wszystkim orzechy laskowe, jest kawa z mlekiem, czekolada z bakaliami. Piwo raczej pełne (22° blg) i choć złożone w smaku, to sprawia wrażenie trochę rozklekotanego, jakby nie do końca wiedziało, w którą stronę pójść. Nie powiem, smakowało mi, ale do najlepszych piw z tego zestawu jeszcze trochę mu brakuje.

Wiem, że nie ma tu wszystkich imperialnych stoutów, które się ostatnio pokazały. Najbardziej brakuje mi Księżego Młynu (mam nadzieję, że to się zmieni niedługo) i Bednar. Wiem też, że trudno zestawiać ze sobą Tenczynka i Hoppin' Froga i nie wynika to z moich zapędów masochistycznych, ale cieszę się, że zrobiłem sobie ten przegląd i mogę się podzielić spostrzeżeniami.

Absolutną czołówką są B.O.R.I.S. teh Crusher, Samiec Alfa, Heaven & Hell, Old Growth i Hr. Frederiksen. Chętnie powtórzę P.I.S. & Love, Krainę Welesa, WRCLW czy No Guru, a każde inne jak ktoś da. Piwo od Bromaniacka jak zwykle bezkonkurencyjne, każde kolejne przyjmę z otwartymi rękami i wdzięcznością.

Mam nadzieję, że taki przegląd się wam podoba, bo za rok będzie kolejny, jeśli blog przetrwa do tego czasu.

Zobacz także

2 komentarze

  1. Potężny post, ciekawe zestawienie ;) najlepiej pamiętam sylwestrowy wybór Heaven&Hell i "wietrzny" Hr. Frederiksen...jednego w zestawieniu nie znam, ale może się to zmieni ;)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy