Piwoteka Narodowa
08:00
Jednym
z ciekawszych piwnych miejsc, które odwiedziłem w czasie
ubiegłorocznych wakacji, jest Piwoteka Narodowa. Założonego przez
Marka Putę przybytku nie można taktować tylko i wyłącznie jako
knajpy z piwem, nawet gdy uznamy go za "wysokiej klasy pub".
Piwoteka to instytucja, za działaniami której od 2008 r. stoi człowiek z
pasją. Piwoteka to przede wszystkim sklep na ulicy 6 sierpnia,
tuż przy Piotrkowskiej, ale także w internecie – powie jeden,
Piwoteka to przede wszystkim znajdujący się vis-a-vis pub –
rzeknie drugi; trzeci, który nie był w Łodzi, oburzy się, że
przecież Piwoteka to browar, w którym do niedawna mieszał jeszcze
Mason i który od kilku lat kooperuje z najlepszymi polskimi
browarami. Kto ma rację? Wszyscy.
Zapraszam
dziś na króciutką wycieczkę do Łodzi, spotkanie z Markiem Putą
oraz odjechanymi piwnymi pomysłami jego i Masona.
W Łodzi
wylądowałem późno i jak tylko rozpakowałem się w hostelu, w
którym warunki były gorsze niż dwadzieścia lat temu w
akademikach, a ceny odpowiednio wywindowane, ruszyłem do miejsca, z
którym Łódź mi się najbardziej kojarzy – do Piwoteki. Pomimo
drugiej połowy września i upałów już minionych Piotrkowska żyje
i krąży po niej pozytywna energia. Łódź robi zdecydowanie
ciekawsze wrażenie nocą niż za dnia, ale i wtedy można znaleźć
wiele miejsc z duszą.
Jednym
z nich jest Piwoteka. Za wejściem przywitał mnie elegancki neon z
nazwą lokalu, a na ścianach wiszą mokre sny każdego birofila –
lampy, neony, blachy, plakaty, plakietki – wszystko to z logo
browarów. Poza tym wystrój jest ascetyczny, choć kolory odważne.
Czułem się tam jak w najfajniejszych knajpkach Brukseli czy
Antwerpii, a to przyjemne skojarzenia. Wieczorem było tłoczno, ale
udało się znaleźć wolny stolik i zamówić piwo.
Do baru
dopchać się było trudno, bo za długi nie jest, a był oblegany.
Po lewej stronie wisi tablica z cenami piw, a nad barem (wtedy to
była nowość) kartki z opisem piwa (woltaż, gęstość, ceny
poszczególnych pojemności) – czytelne i eleganckie. Kranów jest
tu 15, w tym dwie pompy. Nikt tu nie dostanie piwa bez szkła, nikomu nie doleją do piwa soku. Tego dnia nie mogłem sobie odmówić
spróbowania ostatniego dowcipu Browaru Mason, który w ten
sposób kończył jego działalność.
Zanim się zorientowałem, że nie mam zdjęcia, było go tyle - takie dobre! |
Das
Nunstuck to piwo rodem z Monty Pythona. Wędzone, słone,
kwaśne ale… Kompozycja w założeniu balansująca na
granicy rozsądku w rzeczywistości okazała się niezwykle pijalnym
i smacznym piwem. Wędzonka w piwie była iście kiełbasiana już w
aromacie, w którym obecny był jeszcze karmel, nuty opiekane i
zbożowe, a także delikatna zapowiedź kwasku. W smaku najpierw
pojawiała się ogniskowa tłusta kiełbasa, za nią kwasik, którego
oddziaływanie zmniejszało się w trakcie picia, a w posmaku
pozostawała wyraźna słoność. Piwo było nisko nasycone i średnio
pełne. Dziwnie w nim współgrało ze sobą to połączenie tak
odmiennych pomysłów.
Drugim
piwem, którego koniecznie chciałem spróbować, był Sen o
Warszawie z Browaru Bazyliszek. To zdecydowanie słodkie i
kobiece piwo piło mi się dobrze, ot tak, ale niespecjalnie utkwiło
mi w pamięci swoją poprawnością. To mocno czekoladowy, kakaowy,
mleczny sweet stout, w którym pojawiają się jeszcze nuty palone,
toffi i wanilii. Trochę za mało ciała miało to piwo, albo zbyt
zimne dostałem. Poza tym ok.
Tego
dnia do każdego zamówionego piwa dostawało się w ramach promocji
piwo z odwiedzonego przeze mnie ciut wcześniej browaru Fabrica
Rara (klik!). Lapsang Brown
Porter był znów bardzo smaczny. Przyjemnie wybrzmiewały tu nuty
herbaciane wzmacniane taninową goryczką w posmaku oraz delikatne
podwędzenie i orzechy.
Piwo jest słodko-kwaskowe,
raczej lekkie i przyjemnie orzeźwiające.
Kolejnego
dnia spotkałem się ze spiritus
movens Piwoteki
czyli Markiem. Opowiedział mi
o jej początkach, współpracy z Masonem, dalszych planach, warzeniu
w Księżym Młynie i codziennych perypetiach związanych z
prowadzeniem takiej działalności.
Zostałem
także przedpremierowo poczęstowany jednym z najciekawszych polskich
piw ubiegłego roku – Uchem od Śledzia.
Ucho od Śledzia zostało uwarzone z dodatkiem dwóch rodzajów…
śledzi. Piwo okazało się niesamowicie pyszne, na pierwszym planie
była delikatna w swojej strukturze wędzonka, a piwo było wyraźnie
słonawe, mimo że śledzie nie były solone. Poza tym w aromacie i
smaku są nuty palone i czekolada. Piwo
jest gładziutki i oleiste, a gorycz w posmaku wyraźna. To
podejście do tematu foreign
stoutu pokazuje ogromny
nieodkryty potencjał tych piw. Ten eksperyment powinien
być jak najczęściej powtarzany.
Sam
zamówiłem sobie jeszcze WWA
z Bazyliszka, które
kiedyś smakowało bosko i nalane z pompy jest zwyczajnie
rewelacyjne. Whisky wooden ale
smakuje drewnem, torfową whisky, potężną kawą i czekoladą. Jest
gładkie, nisko wysycone, delikatne i po prostu wspaniałe. Najwyższa
półka.
Życzyłbym sobie, aby takie piwne miejsca jak Piwoteka były w
każdym mieście. Prowadzone przez ludzi z pasją dla innych ludzi z
pasją. Świetny klimat i bardzo dobre piwa. Coś jeszcze?
1 komentarze
Hmmm czad, z jak zwykle intygująco-zachęcającego opisu najbardziej chciałabym spróbować Lapsang Brown Porter..te nuty herbaciane brzmią Bardzo Bardzo ;)) no i to Ucho od Śledzia..hmm ciekawość ;))
OdpowiedzUsuń