Aero w Ostrawie

17:32

Czasem jest tak, że czytając różne relacje z wycieczek, wzmaga się moja potrzeba wyruszenia w podróż. Dzisiejszy wpis zawdzięczacie głównie Kubie Niemcowi i jego Śląsko-Morawskim peregrynacjom, ale także licznym wrzutkom katowickich projektowiczów, co tydzień jeżdżących gdzieś do naszych południowych sąsiadów. Wspominam jednak konkretnie Kubę, ponieważ opisywane dziś miejsce to właśnie on mi podrzucił. Początkiem września, korzystając z w pełni letniej pogody, wybraliśmy się do ostrawskiego Zoo. Wciąż zadziwia mnie to, że tak fajowe miejsce znajduje się o godzinę jazdy samochodem od Jaworzna. Uzbrojony we wskazówki zebrałem rodzinę i znajomych i ruszyliśmy na południe - tam definitywnie jest więcej normalności. Będzie o zoo, Ostrawie i oczywiście o fajnym browarze na przedmieściach Ostrawy.

 

W mojej głowie jest taki stereotyp, który ukształtował się jeszcze na studiach, że Ostrawa to robotniczo-przemysłowy moloch, który nie grzeszy urodą. Coś jak Katowice. Na szczęście jednak przez te blisko 20 lat oba przywołane miasta zmieniły się nie do poznania, rzecz jasna na plus. Ostrawa ma bardzo ładnie zrewitalizowane ścisłe centrum, które w czasach pozacovidowych tętni życiem, a ulica Stodolni jest jedną z największych imprezowni w tej części Europy, co w pewnej mierze zawdzięcza nieco bardziej liberalnemu podejściu do lekkich narkotyków (różnice w stosunku do Polski mogą wydawać się subtelne, ale jednak nikt tu nie pójdzie do więzienia za posiadanie czegoś na własny użytek) i kasuje tym samym katowicką Mariacką wraz z przyległościami. Ostrawa to także wielkie imprezy jak na przykład Colors of Ostrava czy Dni NATO. Polskie rodziny na pewno może zainteresować ostrawskie zoo, które jest znacznie ciekawsze niż odpowiedniki w Chorzowie, Wrocławiu czy Warszawie (w innych nie byłem). Tamtego dnia właściwie każdy samochód na polskich blachach kierował się na ogród zoologiczny, więc nawet jadąc bez GPS trudno byłoby się zgubić. Liczne parkingi zapełniły się dość szybko już rano, ale jakoś nam się udało. Nie będę się rozpisywał, pakujcie się i jedźcie, jeśli jeszcze nie byliście. My skończyliśmy zwiedzanie w porze obiadowej już raczej głodni i ruszyliśmy do z góry upatrzonej i poleconej miejscówki - restauracji Aero.

Aero to restauracja z własnym browarem. Znajduje się na południowych przedmieściach Ostrawy, w dzielnicy Hrabůvce, w miejscu raczej zaskakującym dla Polaka, ale już nie tak nietypowym dla Czecha - na środku osiedla o robotniczej proweniencji (udziela mi się "niemieckie" słownictwo). Byłem już w kilku browarach położonych na środku osiedla i przestało mnie to dziwić. Aero mieści się na parterze hotelu, który do złudzenia przypomina akademik, albo hotel robotniczy, oczywiście wyremontowane. Wchodzimy od strony niewielkiego tarasu z podjazdem dla osób z niepełnosprawnością, który robi ładne, schludne wrażenie.


Wnętrze także jest niczego sobie. Przyjemne i choć nowoczesne, to utrzymane w duchu początków lotnictwa, do czego nawiązują wszechobecne grafiki, etykiety i nazwy piw. Może nie jest to do końca spójne, ale mnie się bardzo podobało. Browar i restauracja to właściwie jedno duże pomieszczenie z centralnie umieszczonym barem. Warzelnia znajduje się w rogu pomieszczenia i jest oddzielona z jednej strony mini lożą, a z drugiej przeszklonymi drzwiami. Jesteśmy jedynymi gośćmi w środku, wszyscy pozostali siedzą na zewnątrz wyczerpując tym samym skromną liczbę tarasowych miejsc. Na parterze budynku jest jeszcze sala bankietowa, tego dnia odbywało się tam wesele. Choć obsługa była skoncentrowana na tej imprezie, to w żaden sposób nie odczuliśmy tego. Sympatyczna kelnerka poinformowała nas, że ma tam ważne sprawy, ale będzie do nas zaglądać. Właściwie tylko raz musiałem się za nią rozejrzeć, ale pewnie nie spodziewała się, że można piwo tak szybko osuszyć. Wracając jeszcze do sprzętu, stalowe kadzie Czech Brewmasters stoją na poziomie browaru, ale tanki już nie, znajdują się w piwnicy i niestety nie udało mi się tam zejść. 


Najpierw skupiliśmy się na jedzeniu, bo już brzuchy dopominały się o swoje racje. Do wyboru były dania typowe dla czeskich restauracji, raczej proste. Ja zdecydowałem się na słusznej wielkości pieczone marynowane żebro podane z pysznym chlebem i kiszonkami. Coś niesamowitego, kawał smacznego mięsa z genialnymi dodatkami. Najadłem się potężnie. Gosia postawiła na klasykę i także się nie zawiodła. Świetna kuchnia.


W karcie do wyboru było sześć piw. Dwa to wariacja na temat jasnego lagera - 11° wiśniowa i miodowa. Oba poza moim obszarem zainteresowań, szczególnie, że podstawowe piwa okazały się smaczne. Na początek Pilot 11°, któremu dłużej robiłem zdjęcia niż go piłem. Jest pyszny, lekki, orzeźwiający, z mięciutką podbudową słodową i przyjemną ziołową, niewielką goryczką. Chlalne niesamowicie. Jednak moje serce skradł Cerny Pasazer 12°, czyli ciemny lager. Nie wiem, czy w kwestii tmavego można zrobić więcej. Wspaniale mięciutki, kawowy, zbożowy i czekoladowy, a przy tym leciutki. Pełnia i puchatość każe szybko brać kolejne łyki. Piwo jest orzeźwiające i perfekcyjnie balansuje między słodowością i wytrawnością. Mniam. Wziąłem też 1,5 l. peta na wynos, ale taki z lodówki odstany nie smakował już tak wybornie. Trzecim piwem był Akrobat czyli 11° Kazbek Ale. To kolejne lekkie piwo, nie tak czyste w profilu jak dolniak, ciekawe nachmielone, ale tracące na pijalności. Na koniec zostawiłem sobie Examinatora, nie jest to doppelbock, ale 13° określana jako mnichovski leżak, ale oczywiście z piwem klasztornym ma wspólny tylko słód Wayermana o tej nazwie. To po prostu mocniejszy lager (5,4%), przyzwoity, ale po dwóch pierwszych piwach wypiłem tylko z przyzwoitości. Zarówno svetle jak i tmave są piwami wybornymi. Warto tam pojechać, by zjeść i się ich napić świeżutkich. Będziecie zadowoleni.


Tropem Kuby i z jego polecania wybraliśmy się jeszcze w na wieżę Nowego Ratusza w centrum miasta. Na 73. metrze znajduje się tam taras widokowy z imponującą panoramą na okolice. To stąd widać, jak zróżnicowanym i ciekawym miastem jest Ostrawa. Centrum to kamienice z przełomu IX i XX wieku, środek miasta to ciężki przemysł z dominującą nieczynną hutą Witkowice, robotnicze osiedla, a tuż za tym wszystkim zieleń i góry Beskidu Śląsko-Morawskiego. Bardzo mi się to spodobało, podobnie jak knajpa zlokalizowana na tyłach ratusza. 


A dziś dowiedziałem się od czeskiego kolegi z okolicy, że jutro (1.12.2020) otwiera się tam piwoteka, czyli sklep z piwem rzemieślniczym - Beerhalla. Jak już się jest tak blisko, to koniecznie trzeba zajrzeć. Wybór ma być zacny i sklep obecnie chyba nie ma konkurencji, co jest dziwne jak na tak duże miasto.


Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy