Przypadki Jopena

11:40

Jopen to bez dwóch zdań jeden z najlepszych piwowarskich produktów eksportowych Holandii. Po raz pierwszy spotkałem się z nim kilka lat temu przy okazji Gratzera, czyli holenderskiej interpretacji piwa grodziskiego, kiedy jeszcze nie wiedziałem, jak bardzo nie polubię tego stylu. Nazwa browaru odnosi się do 112 litrowych beczek, w których niegdyś było transportowane piwo. Co ciekawe znajdujący się w Haarlemie (koło Amsterdamu, nie w Nowym Jorku) browar siedzibę swoją ma w byłym kościele. 


Będąc na którymś z food festów w Galerii Szyb Wilson, zakupiliśmy z Gosią po dwa piwa Jopena - oczywiście na stoisku Browariatu. Dlaczego na powyższym zdjęciu są więc tylko trzy piwa? Czujni czytelnicy pamiętają, Ci którzy lepiej znają się z Niemcem Alojzem dostaną odpowiedź na końcu.


Na początek poszło oczywiście to, co najbardziej mnie ciekawiło, czyli piwo z serii kolaboracyjnych warek. Wspólnie z norweskim Lervigiem Jopen uwarzył piwo o nazwie Don't tRYE this @home!! To wzbogacona o słód żytni (aż 70% zasypu!) interpretacja stylu barley wine. Piwo jest zaiste oleiste i gładziutkie, a odczucie to jest spotęgowane niskim wysyceniem piwa. Piwo jest potężnie słodowe, a pierwsze skojarzenia wędrują ku zbożowości i pieczonej skórki chleba. Podpiekane nuty zmieniają się w bardzo ładne suszone ciemne i czerwone owoce. Doskonale komponuje się to z gęstym płynem, które przypomina wino tym, że pojawia się nuta alkoholowa. Przy 12% nie powinno to chyba dziwić, ale nie ukrywam, że piwo mogło sobie jeszcze trochę poleżeć. 7/10.


Pity niegdyś Ongelovige Thomas, smaczny quadrupel, skłonił mnie do zakupu jego leżakowanej wersji - Thomas en Kenau. Kenau to lokalny destylat, który leżakuje w dębowej beczce. Nie da się ukryć, że to 10% piwo przesiąknęło waniliową nutą i nieco nieułożoną dębiną. Sam alkohol też mógłby się lepiej ułożyć. Charakterystyczne dla quadów nuty owoców są bardzo mocne i robią świetną robotę, a za sprawą delikatnego kwasku piwo uzyskuje większą głębię. Plusem jest oczywiście pełnia piwa, które jest gęste i oleiste. Szkoda, że nie dałem mu poleżeć. 7/10.


Get in the sea! to znacznie bardziej pojechana kolaboracja czterech browarów (Grateful Deaf Brewing, Waen Brewery i Hopcraft Brewing), która została zainspirowana walijską potrawą laverbread robioną z wodorostów. To właśnie one (dokładnie to szkarłatnica pępkowa) zostały dodane wraz z suszonymi pomarańczami do piwa, którego bazę stanowił angielski porter. Piwo jest lekko wędzone, przypiekane, karmelowe i owocowe (suszona śliwka). Pachnie bardzo wyraziście, a w smaku jest gładkie i leciutko słonawe. Bardzo ciekawe i złożone piwo. Mała butelka to stanowczo za mało, jak na oferowane smaczki. 8/10.


Czwartym piwem z zakupionych Jopenów było India Pale Ale Grateful Deaf z corocznego kooperacyjnego warzenia. Pisałem o nim przy okazji pobytu na Luboniu Wielkim i możecie poczytać o tym tu (klik!).

Nie licząc ostatniego piwa, którego z pewnością nie kupiłbym, gdybym dopatrzył się nazwy użytego chmielu, Jopeny okazały się być wartymi swojej ceny, smacznymi piwami. Więcej takowych!

Zobacz także

2 komentarze

  1. Ostatnie piwo zakupiłam Ja ;)bo byłam ciekawa.. i już wiem, że nie będzie następnego razu ;P

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy