W jaki sposób sprawić
aby czas świąteczny istotnie wyróżniał się w roku? Tradycja nakazuje
ubranie choinki (najlepiej w Wigilię rano), smażenie karpia w
migdałach (nie mam pojęcia, z jakiego powodu to zadanie przypada
zawsze mnie), pakowanie prezentów, oglądanie Kevina Samego w Domu
lub – najbardziej świątecznego filmu wszech czasów – Szklanej
Pułapki („Now I have a machinegun, ho ho ho!”). Inna
tradycja nakazuje kłócenie się na potęgę, rozdrapywanie ran
rodzinnych, wytykanie sobie potknięć sprzed lat, jątrzenie,
pretensje i gorzkie żale. Gdy druga tradycja zaczyna górować nad
pierwszą, to znak (niczym pierwsza gwiazdka na niebie), że należy
pójść na balkon, gdzie pomiędzy wigilijnymi smakołykami
poupychane są chłodzące się piwa świąteczne.
W tamtym roku było nijak (klik!), w tym zapraszam na pięć piw
świątecznych, bardziej ortodoksyjnych, mniej ortodoksyjnych,
typowych i nietypowych. Na początek zaznaczę jeszcze, że fanem
nadmiernego przyprawiania ingrediencjami rozmaitemi nie
jestem. Chyba że to chmiel, tego można sypać na potęgę.