W ubiegły, wyjątkowo długi weekend (10-13. listopada) katowicki Browariat obchodził trzy lata swojej działalności. To już tyle minęło, od kiedy nieco zaskoczony zaproszeniem przemierzałem skryte w jesiennym mroku ulice Katowic, kierując się na ulicę Francuską (klik!). Do tej pory kojarzyła mi się ona z tym, że trzeba przez nią przejechać, by dojechać w jakieś ciekawsze miejsce. Browariat był trzecim (no może czwartym jeśli policzymy C4, które mnie do siebie wciąż nie przekonuje) pubem z dobrym piwem w stolicy Górnego Śląska (po Białej Małpie i Namaste). Dziś jest tych miejsc więcej, a Browariat wpisał się w krajobraz piwny tak mocno, że nie potrafię sobie wyobrazić, że go tam nie ma. Jak było na urodzinach?
Do Browariatu wybierałem się od dawna. A to kasa się kończyła, gdy miesiąc jeszcze nie miał zamiaru czynić tego samego. A to nie było mi specjalnie po drodze z Katowicami. Czas mijał, a piwo odłożone mi przez Roberta leżakowało sobie tam spokojnie. Po powrocie z wakacji nie dość, że zostały mi jeszcze pieniądze, to czas pozwolił mi na możliwość pokibicowania Polakom zdobywającym mistrzostwo świata w siatkówce. Akurat był półfinał. Półfinał ten był wspaniałą okazją, do przyjrzenia się bliżej zmianom jakie zaszły w portfolio piw dostępnych w Browariacie.