Albrechtický Pivovar

10:00

Pandemiczny 2021 nie pozwolił mi na wielkie szaleństwa, ale jak tylko dało się śmignąć za granicę, to czmychnąłem. Tak jak tego razu, gdy postanowiłem nadrobić ogromną zaległość i nawiedzić zaolziańskie Olbrachcice. Tak po polsku nazywa się wieś Albrechtice. Tam też w niepozornym miejscu stoi Albrechtičky Pivovar. Zapraszam tuż za polską granicę.

Olbrachcice leżą kilka kilometrów na północny zachód od Cieszyna. To dosłownie rzut beretem. Choć wieś otoczona jest przez zdegradowane tereny pogórnicze (w sąsiedniej Stonawie można kręcić filmy sci-fi o końcu cywilizacji), to sama wieś sprawia spokojne, nawet sielankowe wrażenie. Browar znajduje się na sporej wielkości gospodarstwa rolnego, a budynek służył wcześniej w hodowli krów jako obora.  Miejsce wygląda bardzo peryferyjnie. Choć browar działa od 2017 roku, to okoliczni mieszkańcy nie do końca wiedzą, że mają u siebie browar. W Albrechticach mieszka około czterech tysięcy ludzi, z czego ponad 20% to Polacy. Wspominam o tym nie bez powodu. To Polak jest właśnie piwowarem w Albrechtickim Pivovarze. Choć nie jest miejscowy.


Michał Kochaniewicz jest Cieszyniakiem, był twórcą browaru Fabrica Rara, który na pewno pamiętacie. Jeśli nie tęsknicie czasem za pięknie wydawanymi piwami z dodatkiem rozmaitych herbat, to znaczy, że ich nie piliście. Nic dziwnego, to był towar mocno deficytowy. TUTAJ możecie zobaczyć, o co chodziło z tymi piwami. Michała przyłapałem akurat w czasie dyskusji z lokalsem, który przyszedł po piwo. W tym celu należy zadzwonić do wyglądającej na garażową bramy i czekać na otwarcie okienka.


Ja do środka wchodzę przez wejście dla pracowników. Budynek byłej obory podzielony jest na dwie zasadnicze części. W pierwszej stoi trzynaczyniowa warzelnia o wybiciu 10 hektolitrów, która swoim lśniącym cielskiem dominuje panujący wokół artystyczny nieład. W normalnych czasach ludzie mogą napić się piwa na miejscu. W czasie pandemii to pomieszczenie jest magazynem rzeczy rozmaitych, biurem (minimalistycznie zbudowanym ze skrzynek na piwo) oraz sklepikiem. Wybór gadżetów jest oszałamiający. Wśród kilkunastu wzorów szkieł znajdują się także kufle z kolorowego szkła ręcznie dmuchane przez zaprzyjaźnionego rzemieślnika. Piękna rzecz!


Drugie pomieszczenie to leżakownia. Jest pełna rozmaitych tanków - 10, 20 i nawet 40 hektolitrowych. Piwo rozlewane jest do kegów, butelek, petów i nawet puszek. W tej chwili w czeskim krafcie liczące się browary muszą rozlewać się do puszek.


Bardzo miłym akcentem jest obecność w browarze pracownika miesiąca - niespecjalnie przepracowanego kota.


Na wynos wziąłem prawdopodobnie wszystko, co było do spróbowania. Browar warzy trochę klasyki czeskiej, klasycznej nowej fali oraz bardziej wykręcone piwa w serii Brewmaster's Madness.


Z tych klasyków bardzo posmakowało mi Pipa 15% - super nachmielone, nietypowo bo w czerwone owoce, cytrusy i zioła. Pyszka! Pankac 11% to prawilne APA, lekkie, pijalne, niczym nie zaskakujące - w sam raz do Martwej Zimy, w której byłem najbardziej nieudolnym zdrajcą w historii gier planszowych. Pius 11% to klasyczny w każdym calu czeski lager. W bezpośrednim starciu z polskim odpowiednikiem z Brofaktury jednak przegrał. Niemniej jednak to dobre piwo. Pierun 13% to takie polotmave, jakich wiele. Kiedyś lubiłem, bo w sumie miła odskocznia, dziś mam nie po drodze. Ale to jest ok, jak ktoś lubi, to mu posmakuje. No więc podstawowa oferta bardziej niż w porządku. Czas na szaleństwa!

Mandala to india pale lager z bardzo czystym lagerowym profilem i piękna nutą mandarynkową, bardzo pijalne połączenie, literek szybko znika. Pacific Waves to zaś west coast APA. Ziołowe, totalnie wytrawne, gorzkie, całkiem przyjemne ciało. Nuta (może bardziej podświadoma) masełka. Przyjemne. Cerveza de Capolitos to warzone dla sieci meksykańskich knajp APA z dodatkiem ostrej papryczki. Piwo jest dokładnie takie, jak powinno. Lekkie i ostre. Spoczko. Rolling Berries to NEIPA z dodatkiem tytułowych owoców. No za dużo ich jak dla mnie, co przy raczej niskiej goryczy podkręca soczkowatość i w efekcie bardziej to sok niż piwo. Nie moja bajka. Gosi smakowało. No koniec zostawiam sobie Baltic Storm, porter bałtycki. Piłem go w czasie polskiej ofensywny porterów i wydał mi się bardzo nijaki i nieco wodnisty. Na szczęście mam jeszcze jakieś puszki, do ponownego sprawdzenia. 

Jak widzicie browar ma bardzo ciekawą ofertą, a bliskość polskiej granicy jest dodatkowym powodem, by tam jak najszybciej jechać na piwo i po piwo! Czego Was i sobie życzę!

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy