Piwa znad jezior

10:23

Koniec i początek roku to czas podsumowań. Ja rozpoczynam bardziej intensywne podsumowanie mojej podróży do Anglii. Dziś zabieram Was tam, gdzie najbardziej lubię - w góry. Surprise - w Anglii są góry. Jeśli komuś Wyspy Brytyjskie kojarzą się górami to zwykle są to pasma w Szkocji, Irlandii lub Walii. Anglia wydaje się być płaska jak wykres encefalografu podłączonego do Macierewicza. Błąd. Może i góry nie są najwyższe, najwyższy szczyt Anglii - Scafell Pike nie przekracza 1000 metrów i jest dopiero trzynastym pod względem wysokości na Wyspach, ale już z daleka widać, że góry to nie przelewki. Dziś przejdziecie się po Lake District w Kumbrii i zobaczycie jeden z tamtejszych browarów - Hawkshead.


Góry po raz pierwszy zobaczyłem tuż po przyjeździe do Morecambe. Trudno ich zresztą nie zobaczyć. Rozciągają się po drugiej stronie Zatoki Morecambe, dominując cały krajobraz i rozbudzając fantazje. 

Dość oryginalna panorama gór znajduje się w centrum Morecambe

Park narodowy Lake District jest największym w całej Anglii. Jeden z ciekawszych zakątków Anglii, bardzo popularny wśród turystów, to kilkanaście wielkich jezior pośród gór. Jak już wspomniałem nie są najwyższe, ale zaczynają się tuż nad morzem, więc przewyższenia są całkiem spore. Wielką popularność zdobyły w okresie romantyzmu, gdy ściągali tu poeci, malarze i muzycy. Góry to skaliste szczyty, głębokie i zielone doliny wypełnione stadami owiec, gęsto zabudowane miasteczka, w których dominuje jeden budulec - ciemny kamień.


My przyjechaliśmy pokręcić po jednym z licznych, świetnie oznaczonych szlaków. W ciągu jednego dnia poczułem się jak na Mazurach, byłem w "tatrzańskich" jaskiniach, spacerowałem pomiędzy szczytami rodem z Małej i Wielkiej Fatry, a całość z daleka przypomina Bieszczady. Do tego dochodzi architektura, która jest zupełnie inna od naszej, ze wszechobecnymi, niezniszczalnymi kamiennymi murkami. Szkoda tylko, że angielskie lato przypomina polską jesień - w dodatku niezbyt złotą. W Lake Distict pada ponoć 200 dni w roku, ale nam szczęśliwie nie udało się zaliczyć ulewy.


Marketowe piwa (Brewdog i Hardknott) okazały się dobrym wyborem, bo sięgnięcie po piwa ze znacznie bardziej lokalnych browarów było oczywistością. Do samych piw może jeszcze kiedy wrócę. Najważniejsze jednak było to, że  w drodze powrotnej zajechaliśmy do browaru.

Hawkshead Brewery powstał w 2002 roku tuż obok miejscowości Hawkshead w... stodole. Już w 2006 roku przybytek okazał się niewystarczający i browar przeniósł się na drugą stronę jeziora Windermere do miejscowości Staveley. Dziś zlokalizowany jest tuż nad rzeką Kent w strefie przemysłowej po byłym młynie. Pomimo średnio ciekawego otoczenia firm i magazynów browar wyróżnia się architekturą. Do starej części budynku dobudowana została nowoczesna, przeszklona część, w której trudno nie zauważyć dwóch ogromnych tanków leżakowych o pojemności 110 hektolitrów. Muszę przyznać, że wnętrze browaru robi spore wrażenie.


Jednorazowe wybicie warzelni, którą podziwiać można z przeszklonej galerii, to 20 baryłek, czyli ponad 30 hektolitrów. Pozwala to wyprodukować około 360 hektolitrów piwa tygodniowo. Masa. Warzone są zarówno real ale, których można napić się nalewanych grawitacyjnie z beczek (casc), jak i piwa do kegów.


Powstają tam zarówno piwa tradycyjne dla brytyjskiego piwowarstwa (pale ale i bittery z odpowiednim twistem), jak i bardziej nowofalowe napitki. Ratebeer wymienia tylko 85 piw, które powstały w browarze. Są w tym jednak takie perełki jak kooperacje z Cigar City, Crooked Stave, Lervigiem, Magic Rock czy Tiny Rebel.

W prawym dolnym rogu widok sprzed browaru

Znajdujący się przy browarze pub wypełniony był ludźmi i graną na żywo muzyką. Wnętrze jest jasne, ciepłe i przytulne. Do wyboru jest kilkanaście piw, bierzemy po jednym i butelki do domu na wieczór. Dla mnie i Gosi wziąłem dry stout i imperial stout. I co? I były świetne. Dry Stone Stout to taki zupełnie klasyczny dry stout, który zachwyca palonymi słodami i posmakami kawowymi. Niskie wysycenie i gładkość sprawiły, że piło się go świetnie. 7/10. Imperial stout był jednak lepszy. Pełny i gładki zachwycił mnie intensywnością aromatu kawy, kakao i wanilii. W smaku mieszały się one z gorzką czekoladą i popiołem. Czad. 8/10.


Takiego przybytku możemy pozazdrościć mieszkańcom Staveley i okolicy, chciałoby się częściej tam zaglądać. My mieliśmy przed sobą jeszcze kilka piw w domu.


Lakeland Gold wypiliśmy kilka dni wcześniej w plenerze na klifie. To - jak chwali się browar - dobrze nachmielone golden ale. Ta pozorna sprzeczność zostaje wybaczona, gdy do nosa dochodzi cytrusowy zapach chmielu Cascade, który ciekawie współpracuje ze słodowością piwa. Leciutki karmel czmycha pod naporem grejpfruta i całkiem wydatnej goryczki. Jeden z lepszych pitych przeze mnie goldenów. 7,5/10. Key Lime Tau otrzymałem w jednej z knajpek w Lancaster, gdy poprosiłem o coś rzadkiego i trudno dostępnego. To też było przed wizytą w browarze. To kooperacja ze wspomnianym Crooked Stave, uwarzona po raz pierwszy w ramach International Rainbow Project w 2015 roku. To także golden ale, ale nie dość że z dodatkiem zestu z limonki i trawy cytrynowej, to jeszcze zakwaszone bakteriami kwasu mlekowego. 6,28% alkoholu jest tu potwornie pijalne. Piwo smakuje jak wyciskany z owoców sok, a kwaśność nie jest przesadzona. Super. 7,5/10. Windermere Pale to pale ale z twistem. Delikatnie cytrusowy aromat Citry chowa się za dużą słodowością i biszkoptem. Piwo jest mięciutkie i pije się smacznie, choć tego aromatycznego chmielenia mogłoby być więcej. Jest zaskakująco gorzkie. Spoko. 6/10. IPA także nie jest angielską klasyką - została wzbogacona o chmiele z Ameryki i Nowej Zelandii. Może nie jest to jakieś super piwo, ale jak na standardy brytyjskie, robi świetne wrażenie. Aromat i smak jest wyraźnie cytrusowy i ananasowy. Słodycz zapachu skontrowana jest sporą goryczką. Piwo jest dość mocno wysycone, co mi akurat średnio odpowiada. Niemniej jednak jest to piwo, które można spokojnie kupić i nie żałować. 6,5/10. Red to taki karmelowy bitter, który w posmaku zostawia odczucie ziemistego chmielu. Piwo jest mięciutkie ale nie dość pełne. Niby ok, ale nie wyrasta ponad przeciętność. 5/10.

Browar wspominam szczególnie miło, jako bardzo ciekawe miejsce. Warzone tam piwa wyraźnie wyróżniają się na tle tradycyjnego anielskiego piwowarstwa. Polecam szczególnie okolice browaru i góry.

Zobacz także

5 komentarze

  1. Key Lime Tau było zakwaszone chyba lactobacillus, a nie laktozą ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno chodzi o bakterie kwasu mlekowego :P A co konkretnie oznacza "lacto infused", to pewien nie jestem. Dzięki za czujność! Poprawiam to uproszczenie;)

      Usuń
  2. Zdecydowanie jest to pięknie położony browar, z bardzo dobrym craftem wyróżniającym się na morzu nijakich wyspiarskich ejli ;P Hawkshead Brewery Anglia może się chwalić i zachęcać do odwiedzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No pewnie ,że są góry w Anglii :). Ja za płotem mam Góry Pennińskie, których najwyższy szczyt to Cross Fell (893 m n.p.m.). A Lake District jest przepiękne i dobrze porównałeś i do Mazur, i do Bieszczad. Będąc nastpępnym razem w tamtych okolicach zajrzymy dzięki Twojemu wpisowi do Hawkshead Brewery :). Pozdrawiam z szarej, zamglonej, północnej Anglii :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No Anglia nie kojarzy się z nimi kompletnie. Miejsce polecam! Pozdrawiam z zimowej Polski. W piątek ma być -10°C w dzień ;)

      Usuń

Obserwatorzy